Jednak jest taki czas. Że domowy quasi-camembert osiągnął fazę płynną i tak ostrą, nie mówiąc o intensywnej woni, jaką wydziela, że nawet butla wina na popitkę niewiele pomaga, żeby się nim raczyć. A szkoda wyrzucić przecież.
[niniejsze zdjęcie pochodzi z internetu, ale mniej więcej ilustruje fazę rozwoju takiego sera]
Wzięłam się więc za potrawę na ciepło ze śmierdzielinka. Eksperyment. Bardzo prosta w wykonaniu, jeśli ma się główny składnik. A tutaj, powiem wam, trudno jest. Śmierdzielinków bowiem w Polsce nie kupisz łatwo, ani w sklepie, ani prywatnie, taki to ich zakazany urok. Choć można samemu łatwo się dochować, jeśli ktoś kupi tzw. kozi ser miękki zrobiony na bakteriach pleśniowych i w odpowiedni sposób go przechowa w lodówce, bądź w piwniczce, najmniej miesiąc.
Ale dość o tym. Do dzieła!
Zapiekanka z ostrym bardzo dojrzałym serem pleśniowym
Składniki:
ziemniaki
łyżka masła
śmietana bądź podkwaszone mleko słodkie
ser w fazie zaawansowanej płynności
przyprawy: sól, świeżo zmielony pieprz prawdziwy, kurkuma, odrobina czarnuszki
Przyrządzenie
Ziemniaki obrać i wybrać jedną z dwóch wersji przyrządzania. Albo najpierw ugotować (można użyć takie, które zostały z wczorajszego obiadu), albo pokroić surowe w plastry. Położyć na dno naczynia żaroodpornego nieco masła, ułożyć warstwę ziemniaków, posypać hojnie przyprawami, i znów odrobiną masła, na to kolejna warstwa i znów przyprawy, tak do trzech razy. Całość polać serem dokładnie wymieszanym ze śmietaną, bądź podkwaszonym mlekiem i wstawić do piekarnika. Jeśli ziemniaki były surowe, to zapiekać przez godzinę w temperaturze 200 stopni. Jeśli były gotowane wystarczy pół godziny, a na koniec trochę poopiekać, aby zrumienić zapiekankę z wierzchu.
Hm, zapach może nie stanie się różany, ale na pewno bardziej znośny.
Podawać na ciepło z surówką lub sałatką ćwikłową, z kapustką kiszoną lub, co kto lubi.
Ja się zadowoliłam ćwikłą i mocnym kim-ći czosnkowym, idącym w parze z ostrym smakiem sera, a przełożoną na talerz zapiekankę potraktowałam jeszcze ulubionym domowym keczupem, żeby jej kolorków dodać. Mniam!
Najważniejsze: daje się zjeść! Nic się nie zmarnowało!
Witaj, też robię takie zapiekanki :-) Generalnie w zapiekance zmieścisz wiele różnych 'końcówek' z lodówki czy spiżarni. Ostatnio hitem u mnie w domu jest zapiekanka ziemniaczana, w której elementem są ogórki z zalewy, która niespecjalnie mi wyszła :-D A w zapiekance wszyscy chcą więcej :-DD
OdpowiedzUsuńSerdecznie pozdrawiam z opolszczyzny!
Ja robiłam takiego śmierdziela na studiach w akademiku.Kładło się kostkę serka brie w zimie na kaloryferze,na drugi dzień serek śmierdzielek był gotowy do konsumpcji a cudowny odór budził współlokatorów...To były czasy...
OdpowiedzUsuńTen komentarz został usunięty przez administratora bloga.
OdpowiedzUsuń