Przyznaję, że wpisy na tym blogu stały się rzadsze od jakiegoś czasu. Wpływa na to kilka powodów. Po pierwsze i najważniejsze: szczegóły z osiedlania się, budowania, hodowania i zagospodarowywania przestrzeni zostały już tu wielokrotnie opisane pod różnymi kątami. W tym nowym roku minie 9 lat od chwili przeprowadzki do Kresowej Zagrody. Nastawienie zdążyło się zmienić. Pewnie najbardziej to dojrzeć i ustabilizować się na jednym poziomie, i dlatego brak koniecznej ekscytacji codziennymi zdarzeniami czy osiągnięciami, osiąganymi co rusz w podobny sposób. Ot, przyzwyczajenie.
Jesteśmy teraz na etapie każdego, nieomal każdego rolnika gospodarującego z roku na rok niezmiennie z dziada pradziada. Chyba trochę tak. W takim razie, o czym tu pisać więcej? W większości sytuacje powtarzają się podobnie, rok po roku.
Mimo, że staramy się wprowadzać zmiany, inwestycje (drobne), urozmaicać hodowle (dla własnej przyjemności, nie dla pieniędzy, których jest ni mniej ni więcej podobnie od lat), to wciąż na wiosnę trzeba siać i sadzić, potem wciąż łatać ogrodzenie, rąbać i układać drwa, jesienią ganiać z kozami, lub za kozami, które urywają się z nudnego pastwiska w ciekawsze leśne gęstwy sąsiednie, w tym czasie serowarzyć, dbać o pszczoły, miód odciągać, owoce zbierać i przetwarzać, aby na koniec roku móc odpoczywać przy ciepłym piecu, karmiąc dobytek dwa razy na dzień i spokojnie oczekiwać kolejnego przychówku.
Jak zawsze zrobiłam podliczenie roczne dochodów i wydatków i jak zawsze bilans wyszedł na zero. To dobrze, bo było kilka nagłych wypadków w tamtym sezonie i jakiś chochlik kazał nam wymienić podstawowe sprzęty agd, które uległy awarii, przede wszystkim kuchenkę gazową i lodówkę, w którą piorun strzelił. Na dokładkę mój komputer zaczął chodzić jak czołg i też się doprosił wymiany na nowszy i szybszy model. Jakoś starczyło, Bogu dzięki.
Obecnie zimujemy. Zdrowo się odżywiając i zjadając zapasy starannie jak co roku zrobione i podarowane nam przez gospodarstwo i pracę własnych rąk. Wystarczy na pewno do wiosny, a może i dłużej. Oczywiście, nie wszystko da się samemu wyprodukować. W zasadzie trzeba używać pieniądza, gdy chce się pić kawę naturalną i czarną herbatę, upiec chleb czy ciasto z mąki, której nie mamy swojej, posmarować ten chleb masłem, ugotować ryż czy kaszę. Kupujemy także makaron dla psów i podroby dla kotów i to jest właściwie największy stały wydatek na żywność. Bo domownicy są karmieni z garnka, żadnej sztucznej karmy nie dostają. Mleko już się w praktyce kończy, jest tyle co do kawy i dla kocieja Macieja, pozostało w zapasie kilka serów, i w zamrażarce zamrożonego twarogu na sernik, oraz mleka w razie potrzeby dla jakiegoś koźlątka na początek. Jaj nie brakuje świeżych, ani mięsa drobiowego i koziego, nieco wędliny domowej, do tego soki, dżemy i powidła, keczup domowy i marynaty grzybowe, ogórkowe i buraczane. Kapusta zakiszona, jak i zawsze jakaś świeża kiszonka z kapusty, buraczków, nawet kalafiora oraz kim-ći stoi w słojach. Zioła zebrane, można w razie chęci jakiś napar herbatopodobny czy leczniczy uskutecznić. Miód w dostatecznej dla nas ilości także do użytku w każdej chwili. Na popitkę jest też piwo domowe i wino.
Właściwie skłamałam pisząc, że nic nie robimy oprócz podstaw. No, tak. Anna szaleje z siekierką w lesie prawie każdego dnia dwie godziny, bo działkę wzięła z leśnictwa i drewno składa na kolejny zapas doroczny. Ja zaś staram się uczyć, zwiększać swoją wiedzę na różne tematy, poznawać nowe dziedziny, udoskonalać to, co już umiem. Myśleć, pisać, rozumować. Ot, jak zawsze.
Co do domowników mają się świetnie. Kola, a właściwie babcia Kola ("babciu, babciu, a dlaczego masz takie wielkie zęby?") ma się dobrze, a nawet jak na swój zaawansowany wiek 13 lat bardzo dobrze. Operacja okazała się udana i potrzebna. Pies jest odrodzony, ma dobry nastrój, interesuje się światem i towarzystwem, to najważniejsze. Nawet jakby milsza się zrobiła, mniej "kolczasta" i warkliwa, z chęcią pozwala się przytulać, czego do tej pory nie lubiła.
Kociej Maciej jest już dorosłym kocurem. I jest piękny. Puszysty, kosmaty, z wielką kitą, znać, że ma w genach jakiegoś rasowego przodka. Być może uda mi się odnaleźć w jakiejś szafie zdjęcioroba, to unaocznię.
Podsumowując: oby nam się (i Wam oczywiście jako nam) wiodło podobnie i po równym także i w tym 2018 roku!
Witam, jesteście niemalże niezależne od reszty świata i to chyba jest w tym wszystkim najważniejsze. Zdaję sobie sprawę ile to musi kosztować pracy i wysiłku i tym bardziej doceniam. Pozdrawiam z okazji Nowego Roku i życzę dalszych mniejszych i większych sukcesów!
OdpowiedzUsuńZycze dobrego i spokojnego nowego roku-ale niech będzie i pełen barw radosnych.
OdpowiedzUsuńdobrego roku...:)
OdpowiedzUsuńZdrowia, spokoju i dalej, tej codziennej stabilizacji(w wielkim mieście to raczej utopia) oraz radości z obcowania z ziemią, dobrych plonów i fajnych zwierząt.
OdpowiedzUsuńI może jeszcze bilansu za 2018 na plusie...
Najlepszego w Nowym Roku.A co do bloga to szkoda jeśli wpisy będą coraz rzadsze. Ale będzie można przynajmniej czytać te archiwalne...do których sama raz po raz wracam......pozdrowienia
OdpowiedzUsuńNiech Wam się darzy, a ziemia i inwentarz dalej dziękuje za ciężką pracę i opiekę.
OdpowiedzUsuńDla Was powtarzanie i stabilizacja, brak ekscytacji i przyzwyczajenie a dla nas zachwycenie i oczarowanie, inspiracja do marzeń.
OdpowiedzUsuńWszystkiego, co najlepsze na ten Nowy Rok!
OdpowiedzUsuńCodzienne, proste życie to najlepsze, co można sobie wymarzyć. I samowystarczalność. Tego nie ma w mieście. Serdecznie pozdrawiam!