Żyję z uczuciem lęku i bezradności jako jednostka świadomie przynajmniej od 20 lat, a tak naprawdę od
dziecka. Kwestia "końca świata" zawsze była mi bliska. Z tym się urodziłam, może po to, aby coś z tym zrobić na ostatek. Apokaliptyczne koszmary trapiły mnie przez całe lata. Chcę pomóc zrozumieć ludziom, że to się naprawdę stanie i to nieodwołalnie. Nie po to, aby popadli w przygnębienie, ale stanęli oko w oko z prawdą, bo tylko prawda rzeczywiście wyzwala.
Powiem tak, moje wieszczenia zawsze się nie podobały, nikt
tego nie trawił i nie trawi, jestem z tym samotna, ale żyję tak,
aby jak najbardziej opóźnić zmianę, równoważyć nieuchronne
zniszczenia i ignorancję społeczną, zmniejszyć ostateczny szok. Trendy uzdrawiające ziemię nieco mnie śmieszą, bo
widzę jak młodzi są naiwni i coraz bardziej odrealnieni. Moje pokolenie jest ostatnie z tych, które rozumieją, co się dzieje.
Późniejsze wpadną w wir szybko narastających zmian i albo wymrą
szybko i nieporadnie (nie łudzę się), albo dostosują się do
zmienionych/zmieniających się gwałtownie warunków, z gotowością
transmigracji na wschód włącznie. Bo na wschodzie, nawet nie w Polsce, lecz dalej ludzie przetrwają.
Nie mam z tego powodu depresji, tylko stały
smutek w sobie, (choć podszyty radością, bo wiem czemu to służy). Także dlatego, że ciągle innym buczę za nisko, za
ponuro, przygnębiająco, ale przecież znam prawdę i jej się trzymam. Żadnych
iluzji. Jest jeszcze Bóg, metafizyka, cele, o których niewielu ma
pojęcie. Może się ujawnią większej ilości ludzi właśnie pod wpływem szokowych zmian, od których najlepsi złapią wiatr w żagle.
Zmiany
nie będą z dnia na dzień. Jest czas, aby się dostosować do nich, porzucić przyzwyczajenia, lęk przed samodzielnością, okowy mentalne. Te najtrudniejsze do zniesienia są tuż przed nami. Im większa ignorancja i wypieranie, typu "jakoś to będzie", albo "tyle razy już to słyszałem i nic", albo "to się da zaleczyć, poprawić, lepiej zorganizować, uświadomić ludzi itp." tym będzie większy szok i dzikie przerażenie, gdy nagle, z dnia na dzień stabilne filary naszego świata po prostu znikną.
Późniejsze zmiany obejmą dwa trzy pokolenia, wszystko co najgorsze dopełni się do końca tego stulecia. W sensie takim: najpierw zarazy i wojny o energię i przestrzeń dla uciekinierów z
krajów zbyt gorących, o dominację kulturowo-religijną, o wodę i
pokarm, epidemie zwierząt i ludzi, potem zniknięcie granic, enklawy przetrwaniowe i utopijne oraz swobodne przemieszczania się tam, gdzie da się żyć.
Będą pojawiały się ostre
katastrofy pchające szybciej procesy zmian do przodu, np. pustoszące
tornada, pożary lasów, deszcz meteorów, jałowienie ziemi, upały,
wymieranie gatunków, po 40 latach suszy 40 lat deszczowych, ogromne
powodzie i podniesienie się poziomów mórz, większość Europy
zalana, trzeba będzie przesunąć się ku północy i na wschód. Tak, porzucić nawet polskie tereny, które w latach 30 i 40 będą jeszcze dość sprawnie funkcjonowały. Przy okazji wszystkie zgromadzone wirusy i bakcyle w tajnych
laboratoriach wyjdą na zewnątrz i zrobią co swoje, znikając tym
samym. Podobnie z reaktorami atomowymi... Życie przetrwa, obecna
cywilizacja nie.
Jeśli zobaczymy, że matrix to nie tylko system
niewolniczy, w którym tkwimy, ale ogólnie cały materialny świat, biologii i natury, kultury, nauki, ot, niedoskonałe i spłaszczone, uwięzione
odbicie świata boskiej świadomości, to wspólnie możemy go
porzucić bez żalu, i bez powrotu. Ziemia ma w sobie moc, aby się odrodzić i robi to od milionów lat.
Ci, którzy chcą doskonalić ten
niedoskonały świat pewnie będą mieli następną szansę, i pewnie
na wyższym poziomie. Aby mogli dojść do tych wniosków sami. W
każdym razie procesy, które się zaczynają ujawniać posłużą
udoskonaleniu ludzkiego ducha, wykasowaniu wszystkiego, co nim nie
jest. Spójrzmy na to w ten sposób, a nie będziemy źli, ani się
bać.
Przy okazji zapraszam na inny mój blog "Nostradamus po polsku", gdzie zamieszczam ostatnio artykuły o odczytanych datach w przepowiedniach tego wielkiego jasnowidza, który naprawdę nigdy się nie pomylił.
Twój post nie dawał mi spokoju, bo...czuje to samo. Nie, nie czytam Nostradamusa. Czuje że Ziemia umiera (albo my umieramy) i noszę w sobie ten smutek. Raz mi się wyrwało na głos – „awansowałam” na wariatkę.
OdpowiedzUsuńW Wysokich Tatrach jest takie miejsce Łomnica (po Słowackiej stronie) wielka rana zadana delikatnej górskiej ziemi, wyrąbany pas lasu pod trasę narciarską, zniszczona erozją cienka warstwa gleby nie może się odrodzić, nie ma roślin, spływa gleba i kamienie. Zabolała ta rana, tak jak by to była moja własna. A teraz czuje podobnie tylko na większą skalę.
Wystarczy trochę z boku popatrzeć na to co wyprawiamy: woda pitna w miastach (ok 40-50%!) używana do spłukiwania odchodów, życiodajna woda deszczowa jest ściekiem do oczyszczalni, ziemia pokryta asfaltem i betonem nie oddycha, nie może przyjąć deszczu, ludzie stłoczeni w klatkach (to trafne słowo) w blokowiskach, a dzieci nie bawią się na polu (to po małopolsku)/na dworze (po warszawsku) tylko podpięte są pod komputery /smartfony/ tablety. I te współczesne świątynie - centra handlowe kwintesencja cywilizacji. W każdym centrum mam uczucie że natychmiast muszę stamtąd wyjść, że się uduszę. To co piszesz o dominacji kulturowej przybyszów w Europie już się dzieje. Widziałam to.
Czuję że koniec jest nieodwołalny, pomimo tego, że wielu ludzi zaczyna żyć jak Ty, Krystyna, inni. Tylko szkoda naszych dzieci…
Nostradamus to metafizyka, jest też “namacalna” nauka. W 1972 opublikowano “Granice wzrostu”, symulacje komputerowe pokazały że jeżeli będzie zachowany dotychczasowy model, cywilizacja / populacja załamie się ok 2040 roku. Jak dotąd wszystkie prognozy się sprawdzają. A politycy od postawy: „eee tam - straszenie i biznes musi się kręcić” przechodzą do postawy: „musimy się dostosować do zmian klimatu”.
Bardzo fajny wpis. Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuń