7 listopada 2022

Wilcze szczęście

Nastały mgliste wilgotne dni właściwie od chwili, gdy słońce weszło w znak Skorpiona, jeszcze w październiku. Czasem kilka promyków wychyla się w ciągu dnia zza chmur, ale to rzadkość. Do tego zmiana czasu wydłużyła wieczory, i ktoś kto wstaje nawet o 10 rano jak ja, musi szybko cieszyć się dziennym światłem, żeby nie popaść w melancholię.

Anna jeszcze przed Wszystkimi Świętymi chwyciła za widły i zdołała załadować kilka fur obornikiem, który wywiozła tu i ówdzie dla wzmocnienia żyzności gleby ogrodowej. Niestety, wciąż największy boks pozostaje nieruszony. Bo weszły święta a z nimi dopadł nas obie katar z krótkotrwałym na szczęście bólem gardła. Pomogły witaminy C i D3, które zawsze są w domowej apteczce, krople do nosa (oj, bez nich krucho by było!), tabletki od bólu głowy i dawki koncentratu jodu, który od jakiegoś czasu suplementuję. Tu muszę stwierdzić, a ciekawa byłam, że nieco większa niż zwykła codzienna dawka owej słonej wody wywołała zbawienną gorączkę tak samo jak jodek potasu z aptecznej buteleczki o nazwie płyn lugola, o czym opowiadałam na tym blogu już nie raz. Wieczorem chwycił mnie ból gardła, w nocy przyszły dreszcze i zaraz gorączka, która otarła się o 38 stopni, i rano ból zniknął, pozostawiając jedynie chrypkę, która trwała dwa dni. O dolegliwościach już nie pamiętamy obie.

Anna zaś wsiadła na traktor i zwozi od wczoraj "chrust" z działki leśnej, który tam naskładała jeszcze wiosną. Nawilgł od rosy i mgieł i pachnie intensywnie grzybami, ale fura za furą pozwala swoje złożyć do kupki. Rosnącej z dnia na dzień systematycznie. 

Z innych nowin, w sam wieczór Wszystkich Świętych, gdy nad wschodnio-południowym lasem unosił się świetlisty róg księżyca w kwadrze wywołał nas na taras szczególny dźwięk. Wstrzymałyśmy oddech nasłuchując. I zaraz przyszedł odbijający się niesamowitym echem od ściany drzew wilczy głos. Najpierw pojedynczy, potem dołączył drugi i trzeci, w pewnej odległości, od wschodnio-południowej strony. Wilki wyły do siebie, wycie niosło się wilgotnym powietrzem niesamowicie wyraźnie, a psy wioskowe ujadały wściekle spod swoich bud.
- Dziady przyszły! - orzekłam. - Coś się szykuje niedaleko od nas.
- No, pięknie. Jeszcze i wilków nam brak do szczęścia...

1 komentarz:

  1. U nas wilki obserwujemy od dawna, sąsiad pasie swoje kozy blisko domu, choć za górką trawy też mnóstwo, ale zwierzęta poza zasięgiem wzroku, trzeba by pilnować.
    Przechorowaliśmy pół września i październik, choróbsko za choróbskiem, na osłabiony organizm wirusy rzucały się z furią:-) a i jeszcze teraz sił brak, pewnie aż na wiosnę dojdziemy do siebie.

    OdpowiedzUsuń