6 grudnia 2014

Serojadka i zima

Zima w toku, choć wciąż się jeszcze nawet nie zaczęła. Niektóre noce bywały dość mroźne, jedni w sąsiedztwie mówią, że zaliczyli minus 12, inni, że minus 18, ja tam nie wiem. Najważniejsze, aby się ruszać i nie narzekać, w piecu napalić, ugotować coś smacznego lub tylko pożywnego. I zająć się zimowymi wakacyjnymi przyjemnościami ile się da. Bo na wiosnę na pewno się skończą!

Obowiązków niby ubyło, ale te co są bywają jeszcze intensywne. Zlałyśmy wreszcie do butli i butelek resztę octu, fermentującego dotąd w beczułce. W sumie, z tym co już zostało zlane wcześniej mamy kilkadziesiąt litrów fajnego w smaku i pewnego co do zawartości i jakości kwasu. Stoi w piwnicach i ma wzmocnić się z czasem. Anna przeszła na płukanie włosów rozcieńczonym jabłkowym octem, a ja codziennie wypijam szklankę wody z kilkoma łyżeczkami tegoż, to zaś czynię tytułem odkwaszania organizmu.
Kapusta oczywiście już się dawno zakwasiła i zaczął się sezon surówek, zbliża się też pora na bigos.
Kozy wciąż jeszcze doimy, choć tylko raz dziennie i zaczynamy niektóre powolutku stopować, bo widać być zaczyna u nich ciążę. Robię dwa żółte serki co dwa dni. To już naprawdę ostatek. W piwniczce zapasu wciąż mimo to ubywa, a gdy Anna usiądzie do sera to potrafi jeden średnio ponad półkilogramowy opędzlować w dwa dni. Zaczynamy oczywiście od tych, które wykazują jakąś wadę, bo to zawsze się serom zdarza. A to krzywe wyjdą, a to dziurek za dużo, a to wklęsłe, a to wypukłe, a to niepożądana pleśń przeniknęła jakimś uszkodzeniem na skórce do środka... Doświadczenie pokazuje, że najlepiej szybko z nimi skończyć. Choć nie powiem, zdarza się całkiem nierzadko, że wśród takich odpadów trafia się istna rozkosz na podniebieniu. Ot, szczęście w nieszczęściu.
Ja jem sera niewiele, zwłaszcza gdy chodzi o żółte, od dziecka tak miałam, czasem zjem plasterek dla spróbowania smaku (każdy ser - z racji, że jest zagrodowy, a nie fabryczny smakuje inaczej), czasem dodam pokrojony w kosteczkę do jakiejś potrawy z patelni, albo zetrę trochę na talerz do zupy cebulowej, czosnkowej lub dyniowej. Jeśli już mam wybierać, to zdecydowanie wolę tradycyjny twarożek i ten jem najczęściej. W postaci kanapkowej, pasty z tym lub owym albo awanturki. Mimo wszystko jednak wolę mieć zapas żółtych i twarogowych serów na zimę, niż go nie mieć. Pierwsze przechowuje się najlepiej w piwnicy, drugie zamrożone w zamrażarce. Gdy kozy przejdą niedługo na mleczną kwarantannę na pewno zacznie czegoś w psychice brakować...

8 komentarzy:

  1. Robię czasem twaróg z mleka krowiego, a czasem koziego, kóre kupuję na rynku. Żółego nie robiłam jeszcze....Może kiedyś. Kusi mnie też ser wędzony...

    OdpowiedzUsuń
  2. Ja też wolę twarożki w każdej postaci, z żółtymi mi nie po drodze.
    Wspaniale się uzupełniacie z Anną, z leciutką zazdrością czytam o waszym życiu na kresach. Och, gdyby moja przyjaciółka chciała na wieś, nie zastanawiałabym się ani chwili. Ale jest jak jest, na wsi tylko bywamy. Może kiedyś ....

    OdpowiedzUsuń
  3. Wesołych Świąt, radosnych, ciepłych, rodzinnych, oraz zdrowia i szczęścia każdego dnia Nowego Roku - zielononoga

    OdpowiedzUsuń
  4. Ewo ! Co sie stalo ,ze nie piszesz ? Pozdrawiam z Nowym Rokiem i Zycze Wszystkiego Najlepszego :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Czy wszystko u was dobrze? Zaglądam co jakiś czas -a tu dalej "cisza". Przyznam, że troszkę się już martwię.

    OdpowiedzUsuń
  6. Bardzo lubię tu wpadać,ale też się niepokoję co się u Pań dzieje.Pozdrawiam Noneczka.

    OdpowiedzUsuń
  7. Miłe te pytania. ;) Dziękuję. U nas wsio w porządeczku. Tylko piszę książkę i po prostu głowę mam gdzie indziej. Korzystam z zimowych wakacji jak mogę najpilniej. Pozdrawiam wszystkich.

    OdpowiedzUsuń
  8. Oj, to dobrze.Czasami zaglądam i martwiłam się czy wszystko w porządku .Pozdrawiam i życzę twórczej weny.Ciekawy projekt z książką.

    OdpowiedzUsuń