13 kwietnia 2023

Między Wielkanocą a Wielkanocą

Wraz z Wielkanocą ustąpiły wschodnie chłody i aura zrobiła się cieplejsza. Zleciały masowo bociany i już zniosły i wysiadują jaja. Dość często wychyla się słońce, ale nawet gdy go nie ma, jest ogólnie milsze powietrze, noce ciepłe, sprzyjające wzrostowi traw i sporo wilgoci, bo pada co jakiś czas, wzmacniając wiosenne zasiewy.

Na wiosce oczywiście panuje wielki tydzień i sąsiedzi są przed świętami, ale już czuć wzmożoną energię czynu. Słychać traktory, warkot tnącej piły. Ruszają powolutku krzewy owocowe, maliny i drzewka posadzone rok temu. Szparag jest już w ziemi. Kwitnie żółto forsycja pod oknem i pojawiły się pierwsze cytrynki.

Anna rżnie piłą zalegające drewno i zwozimy je stopniowo taczką, by ułożyć w ścianki pod okapem paszarni. Lubię te codzienne fizyczne czynności, bo czuję jak mi się "ciało zastało" przez zimę i rozruch jest pozytywny, krew szybciej krąży i oczyszcza, wiadomo.
Kozy z dziećmi codziennie wychodzą na kilka godzin na kaczy dołek, gdzie zjadają siano. Trawy jeszcze za mało, aby je wypasać. 
Indyki mają się ku sobie i czekamy na pierwsze jaja, bo widać że się Zdzicho stara.
Cztery nowo kupione półroczne kurki już się zaaklimatyzowały i zgrały ze stadem. Stare nioski ruszyły z jajami, jest ich cztery, codziennie znajduję dwa jaja. Ziarnko do ziarnka. Jest już tego trochę.

Właśnie zjadłyśmy ostatnią dynię z zapasów, ale są już pierwsze, niewielkie jeszcze zbiory ogrodnicze, liście wyrosłe z pozostawionych na jesieni pędów. Pakczoj, jarmuż, szpinak, pietruszka, szczypior. Albo duszę je na patelni z domieszką mleka lub sera, albo dodaję do zup warzywnych, które najczęściej zjadamy na obiad. Przekonałam się do jedzenia zup głównie ze względów zdrowotnych, bardzo zmniejszyły się moje okresowe kamicowe dolegliwości, jak sądzę, dzięki temu. Jakoś na razie nie chcę sprawdzać jak się ma alergia, bo może też się zmniejszyła. Po prostu przywykłam do niejedzenia chleba i wypieków oraz grochu i fasoli. Niech tak będzie. Do tego to oszczędny i doskonały sposób na zużytkowanie darów natury, a większość składników w takim posiłku pochodzi z gospodarstwa.

Uporządkowałyśmy bałagan zalegający na tarasie i wróciły wieczorne posiadówy na rozkładanych krzesłach przy śpiewie wiosennych ptaków i z psami u stóp. Z kubkiem kakao albo szklaneczką rozcieńczonego domowego cydru jabłkowego w ręku. Trudno opisać przyjemność takiego odpoczynku po pracowicie spędzonym dniu.
Tymczasem czytam, że szaleni naukowcy zachęcają do zapisywania danych cyfrowych swych starszych krewnych, aby młodsi mogli, gdy zostanie wdrożona super-technologia, cieszyć się krewnymi w wiecznym wirtualnym świecie, zapisanym w komputerze. Do lasu ich wysłać-by, do uprawy ziemi, do kontaktu ze zwierzętami! tych szaleńców. Bo marzy im się istny koszmar, bez cudów przyrody, bez duszy, namalowany cienką kreską sztucznej inteligencji, bezzapachowy i niesmaczny, choć oczywiście zmysły dadzą się technologicznie oszukać. Na jakiś czas. Potem już tylko wieczność piekielna, gdy śmierć od człowieka ucieknie i bezsilne zgrzytanie zębów. Nie dopuść do tego, Boże!

1 komentarz:

  1. Oszczędź Panie Boże piękny prawdziwy świat, chroń nass przed konsekwencjami życia w wirtualnej rzeczywistości.
    Niestety dla młodych świat wirtualny to pierwszy i jedyny świat, reszta to dodatek, czasami zbędny.

    OdpowiedzUsuń