20 października 2012

Na rżysku

Jesień w pełnej krasie, pogoda też jak przystało na jesień, rano mglista i wilgotna, w południe ciepła i słoneczna, wieczorem spokojnie schodząca za czerwonawy horyzont wraz z kulą słońca. Umożliwia nam prace malarskie i dekoracyjne, które wzięłyśmy na siebie w Projekcie i teraz korzystamy z kilkudniowej nieobecności majstrów, aby je wykonać. Po ścianach chatki i słupach altany pociągniętych drewnochronem, przyszedł czas na pomalowanie drzwi i okien olejnymi farbami. Ania szykuje ozdobne deseczki na obróbkę okien chatki. I także je malujemy. Dzisiaj umyłam ściany wewnętrzne, będą pobielone, razem z sufitem.
Poza tym wspomnę ku zanotowaniu, że ostatnio spotykają mnie miłe sytuacje ze strony różnych ludzi, całkiem niezależne od siebie. A to ktoś pochwali mój ser, a to ktoś czytając tego bloga wpadnie zobaczyć miejsce i nas w realu, a to ktoś zainteresuje się produktami gospodarstwa (co, przyznaję, najbardziej jest nam obu miłe, gdyż praca sobie a muzom tylko bogatym z urodzenia przynosi najwyższą satysfakcję). Dostałam także zapytanie od pewnego pisarza, czy nie myślę o wydaniu tego bloga w formie książkowej, bo z pewnością byłby to sukces komercyjny.
Pytanie łaskocze miłość własną, ale i leczy lęki, że zabraknie mi kiedyś forsy na czarną godzinę (bo o chleb codzienny na gospodarstwie akurat najłatwiej, jeśli tylko chcieć go wypracować i sobie samej upiec). Ot, jak państwo nasze przyciśnie obywatela katastrem i innym obowiązkiem płatniczym, to wydam bestseller, i załatwione, spłacę i może jeszcze na jakiś zakup ekstra zostanie! Aż mi się buzia uśmiechnęła (jak mawiali moi przodkowie).
Na rozlewisku już było. Swoją niekończącą się opowieść nazwę "Na rżysku", a co!
Z pewnością lud miejski, chłonny wieśniaczych klimatów, aby ukoić swoje lęki i niepokoje wizją jakiegokolwiek malowanego wyjścia z opresji alergii, wrzodów żołądka, smogów, bólów głowy, nerwicy natręctw i innych nienaturalnych nałogów i ich efektów, przyjmie ten tytuł jako wieloznaczny symbol. No, bo rżę sobie z Mieszczuchów, jak oni rżą z wieśniaczych przywar, much i smrodów pola i obory, gumiaków, słomy w butach, wieśniaków na salonach, traktorów i traktorzystów, kombajnistów i pijanych drwali, albo zdunów. A może zmienię tytuł na: "Na rżysko!" i stanie się owa książka biblią Mieszczuchów rwących na Wieś, aby odnajdywać korzenie i komunikować się z duchami Przodków naszych? Piękna wizja, aż rosnę od niej.
Może od tego Szaman(ist)ką zostanę, warsztaty zacznę urządzać i kasować chętnych uczniów, potężniejąc w roli guru niczym dmuchany balon?

Tymczasem jednak dzień jak co dzień pędzi, jeden za drugim, nie dogonisz. Aż mi się od tego pamięć pogorszyła. Nie wiem co robiłam wczoraj, a co przedwczoraj. A może nie zrobiłam? Bo źle pamiętam? Blog się praktycznie przydaje, aby sprawdzić co i kiedy było, w wyszukiwarce. Kiedy ruja była, kiedy kura nasadzona, kiedy umowa podpisana, kiedy Kluska oko stracił.
Łoj, dużo tego świeżego powietrza trzeba "przerobić", naprawdę!

4 komentarze:

  1. Dzień dobry Ewo! Mam to samo z tym myleniem się dni. Człowiek w tym natłoku codziennych, przeważnie powtarzalnych czynności może nawet zapomnieć jak ma na nazwisko, co tak naprawdę nie jest ważne, bo dla wszystkich w gospodarstwie jestem po prostu gospodynią (lubię to słowo!), albo pańcią swojego psa, albo Olą dla bliskich. A wracając do tego, że dobrze piszesz - na pewno sama wiesz, że to prawda. I czy powstanie z tego kiedyś książka czy nie, to przynajmniej masz ten swoisty pamiętnik internetowy i w ten sposób utrwalasz chwile, przemyślenia, zapisujesz doświadczenia. Chyba po to też istniejemy, bo zostawiać jakiś ślad swego istnienia - niekoniecznie materialny...
    Uśmiałam się z rżenia na rżysku z miastowych...A w ogóle taki dziś pogodny poranek, że się wciąż uśmiechać chce i na spacer do lasu lecieć, po październikowych liściach brodzić, opieńki zbierać i zdjęcia pstrykać. Lecimy więc zaraz , bo się mój usmiechnięty pies właśnie przechadzki domaga, a robi to coraz bardziej natarczywie. Miłego dnia!

    OdpowiedzUsuń
  2. Ksiażki o samowystarczalnosci robią ostatnio furore w Stanach, tutaj tez się Anglicy zaczynaja coraz bardziej interesować, więc niekoniecznie na rodzimy rynek mogłabyś pisac, a TAM Cie przecie nawet nie znają...
    Miłe sytuacje i mnie zaczynają spotykać w odniesieniu do kresowej przyszłości, tak jakby wszystkie puzzle nagle zaczynały się, jeszcze na razie powolutku, układac w odpowiednich miejscach. Ale o tym to już Ci opowiem w chatce... ;-))

    OdpowiedzUsuń
  3. Dla jednych jest to blog o osiedleniu się Mieszczuchów na Wsi i integracji nowego ze starym, dla innych blog o permakulturze, ekologicznym życiu albo samowystarczalności. Dla mnie jest to notatnik zdarzeń na gospodarstwie i wniosków, które z gospodarzenia przypływają, takich ogólnożyciowych. ;-) ES

    OdpowiedzUsuń
  4. Tym bardziej takie opowiastki z życia w połączeniu z poradnictwem (jakie zreszta zamieszczasz, he he) to by był strzal w 10 ;-)

    OdpowiedzUsuń