23 kwietnia 2013

Wiosenna burza

Na burze mózgu, zwątpienie albo niepewność najlepsza jest praca w ogródku.
To już któryś dzień z rzędu pracowitej pracy fizycznej przez wiele godzin na świeżym powietrzu, tak spędzony zaliczyłam. I to nie koniec. Łączymy bowiem budowanie i odbudowywanie grządek wzniesionych z wydobywaniem urobku z obory, a to dopiero zaledwie początek.
Niemniej już siedem grządek jest na rozruchu plus spirala wzruszona, zgrabiona (tymianek jakby padł niestety, mięta jeszcze w ziemi, nie wiadomo czy ruszy, ale za to pięknie zieleni się czosnek niedźwiedzi, nieco z początku podskubany przez Gusię, i świeżo posadzone cebulki ze szczypiorkiem). Przy Księżycu biegnącym przez znak Panny posiałam korzeniowe, buraki, marchew, pietruszkę, pasternak i rzodkiewkę. Dzisiaj, gdy Księżyc wszedł w znak Wagi, Anna wsadziła w ziemię przechowane w ziemiance bulwy mieczyków. Na tyle zmęczyłam się budowaniem zwalistej grządki jednej i drugiej, że już nie starczyło mi siły na siew. Ale nic w przyrodzie nie ginie...
Po południu nagle nadeszła pierwsza wiosenna burza. Spędziłam ją na tarasie, popijając drinka, z Kluseczką wylegującym się na ławie obok. Słuchaliśmy pilnie ulewy uderzającej o blaszany dach tarasu z hukiem i ciurkającej wody z rynny. Cieszyłam się. Aniołki doceniły naszą pracę, zesłały chmurę i podlały naszą pracę, błogosławiąc jej.
Pachniała ziemia, użyźniona, wzruszona, częściowo obsiana i deszcz też pachniał. Kociak był zachwycony. I ja też.
A potem, gdy deszcz opadł i umilkł, rozległy się liczne ptasie śpiewy, licznych ptaków i ptaszków, których nie potrafię rozróżnić i nazwać.
I nastał spokój.

2 komentarze: