Po raz pierwszy eksperymentalnie w tym roku posadziłyśmy w tunelu buraki ćwikłowe z (własnoręcznie przygotowanej) rozsady. W gruncie posiane są także, lecz nieco później, więc nie ma się jeszcze czym raczyć. Te będą na późniejszą, zwykłą porą jesienną. Dzisiaj jednak Anna przyniosła do domu z dumą cztery wielkie czerwone głowy, żądając na obiad zupy burakowej.
Którą-żem z radością przyrządziła, bo mi już zupa kim-ći, acz wciąż smaczna, to jednak gotowana raz za razem nudna zaczęła się wydawać. Miłe urozmaicenie dla podniebienia. Z dodatkami innych warzyw, zeszłorocznych marchwi i ziemniaków od rolnika, domowego sosu paprykowego i suszonej papryki z własnego ogrodu, tegorocznego selera naciowego, cebulki, szczypioru, czosnku, lubczyku, tymianku, kopru z ogródeczka oraz wkładki z kości koźlęcej, końcówki kiełbasy domowej i łyżki takoż domowego octu jabłkowego dla zaostrzenia smaku. Wyszło ostro, słodko i kwaśno, czyli tak jak lubię.
Poza tym ostatni lęg okazał się całkowicie rozczarowujący. Na 20 jaj od rolnika wylęgły się 3 pisklęta, reszta jaj okazała się niezalężona. W takim razie Anna w te pędy udała się do miasta i przywiozła z wylęgarni partię maluszków jednodniowych, aby zdążyć je sprytnie podłożyć pod indyczkę-kwokę i zaadoptować.
Przyjęły się, noc przespały jak na ptaki przystało pod ochroną zastępczej matki czyli niani i raniutko wylądowały w pudle pod lampą, aby bezpiecznie nabrać sił do samodzielności. Znów świergot w domu, na szczęście potrwa to tylko kilka pierwszych dni. Potem pójdą z jenduszką na wybieg.
Niestety, nie dało się przyoszczędzić, weszłyśmy w koszty hodowlane, ale z drugiej strony kury niosą się dobrze, stali klienci dopisują i stado zarabia na swój roczny wikt i opierunek z nawiązką tak, że stać je na zakup narybku było.
Z innych bliskich sercu ptasząt, to od wczoraj obserwujemy pierwsze nieśmiałe obloty naszej przyoborowej jaskółeczki, asekurowanej troskliwie przez rodziców. Zdarza jej się najczęściej lądować w altanie i tam odpoczywać, więc miewam pole ostrożnej obserwacji z bliska, gdy zaraz pojawiają się mama z tatą i siadają po jej bokach, gotowi bronić małej niezdary w każdej chwili. Przedwczoraj wypadła z gniazda i Anna znalazła ją w kozim boksie, obejrzała, czy nic się nie stało, posadziła troskliwie na brzegu żłoba i odeszła, zaglądając po jakimś czasie. Jaskółeczka szybko stamtąd znikła, a teraz jej widok uspokoił nasze serca, że nic złego się nie stało, poradziła sobie szczęśliwie.
Bardzo lubię takie ptasie obserwacje, ostatnio martwiłam się, że samica drozda nie wróciła do gniazda, gdzie wysiaduje 5 jajeczek, pewnie już drugi lęg. Ale po jakimś czasie błysnęło jej oko wśród gałęzi, a mnie wrócił spokój:-) Tyle zieloności z grządek to bogactwo, mile zaskoczyła mnie sałata rzymska, a burak liściowy na stałe wszedł na stół; wszystkiego dobrego, pozdrawiam serdecznie.
OdpowiedzUsuń