28 października 2012

Pozory sensu

Niedziela nie niedziela jak co tydzień. Anna, cierpiąca od zawsze na warszawską przypadłość, pracoholizm, właśnie w niedzielę dostaje najmocniejszego ataku swojej nerwicy. Musi pracować, przymus jest dużo większy, niż w zwykłe dni tygodnia.
Przebrałyśmy zatem trzy worki jabłek zebranych wcześniej i zmagazynowanych w stodółce. Część nadgniłych została pokrojona na części i zjadły ją z apetytem kozy stojące w boksach, jak to się odbywa zawsze pełną zimą, a te niepokrojone poszły dla drobiu, który chętnie wszystko zdziobał i pożarł, w braku innych leśno-polnych rarytasów dotychczasowych.
Trochę czasu nam upłynęło na szukaniu i zaganianiu do obejścia gubiących się ciągle kur, ogłupionych bielą śniegu, którym ich wrodzony GPS zaczął nadawać fałszywe parametry przestrzenne.
No, i po obiedzie zawiozłyśmy Kazię samochodem do trzeciej wsi, na rande-vous z Kubą. Okazało się bowiem rano, że nasza szefowa się beka, czyli nie została zapłodniona podczas pobytu kozła u nas. Spotkanie odbyło się w sionce koziarni. Zostawiłyśmy naszą parę na jakiś czas samą, aby posiedzieć przy herbacie-kawie i rozmowie z gospodarzami.
Tyle mojej niedzieli.
Po powrocie zaraz czynności rutynowe, obrządek, wymiana piasku w kuwetach kocich, palenie w ścianowym, mycie podłogi zalanej sokiem z przebieranych jabłek, karmienie psa i kotów.
Na tym (znanym mi) świecie odpoczynek jest rzadki. Naprawdę nie wiem dlaczego tylu ludzi można zawsze spotkać w necie, o każdej nieomal porze dnia i tygodnia. Są czujni w czasie godzin tzw. "pracy zarobkowej" zapewne, nie tylko w domu po pracy. Nie mam pojęcia kiedy pracują (tak naprawdę), jedzą, gotują, sprzątają, bawią dzieci, kochają się, spacerują, robią zakupy. Są zawsze! To może jakieś automaty? Wykonujące z oczami wlepionymi stale w ekran monitora wszystkie codzienne potrzebne czynności i obowiązki?
Tymczasem ja mogę zajrzeć na pocztę mejlową i przetłumaczyć kilka zdań Nostradamusa w ciągu pół godziny picia porannej kawy, no, i wieczorem, po obrządku i nakarmieniu wszystkich podległych mi istot. Ale wtedy najczęściej brak mi siły i zapału, aby pracować jeszcze umysłowo. Rzadko wytrzymuję do 22, najczęściej przeglądam zaprzyjaźnione blogi, sprawdzam jakiś temat, który mnie czymś zajął, odpisuję na mejle i upadam do łóżeczka. Wtedy wskakuje na nie jednooki Kluska i cichutko kładzie się blisko, i tak zasypiam, wraz z nim. We śnie, w półśnie, w transie, przechodzę na drugą stronę i tam toczę drugie życie, często bardzo interesujące, o wiele bardziej, niż to na jawie.
Dzisiejszej nocy np. uczestniczyłam w spotkaniu grupy szeptunów białoruskich... odczułam przedziwne, mocne energie mocy, która jeszcze jest tam hołubiona. Na tyle blisko nas, że może można jej jeszcze zaczerpnąć i odnowić przekaz?
A rano budzi mnie znajomy głos.
- Wstawaj, już ósma! Nie leń się!
No, i wstaję. I pracuję. Na "swoim". He.
Niewolnicy systemu-mieszczuchy mają lepiej, powiedziałabym. Ale wiem, no, wiem, że stoję po dobrej stronie mocy. I że praca, którą muszę codziennie wykonywać, nawet kosztem swego tzw. szumnie "rozwoju" , ma większy sens. I dla mnie, i dla świata. Od całodobowego klepania klawiszy, lania wody na wszystkie tematy świata i przeszukiwania najgłębszych zasobów internetu, nawet w najsłuszniejszej sprawie. I tym bardziej od wysiadywania w knajpach przy (drogim) piwie albo winie, w nadziei spotkania swego szczęścia, czy urozmaicenia nudnej codzienności.

6 komentarzy:

  1. Knajpa z dobrym winem lub piwem od czasu do czasu nie zaszkodzi i do tego w dobrym towarzystwie :):)

    OdpowiedzUsuń
  2. Łykendy są spoko. Mogę się lenić. Ani bank niczego nie zaksięguje, więc i niczego nie zabierze - ani komornika nie ma co wypatrywać na drodze. Ale w poniedziałki dostaję za to ostrego, korporacyjnego poczucia winy, że nie jadę w korku do biura i nie biegnę za biurko... Na szczęście, sąsiad prosił, żeby mu w rozrzucaniu gnoju pomóc, to mam co robić dzisiaj - zaraz do niego jadę - a to najlepsze na taki stan lekarstwo...

    OdpowiedzUsuń
  3. Boska Wola czy to oznacza,że pracowałeś w takiej korporacji?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czyli teraz można powiedzieć,że jesteś wolny? Ja niestety jestem niewolnikiem systemu...

      Usuń
  4. Rzeczywiście - kiedy Ci ludzie pracują? Kiedy znajdują czas na to realne a nie wirtualne życie? A może ten internet to dla nich jakaś forma kompensacji za nieumiejętność twórczego, prawdziwego wtopienia się w tą rzeczywistość?A może to ucieczka od niej?
    Jest chyba jednak różnica między maniakami internetowymi a zwykłymi, takimi jak my pracownikami wieloetatowymi w swoich gospodarstwach. Dla nas to pisanie bloga, odpisywanie na mejle, zerkanie na jakieś ciekawe strony w internecie jest po prostu miłą chwilą wytchnienia od tego fizycznego zarobienia. Ale bywa to także męczące dla ciała "wytchnienie" gdy krzyże już po całym dniu harówki bolą, a nogi łakną po prostu położenia się a nie tkwienia w pozycji siedzącej przed kompem. Przepraszam, znowu się rozpisałam. I wiesz, nie bardzo mam smiałość po Twoje surowej krytyce obsesyjnie tkwiących w internecie istot zapraszać Cię jeszcze na swojego bloga...Ale gdybyś tą jesienno-zimową porą znalazła chwilę, bo zajrzyj do mnie na: wewanderers.blogspot.com
    Pozdrowienia

    OdpowiedzUsuń