1 stycznia 2024

Ciepła zima


Jak pokazują powyższe i poniższe zdjęcia, robione wczoraj, czyli w dzień sylwestrowy, zima odeszła wraz z końcem roku i przyczaiła się za przebraniem jesieni. Temperatury oscylują plus minus blisko zera Celsjusza, nocą i za dnia, więc piece chodzą oszczędnie po kilka godzin w ciągu doby i dobrze jest. Kozy w taki ciepły czas wychodzą pod naszą kontrolą na przechadzkę i skubią co tam znajdą, gałązki zakrzaczeń, zielone igliwie sosen i jałowców oraz kępki traw. Są już mocno brzuchate. Bardzo spokojne i powolne.
Z brakiem mleka na razie poradziłyśmy sobie tak, że raz w tygodniu Anna przywozi kilka litrów świeżego mleka krowiego kupione na miejscowym targu. Od razu stawiam jeden litr w jogurtownicy, wymieszany z kilkoma łyżkami ulubionego jogurtu Activia (okazuje się być najsmaczniejszy i najefektywniejszy). I w ten sposób zdobywamy smaczny naturalny jogurt na codzienną przekąskę albo śniadanie. Mleko jest od zdrowej wiejskiej Mućki, kwaśnieje i wydziela śmietanę jak należy. Podkreślam sprawę, bo w rejonie gdzie są większe hodowle krów mlecznych można się naciąć na "mleko antybakteryjne", które zamiast kisnąć gnije. Krowy są przerasowione (nierzadko o chorych parametrach), specjalnie karmione antybiotykami, aby dawały mleko jałowe, które dopiero w mleczarni sztucznie się zakwasza co wola producenta sobie zażyczy. 
Pozostała z dostawy reszta idzie do zabielania porannej jaglanki czy owsianki, do kawy i na smaczek dla psów. Gdy braknie, wyciągam butelkę zamrożonego koziego  mleka i ono służy w międzyczasie do następnego zakupu.
Awaryjne mleko w kartonie czy nawet to w butelce robiące za naturalne, ze sklepu jest tak nam obu niesmaczne, że szło najwyżej dla psów, Anna dolewała je sobie do kawy, ale za każdym razem głośno wyrzekając.


Ptaszydła mają się dobrze. Gąska Pulcheria, mimo wdowieństwa i sporej już wiekowości, ma dobry humor. Zakolegowała się z kaczusią Kasią i resztą stadka kaczego, zarządza także sprawnie kilkoma kurami, które nam pozostały. Kury niosą się cały czas, choć niecodziennie, a Pulcia w ten prawie wiosenny czas zniosła mi już 4 wielkie gęsie jaja. Które skrzętnie zbieram, jako dotknięta alergią na kurze białko i stosuję do lanych klusek czy placków. 


Psiska pełnią swą podwórkową wartę pilnie obwąchując wszelkie ślady.

A indyki, już ładnie podrośnięte wyfruwają z rumorem ze swojej indyczarni i łapią ciepło i słońce w każdej suchej chwili dnia. Gdy zaczyna padać wracają pod dach. Jak się okazuje, jest wśród nich kilka indorów i trzeba będzie je pod wiosnę albo sprzedać albo ubić. Bo zgody w stadzie nie będzie, tylko rywalizacja o samice i krwawe, mordercze bitwy.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz