I kolejny miesiąc lata mija. Czas biegnie swoim trybem. Porzeczki zostały zerwane i spożytkowane, czarne, czerwone i białe. Kończą się ogórki - w tym roku powstał zwiększony zapas sałatek kilku rodzajów, bób został pożarty, zjadamy jarmuż i seler, fasolkę i fasolnik, a częściowo idzie do zamrażarki. Przed nami pomidory i jabłka.
Winko porzeczkowe bulgocze cierpliwie w gąsiorze. Nastawy ziołowych nalewek leczniczych uzupełnione macerują się (glistnik, piołun, orzech, goździk, pieprznik jadalny, dziurawiec).
Przeminął także doroczny festiwal folkowy w naszej gminie. Klasycznie, Anna prowadziła warsztaty ceramiczne i swoje stoisko, w czym jej pomagałam przez dwa popołudnia. Jako i zazwyczaj.
[Zdjęcie sprzed dwóch lat, ale nic się nie zmieniło]. No, może oprócz tego, że stopniowo wszystkim nam ubywa czasu i młodości, co sprawiło, że kilku dawnych znajomych ledwie poznałam przy niespodziewanej konfrontacji. Nie śmiałam zapytać czy i ja na tyle się zmieniłam. Cóż, w środku nic a nic mi nie brakuje, wręcz jakby ubywało mi zmartwień i ciężarów psychicznych, więc dusza wręcz się rozwija. Tyle dobrego.
Anna zaliczyła jeszcze inne jarmarki w okolicy i kilkudniowe warsztaty tradycyjnego wypału ceramiki tzw. siwej w domu kultury w sąsiedniej gminie. Z budową i paleniem stosownego pieca z cegły i gliny, co widać na zdjęciu poniżej.
Było trochę męczących upałów, ale przyzwyczajenie chyba robi swoje, ledwie je zapamiętałam. Teraz pojawiają się co rusz spontaniczne opady, zachmurzenie, wiatr, strząsający jabłka z drzew i pogoda jest znośna pod względem temperatury.
I przykłady takich podlaskich miejscowych naczyń, robionych bez użycia szkliw.
podziwiam Waszą kreatywność i pozdrawiam!
OdpowiedzUsuńTo kwestia cech charakteru osób spod kardynalnego znaku, a nie jakiegoś zamierzenia. :)
Usuń