27 czerwca 2021

Oklapnięta satysfakcja

Praca trwa, choć nie jest to na szczęście praca monotonna i jednakowa. Każdy dzień jest inny w pogodzie i koniecznościach, pory roku się zmieniają, rośliny rosną, zwierzęta rodzą się, dorastają, wymagają zmieniających się naszych wysiłków i starań. Dlatego mogę rzec, że bywamy zapracowane, a nawet niekiedy przepracowane, tylko chwilami łapiemy nieco odpoczynku, aby zająć się nowymi kolejnymi czynnościami równie pochłaniającymi i niezbędnymi.
Sezon ciepły nie kojarzy mi się wcale z wakacjami, ale z mozolną codzienną robotą jedną po drugiej, systematyczną z konieczności, której przy okazji towarzyszy śpiew ptaków, zieleń lasu, zapach kwiatów i ziół, wiatr, deszcz, słońce, niebo w dzień, gwiazdy nocne czyli sprawy, za którymi gonią mieszkańcy miast o tej porze roku. Niestety nie potrafię im towarzyszyć w ich odprężeniu, wypoczynku, chęci zabawy i beztroski. Akurat wtedy nie!
Wręcz unikam spotkań, wizyt, bywania i przyjmowania, aby zwyczajnie wysiłku i napięcia sobie nie dodawać.
Przede wszystkim wymagana codziennie praca musi być wykonana, a zajmuje mi ona cały Boży dzień. Oczywiście, są w ciągu dnia przerwy między najważniejszymi czynnościami, ale zmienne, nieprzewidywalne, krótkie, właściwie zrywy przerywane niespodziankami, niepokojącym krzykiem kury w lesie, szczekaniem psów, beczeniem kozy na pastwisku, ćwierkaniem głodnych piskląt. Częstym ich karmieniem, interweniowaniem w konflikty albo niebezpieczeństwa różnorakie. Właściwie jedynie rano przy kawie mam czas zapisać sobie sen albo przeczytać jakieś rozmowy na grupach dyskusyjnych, odebrać mejle, odpisać albo i nie, po czym wchodzę w codzienny porządek rzeczy do zrobienia. Po południu znajduje się kolejna chwila (albo i nie), jak teraz, ale już za chwilę czeka mnie znów karmienie ptaków, obrządek, uporządkowanie kuchennych rzeczy, zjedzenie czegoś lekkiego, umycie się, aby móc usiąść na spokojnie do czegoś co mnie interesuje. Czasem jest to film, czasem książka, czasem horoskop. Raptem dwie godziny oddechu, dla siebie. 

Satysfakcje także się zmieniają. W zgodzie z dojrzewaniem czasu. Oto siano zostało dzięki pomocy Andriuszy umieszczone na stryszku paszarni. I dzień pracy na to poszedł. A Anna kończy wreszcie podwiązywanie ogórków i pomidorów we wszystkich tunelach. Może to robić jedynie wcześnie rano i późnym popołudniem w dnie upalne. No, udaje się nieco dłużej, gdy się ochładza, jak wczoraj i dzisiaj nie przymierzając.
Mimochodem zaczęły się już pierwsze zbiory ogóra. Wczoraj pierwsza porcyjka poszła na małosolne, a reszta do klienta. Zaczyna się kolejny trud. Zrywanie i przetwarzanie.  


Ale i ogrodnicza satysfakcja.
Poza tunelami też się sprawy rozwijają, choć wciąż jeszcze jest wcześnie dla pełni efektu.


Dynia, nieco oklapnięta od słońca. Czasem też się tak czuję, ha ha!

3 komentarze:

  1. Dziekuje za wpis pomimo, ze macie tyle roznych naglacych prac.Zawsze czytam z ciekawoscia.

    OdpowiedzUsuń
  2. Ja również dziękuję za wpis mimo nawału pracy.

    OdpowiedzUsuń
  3. Bardzo dziękuję za te wszystkie wpisy mimo zapracowania

    OdpowiedzUsuń