11 sierpnia 2018

System, a życie

Pogoda ogólnie biorąc na Podlasiu nie jest tak męcząca, jak donoszą ludzie z Polski. Przynajmniej mnie udaje się przetrwać upały, mimo stałych "zlewnych potów" zwyczajnych w moim wieku, i palenia pod płytą, w nowej kuchni, aby codziennie wykonać plan przetwórczy. A to nastawiam sokownik z jabłkami, a to cukinię na słodko-kwaśno, albo jak teraz keczup domowy, czy małmazję paprykową, bo można kupić na targu paprykę w większej ilości, albo leczo cygańskie na obiad, oraz jak co dzień podgrzewam kwaśne mleko na twaróg. Te codzienne czynności, zajmujące wraz z przygotowaniami (organizacja drewna na podpałkę, obranie i pokrojenie warzyw i owoców, umycie słoików i butelek) kilka godzin składają się na pracę rolnika i życie gospodarstwa w sezonie. W zamian nie chodzę ani nie jeżdżę do pracy na osiem godzin wyjęte z życiorysu pięć razy w tygodniu. Co sobie zawsze powtarzam ku pocieszeniu serca, gdy mnie ta codzienna krzątanina nieco znuży. Byle do jesieni. Boć wszystko jest trochę inaczej w tym roku, kwitnienie było intensywne i przyspieszone o miesiąc, tak zbiory są wcześniejsze i przetwórstwo szybciej się skończy. Jeśli to wszystko zapowiada wcześniejsze nadejście zimy nie będę zdziwiona. Kozy już właśnie, wraz z nowiem księżycowym, kończą ruję i spodziewamy się wykotów na Boże Narodzenie, a nie na Wielkanoc.

Wczoraj testowano na Podlasiu program wczesnego ostrzegania RCB w związku z pogodą. Ogłoszono alert burzowy drugiego stopnia w całym regionie i każdy (no, ja jakoś nie dostałam, trudno powiedzieć dlaczego, ale dotarło do mnie poprzez FB) dostał przynajmniej dwa razy ostrzegający SMS. Że idzie burza i silny wiatr, żeby zabezpieczyć dobytek i w ogóle trzymać się domu.
Efekt jak zawsze spalił na panewce. Owszem wieczorem dość szybko się ściemniło, słońce schowało się za chmurami, co wyglądało na nadciągający deszcz. Obrządek zrobiłyśmy szybciej, pochowałyśmy wszystko, co mogłoby pofrunąć na podwórku i z dowodami osobistymi w zasięgu ręki (gdyby doszło do jakiejś nie daj Bóg katastrofy) czekałyśmy na zapowiedzianą nawałnicę. Wieczór jednak okazał się spokojny, raz błysnęło na południowym zachodzie, ot i co. No, i spadła jakże potrzebna trawie ulewa.
Zamiast oglądać jakiś film, albo fejsować w internecie wypite zostało piwo domowej roboty, ja sprawdziłam moc niedawno zlanego wina z mniszka i rozczarowana, ale ucieszona, że spokój trwa niezakłócony poszłam spać.

Oczywiście tak nieudana próba alarmu (burze poszły bardziej w Mazowieckie) może tylko znieczulić na ostrzeżenia, po fejsie poleciała fala śmiechu i złośliwostek. Jak to w życiu bywa. System swoją drogą, życie swoją zdąża.

6 komentarzy:

  1. Bardzo lubię czytać Twoje posty. Małmazja mnie zaintrygowała. Bardzo czuć w niej czosnek?
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  2. Też dostaliśmy sms-y z ostrzeżeniem, ale jak do tej pory nie spadła kropla deszczu ani nie było burzy; teraz lekko zachmurzyło się i mruczy z cicha za górami, jakby coś szykowało się; nie chcemy już deszczu, lało codziennie cały lipiec, pomidory i ogórki zżarła zaraza; mamy nadmiar owoców, nadmiar os, mocny sezon przetwórczy przed nami:-)

    OdpowiedzUsuń
  3. A ja dostałam SMS wczoraj i burza była przez chwile dość nieprzyjemna w mazowieckim mieszkam , więc jednak troszkę zadziałało. Chociaż na dłuższą metę jak będą wysyłać za każdym razem do połowy ludzi w Polsce i w większości nic się nie będzie działo to zaczniemy ignorować takie ostrzeżenia .

    OdpowiedzUsuń