18 marca 2022

Przedwiosenne ceny

Mimo wiosny za pasem noce wciąż są z przymrozkami, palenie w piecach zatem nie ustaje. Choć dnie są przeważnie słoneczne, co pozwala z racji fotowoltaiki używać więcej elektrycznego sprzętu, np. upiec chleb w piekarniku a nie w kaflówce, wypalić trochę ceramiki czy gotować na kuchence elektrycznej, a nie na gazie. Którego ceny mocno wzrosły. Ponoć już butla stówkę kosztuje, czyli 2 razy więcej niż w zeszłym roku.

Palenie w piecokuchni zimą (to rodzaj niedużego pieca c.o. z fajerkami) jest na tyle wygodne i oszczędne, że oprócz ogrzanego mieszkania i ciepłej wody w bojlerze można spokojnie ugotować obiad, wodę w czajniku czy karmę dla zwierząt. W gospodarstwie karmienie drobiu odbywa się codziennie niezależnie od sezonu, zatem zagotowanie takiego dużego garnka ziemniaków i ziarna to duży wydatek energii. Gdyby był to gaz, pewnie jedna butla starczyłaby zaledwie na miesiąc. Tymczasem wciąż jeszcze używam w nagłym wypadku gazu z butli kupionej na jesieni zeszłego roku! Tak, rocznie zużywamy najwyżej półtorej butli, zatem podwyżka ceny nie jest czymś dotkliwym w naszym przypadku. W cieplejszym sezonie, gdy tylko noce zaczynają być na plusie, przechodzę z c.o. na palenie w kuchni żelaznej. Stosy i stosiki okorowanych przez kozy, już porąbanych i w dużej mierze suchych gałęzi, które do tego najlepiej się nadają, zalegają w wielu kątach obejścia, czekając na puszczenie dymka przez komin w ciągu lata i jesieni. Anna przywozi je dość często z działki leśnej, aby stado miało co robić na dworze w pogodne dnie zimowe. Bydełko ogryza je pracowicie i z apetytem, a potem ja mam czym palić pod płytą.

Inna rzecz, podwyżka cen ziarna. Właśnie trzeba było dokupić pszenżyta dla kur. Cena, tak jak gazu, podwoiła się od zeszłego roku. Z tego powodu trzymanie dużej ilości niosek przestaje być opłacalne, koszty wzrosły, więc i cena jaj wiejskich również, klienci się kruszą. Kilogram jaj kosztuje teraz 16 złotych, co wychodzi mniej więcej złotówka za jajko. Tymczasem kury niosą się wiosną znakomicie i jaja wylewają się zewsząd w całym domu. Ostatnio oddałyśmy je w dużej ilości uchodźczym rodzinom ukraińskim, stacjonującym w gminie. "Domasznyje?" - kobiety się ucieszyły. I my też, że przynajmniej komuś się przydały. Płacimy też jajami pomagierowi za drobniejsze prace i fatygę.
W planie zatem zmniejszenie stada. Pięć niosek i kogut to wystarczająca ilość, zwłaszcza że mam uczulenie na kurze białko i zjada je tylko Anna. Mnie dokarmiają gęsi, kaczki i indyczki, jeśli już. Bo rzadko potrzebuję. Tak mi w nawyk weszło niejedzenie mącznych potraw, że i jaj nie ma do czego wbić.

Chłody nie pozwalają jeszcze zająć się na poważnie ogródkiem, do tego czeka nadal czyszczenie koziarni i wywózka obornika. Na razie papryka kiełkuje w doniczkach na parapecie kuchennym i w pokojach, a Anna wyciągnęła glebogryzarkę, którą uzdatniła grządki w cieplicy i zaraz je obsiała nowalijkami. Wczoraj zdołała przechwycić Andriuszę wracającego z pracy w lesie i udało nam się szybko i sprawnie zaciągnąć w trójkę folię na dużym tunelu. Kolejny ruch wykonany. I tak codziennie coś.

3 komentarze:

  1. Przyszła wiosna do Kresowej Zagrody,krok po kroku przybywa obowiązków. Biorę z was przykład i sieję nowalijki.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oby siewców przybywało! :) ES

      Usuń
    2. Oby siewców więcej było niż wojowników.

      Usuń