4 października 2014

Blues & rok

Znikają z obejścia zwierzaki. Najpierw znikła Pikolinka, która utopiła się w pojemniku na wodę deszczową (opłakałam ją najprawdziwszymi łzami, za co odwdzięczyła mi się na drugi dzień rano, wskakując mi jak zawsze na ramię przy szykowaniu porannej karmy, takie było pożegnanie), potem jeden z muszkieterów, wczoraj druga muszkieterka (jedyna kureczka z tegorocznych piskląt). Coś te malce szatkuje w lesie opodal podczas żerowania, i to pewnikiem znany już dobrze krogulec, polujący na mniejsze, młode ptaszki.
Odlatują też do nieba z wolna białe gęsi. Dzisiaj poszedł na pieniek drugi (zapasowy) kogut, będzie rosół. Na coraz zimniejszą porę (zwłaszcza w nocy i o poranku) będzie w sam raz.
Swoją drogą wczoraj i przedwczoraj leciały klucze dzikich gęsi wprost na Górę, czyli na zachód, co według starego Mikołaja wróży jeszcze ocieplenie, bo gęsi nie odlatują na Ukrainę, tylko nad Wisłę, aby tam jeszcze przed zimą pobuszować w Polsce.
No, a potem, przy sobocie po robocie znalazłam się na koncercie w naszym domu kultury. Grała "Kasa Chorych", przy wtórze wiwatów gromadki fanów spod miejscowego sklepu z piwem i innych, przeważnie z mojego pokolenia. Grała fajnie, choć przyznaję, że jakąś ogromną miłośniczką bluesa nigdy nie byłam. Jednak przypomniały mi się lata 80-te, gdy jeździło się stopem na różne koncerty, typu Rawa Blues, na Śląsk, do Łodzi czy do Warszawy, na których grywał i ten zespół.

2 komentarze:

  1. Ewo, spędziłam z Waszym blogiem wakacje, przeczytałam wszystkie wpisy. Szukałam informacji o kozach a weszłam w klimaty tak bardzo mi bliskie - podlaskie, wioskowe, drewniane. Powspominałam swoje początki na podlaskiej wiosce, która niestety przekształca się w jakiś osiedleńczy miejski twór z miejskimi zwyczajami. Do Was zaglądam teraz jak do Sąsiadek. Dziękuję i pozdrawiam ciepło. Katarzyna

    OdpowiedzUsuń