5 kwietnia 2012

Gnojny czwartek

Gnój, to hasło dzisiejszego dnia panowało od rana. Ale jak się okazało nie tylko. Nastał jeden z tych zwrotnych dni, które przychodzą po okresie długiego nudnego lenistwa.
Choć po dojeniu zwątpiłyśmy, że nadejdzie w zgodzie z umową, I zabrałyśmy się, żeby nie marnować czasu do wciąż nie skończonego płota. Pomalowałam drewnochronem przęsła, a Ania wcisnęła baterię wkrętarki do kontaktu, szykując ją do przykręcania sztachet. Gdy przęsła pomalowałam, zabrałam się za budowanie kolejnej grządki permakulturowej. Wydobyłam z niej humus, zarzuciłam wilgotnymi kartonami i drewnem, nakryłam warstwą dojrzałego przez zimę zeszłorocznego gnoju i w tym momencie właśnie z głębi wioski nadszedł długo oczekiwany dźwięk... Tak, nie myliłyśmy się. Nadjeżdżał triumfalnie Big Johnny na swoim naprawionym właśnie wspaniałym traktorze z doczepioną przyczepą rozrzutnika.
Ania porzuciła czym prędzej ogródek na rzecz pomagania ekipie Johnny`ego, w osobie... jakże długo, bo od wczesnej jesieni, oczekiwanego, a tak zręcznie wymigującego się ucieczkami w leśne krzaki Jareckiego! W wyciąganiu reszty gnoju z obory, a potem z kupy, którą utworzyłam byłam poprzednio przy drodze na nowe pole.
Ja tymczasem zwieńczyłam podniesioną grządkę narzuceniem na nią humusu wcześniej zdjętego.
Big Johnny, będący w fazie wiosennego uaktywnienia, rozrzucił pachnący obornik po polu, po czym zjechał do swego obejścia zmienić maszynę.
Pachnący, a jakże! Po świeżym wiosennym nocnym deszczu gnojny zapach gleby gotowej pod siew, to coś najpiękniejszego, najtreściwszego na świecie! Żadne kwiatki, żadne aromaty nie dają tego niesamowitego wrażenia wtajemniczonemu w ziemskie arkana człowiekowi.
Jarecki został z nami i zaprzągłyśmy go do dodatkowej pracy, aby wykorzystać jego dobry nastrój do roboty, tak przecież w końcu niesamowicie rzadki.
Rozciągnęliśmy wszyscy razem siatkę leśną wzdłuż ostatniego boku ogródka przydomowego, od strony lasu. Jarko okazał się fachowcem, nieraz tę robotę wykonującym w pracach leśnych. Na koniec przybił jeszcze kilka brakujących sztachet w innych bokach, zjadł kawałek pizzy, dostał piwo i honorowo, bez dodatkowego płacenia poleciał do siebie. W tym czasie Big Johnny stalerzował całe pole i przygotował je pod siew.
Hurra! Ogród jest już właściwie wydzielony. I można zająć się jego urządzaniem.

5 komentarzy:

  1. Ewa! Nigdy nie słyszałam, aby ktoś tak pięknie i z zachwytem opisywał zapach gnoju ;-) Teraz widać, jak na dłoni, że żyjesz w najbardziej właściwym dla siebie miejscu.

    OdpowiedzUsuń
  2. Widze, ze lubimy te same aromaty, bo ja zawsze napawalam sie zapachem stajni :)

    OdpowiedzUsuń
  3. No, sprawiedliwie dodać trzeba, że nawóz kozi, jak i bydlęcy w ogóle nie ma takiego zatykającego czadu jak świński, czy ludzki. ;-) W połączeniu ze świeżo zoraną glebą i wilgocią po deszczu wiosennym pachnie czymś, co śladowo ma w sobie woń rozkładających się ziół i siana.

    OdpowiedzUsuń
  4. "Nie ma lepszego symbolu jedności człowieka z naturą niż wielka kupa parującego obornika" Tarot, P. Anthony:D

    OdpowiedzUsuń