Wczorajszy dzień był Dniem Szukania Kozy. Zginęła. Stado wróciło z ucieczki w najbliższe okolice pastwiska bez jednej. Tej, która zawsze odstawała i nie umie beczeć, jest prawie niema od urodzenia, dwulatki Frani, córki Felicji, matki Flory. Zaczęłam rzecz od zapytania wyroczni. Pierwszą odpowiedź Księgi I-Cing zinterpretowałam - jak się okazało - właściwie. Utknęła w niebezpiecznej sytuacji, nie może się ruszyć, znajdzie się za jakimś ogrodzeniem, którego nie może przeskoczyć. Obeszłam jednak kilka gospodarstw najbliższych, łąk i pól, opłotków, wołając, rozpytując sąsiadów, daremnie. Odpowiadała mi cisza i bezruch. Mijały godziny, czekania, bez rezultatu. Popadłam w zwątpienie i niewiarę. Snując wizje ataku dzikiego psa, wilka (których u nas nie bywajet jednak, ale a nuż jakiś głodny się trafił samotnik?), albo i popadnięcia w jakąś kłusowniczą pastkę, czy zabłąkania się w lesie.
W końcu, dopiero pod koniec dnia, po 8 godzinach! znalazła się tam, gdzie przechodziłam dwa razy, nic nie zauważywszy. Tym razem uwagę Anny, mającej lepsze oczy, zwrócił dziwnie wystający zza siatki ogrodzenia pastwiska "patyk". Była to przednia noga Frani, która wplątała się w siatkę przy nieudanym przeskoku (reszcie stada się udało). Na własnym pastwisku. Zmęczona, zbolała, smutna i głodna przyjechała na podwórze w bagażniku samochodu. Rzuciła się jednak do owsa z apetytem, co mocno mi ducha podniosło. Dzisiaj kozucha jeszcze lekko kuleje, ale chodzi już ze stadem
Jak dobrze ze nic sie jej nie stało.I jaka byla niemądra,ze sie nie darła o pomoc...bywaja takie dziwne zwierzeta.Kiedys przez dwie godziny nawolywalam po okolicy zaginioną nagle dorosla suke.A była na moim wlasnym podworku,wpadla do dołu ktory powstal po tąpnieciu starej ziemnej piwniczki z lichym juz ze starosci stropem.Rzadko tamtedy przechodze i biegając nerwowo i wrzeszcząc imię suki,w ogole o tym miejscu nie pomyslalam.Suka odezwala się,i to niezbyt głośno, dopiero pod koniec drugiej godziny i wtedy ją namierzyłam i wyzwoliłam,niebotycznie zdumiona.Pozdrowienia,Pani Ewo,i oby mniej tego rodzaju atrakcji było!
OdpowiedzUsuńKozy mają instynkt jak każde dzikie bydełko. Czyli nie beczą, gdy znajdą się nagle same, bo to może sprowadzić wroga. Gdy znajdą się w sytuacji awaryjnej, bezruchu, np. wsadzą łeb w żłób tak, że nie dadzą rady go wyjąć (częste) całą noc siedzą cichutko, nie poruszając się, ani nie szarpiąc, co mogłoby tylko pogorszyć sytuację... Podobnie z unieruchomioną w potrzasku nogą. W tym jednak wypadku weszła dodatkowa cecha kozy, ona jest niema. Wydaje z siebie bardzo rzadko krótki dziwny cichy dźwięk, który nie przypomina za bardzo koziego beczenia. Zmęczona czekaniem, nieruchoma popadła w cichy smutek. I rodzaj transu, w który wpadają chyba tylko przeżuwacze. ES
OdpowiedzUsuń