7 lutego 2013

W białym ubranku

Przywaliło znowu śniegiem, mokrym, gęstym, choć wciąż temperatura około-zerowa i kapie z rynny woda, to i tak odnowiona zimowa szata znów cieszy oczy. Choć też i męczy, koniecznością odśnieżania drogi od garażu do bramy.
Ponieważ generalnie ostatnio nie mam weny do tworzenia intelektualnych problemów ani rzucania haseł, a nic specjalnego się nie dzieje (Bogu dzięki), to postanowiłam zamieścić kilka zdjęć, dla urozmaicenia i ucieszenia oczu. Bowiem dzisiaj właśnie Anna wzięła ze sobą aparat i udała się, tak jak to robi co kilka dni, spacerkiem po mleko do gospodarstwa pani Marusi, na drugim końcu naszej wioski położonego. Od kiedy kozy są zasuszone kupujemy świeże mleko od krowy, aby przede wszystkim zaspokoić apetyty naszych kotów, i tylko troszeczkę własne potrzeby.
No, właśnie koty... Zacznę od zaprezentowania Kluseczki w pieleszach domowych. Odczuwa on trwałą niechęć do wychodzenia na dwór i nie rozumie radości ze spaceru po mokrym i zimnym śniegu. Dlatego pozuje bardzo często w warunkach bardzo kulturalnych, jak widać na załączonym obrazku.


Za to Kola uwielbia świeże powietrze, zimową aurę, przestrzeń. Kontuzja nogi jeszcze jej dokucza, ale coraz mniej i widać poprawę. Kuleje jedynie, gdy się zbytnio nabiega, dlatego dość rzadko to robi. Ale z kolei wysiadywanie w domu, w towarzystwie stada kotów, które wyraźnie ją zniesmaczają, nie jest dobre dla jej wilczej psychiki, zatem pozwalamy jej od czasu do czasu się sforsować.


Na drugim końcu naszej wsi jest podobnie, jak na początku, pola, łąka, las. Teraz bardzo pięknie przystrojony.


A tam, gdzie kończy się asfalt i zaczyna droga do lasu stoją trzy krzyże, jak na każdą porządną podlechicką miejscowość przystało. Niegdyś odwożono tę drogą zmarłych do cerkwi i kapliczka była tu niezbędna. Według wiary miejscowej chroni ona żyjących przed powrotem ducha, który mógłby inaczej nie wiedzieć jeszcze, że całkiem, na amen umarł. W ten sposób dowiadywał się, że koniec kropka, przed nim nowy świat, zupełnie inny.


I dróżka boczna, do chaty pani Marusi wiodąca. Ranczerskie klimaty.


Tyle relacji. Ja tymczasem jak zawsze, palę w piecu, gotuję, sprzątam, zmywam, karmię, oraz piszę, czytam i dla rozrywki oglądam po raz n-ty serial "Przystanek - Alaska". Z FB wiem, że kolega Mieszczuch zimujący po raz pierwszy na wiosce również nagle dostał na jego punkcie... zainteresowania. To wpływ Podlasia, zapewniam... każdej zimy się o tym przekonuję.

4 komentarze:

  1. ... piękne masz widoki ale ja też ... ostatecznie jestem Twoją sąsiadką ' zza miedzy ' ... hihi
    ... wg. mnie Podlasie naprawdę ma w sobie magię ...
    pozdrawiam cieplutko

    OdpowiedzUsuń
  2. pięknie..kocham takie widoki...

    OdpowiedzUsuń
  3. Zjawiskowo tam u Was:-)))Moje koty też w większości wykazują niechęć do zimowych spacerów... A co do seriali oglądanych dla rozrywki i zwiększenia " wiejskiego morale" oprócz "Przystanku Alaska" sprawdzają się jeszcze " Córki MacLeoda":-)))

    OdpowiedzUsuń
  4. Hmmm... sadu nie widzę z moim miejscem namiotowym ;-)

    Klusek kot książkowy :-)
    A Przystanek Alaska też bym pooglądała z miłą chęcią, od lat nie widziałam - cóż, nadrobię przy najbliższej nadarzającej się okazji ;-)

    pzdr
    A.

    OdpowiedzUsuń