19 października 2011

Los Ancymona

Od chwili, kiedy wczoraj pikujący jastrząb napędził niezłego stracha kurom, i oczom nie wierzyłam w jakim tempie i jak wysokim lotem uciekały z pola, gdzie przedtem żerowały, kogutowi coś z głową się porobiło. Grzebień z czerwonego zrobił mu się buraczkowy, adrenalina mu trwale podskoczyła, i dzisiaj z rana jednym uderzeniem dzioba powalił i obezwładnił białą leghornkę. Trafiony w oko kurczak zalał się krwią, stracił równowagę i zaniosłam go w tym stanie do lamusa na kwarantannę.
Najpierw deliberowałyśmy, czy go od razu nie zdekapitować, żeby się nie męczył, ale w końcu postanowiłyśmy dać mu szansę. Może się odpichci na osobności, jak kiedyś pamiętny Tancerzyk.
Dzisiejszego rana, dość niespodziewanie, bo ledwie z 2-dniowym opóźnieniem zjawili się wreszcie, obiecujący się już od wiosny, panowie dwaj do postawienia brakującej części ogrodzenia z tyłu domu i od strony tarasu.
Rozmierzyli, wyznaczyli, osmalili dębowe słupki w ognisku, co jest ponoć najlepszą impregnacją przed ich butwieniem w ziemi, rozmieścili je w odpowiednich miejscach, wykopali dołki i wkopali.


Po południu Ancymon znów zaczął demonstrować nadzwyczajną agresywność wobec kurczaków. Jednemu, który mu się nawinął wyrwał z szyi garść piór.
- No, cóż, przyszła na ciebie kryska - stwierdziłam bez serca.
Korzystając z obecności znających się na rzeczy mężczyzn, Ania schwytała w kurniku Ancymona, a jeden z nich na pieńku skrócił wściekusa o głowę już chwilkę potem...
No, i tak będzie czym robotników nakarmić...

2 komentarze:

  1. Dzięki za pomysł z opalaniem pali. Sprzedam go w zaprzyjaźnionym Gospodarstwie ;)

    A kogutek naprawdę jakiejś nerwicy dostał, że tak mu się pod grzebykiem poprzestawiało. Chociaż tyle, że na ludzi się nie rzucał. Z takim jednym miałam do czynienia u wujka. I chyba to był jedyny rosół, który zdecydowanie mi smakował :P
    Wam też życzę smacznego rosołu :D

    OdpowiedzUsuń