28 października 2021

Jesienne odcienie

Pogoda spokojna, bezwietrzna, słońce zza chmur, po jednej nocy z przymrozkiem opadły wszystkie liście z drzew. Brodzi się teraz w żółto-czerwonym suszu na ziemi. Żurawie i gęsi już odleciały wielkimi kluczami na południowy zachód. Z lasu skrzeczą jesienne wroniaste ptaszyska, sójki itp. wrzaskuny.
Anna wzięła się za piłowanie, po naprawie piły w serwisie. Pocięła pnie leżące jeszcze od zimy na kaczym dołku, i zwaliła dwie uschnięte sosny tamże. Zrobiła też porządek z jabłoniowymi i akacjowymi gałęziami gromadzonymi już od dłuższego czasu i wyszło, że nie ma się o co strachać, że na zimę, nawet najsroższą zabraknie opału.

Dwa tygodnie temu pojawił się kominiarz i przeczyścił komin, wdrapując się na dach niczym zręczna małpa, rękami i nogami, bez drabiny. Trochę sadzy opadło, została wygrzebana w piecu i wyniesiona na kompostownik. 
Przez kilka dni zagospodarowywałyśmy paprykę, ostrą i mniej ostrą. Część poszła na susz. Duża część na kiszenie w słoju. Inną wciąż jemy w różnych potrawach, gotowaną, pieczoną i na surowo. Z tej zakiszonej z dodatkiem domowego przecieru pomidorowego wyszło kilka słoiczków sosu. Z innej, zapiekanej z pomidorami, bardzo ostrej trochę więcej ostrego sosu, po którym chuch robi się gorący. Sprawa jeszcze się toczy, bo nie wszystko dotąd przerobione.

Jesienne rzodkiewki pozwoliły znów zrobić zapas kim-ći.

Oraz kaczusie w większości przeniosły się na drugą stronę. Oprócz trzech ubitych jedna zyskała klienta, zostały jeszcze dwa kaczory, tylko dlatego, że miejsca w zamrażalniku brakuje. Jednak od razu wybitnie zmniejszyła się ilość karmy, którą musiałam codziennie przygotowywać.
Jutro na obiad kaczka w buraczkach. Po ostatnich zupach, pomidorowej i ogórkowej miłe urozmaicenie.

Kozy jak żadnego roku dają wciąż sporą ilość mleka, choć przeszłam na dojenie raz dziennie, o poranku. Bywa 6-5 litrów, co każe wciąż serowarzyć. Mimo że zapasy dla nas są już właściwie wystarczające. 

Poza tym nastrój oscyluje pomiędzy jesienną refleksją, zwyczajną o tej porze i refleksją filozoficzną rodzącą się chcąc nie chcąc z obserwacji wydarzeń, które toczą się wokół nas, blisko. Trudno to opisać, bo i trudno ogarnąć rozumowo. Emocje wciąż się klarują, ukazując nieznane dotąd odcienie. Nie, nie jest to strach, ale duże spoważnienie, ostrożność, modlitwa (tak!). Puszcza wokół ma swój dziki i nieludzki cień, który stał się potrzaskiem dla zwabionych naiwnych, na który tacy jak my, zwykli ludzie, mogą jedynie bezradnie patrzeć. Czasem podać wodę czy kawałek chleba, i tyle.

3 komentarze:

  1. I ja obserwuję wydarzenia w Waszym regionie, ludzkie nieszczęścia omamionych złudną obietnicą; krążą wieści, że białoruskie korytarze zamykają się, a otwierają ukraińskie, co zresztą widać po wzmożonej aktywności pograniczników ... czas pokaże ...

    OdpowiedzUsuń
  2. Większość blogerów przeniosła się na FB lub,, insta", których nie cierpię. A ja niezmiennie podziwiam Was za wytrwałość, optymizm i mądre przemyślenia.
    Czekam na więcej, pozdrawiam
    Ryszard z Mazowsza.

    OdpowiedzUsuń
  3. Dzien dobry,
    napisalam do Pani e-maila. Bardzo prosze o kontakt. Serdeczni pozdrawiam. Dorota z Francji

    OdpowiedzUsuń