13 sierpnia 2015

Festiwalowe wspomnienia

Nie pisałam nic o tegorocznym festiwalu. Przyczyna jest taka, że złożyła mnie właśnie wtedy boleść nieznana, zaczynająca się silną 39-stopniową gorączką w noc po pierwszym koncercie, a potem to już tylko gorzej było. Aż do podejrzenia choroby odkleszczowej, a mianowicie zapalenia mózgu. Na szczęście wyszłam z tego po półtora tygodniu obronną ręką, i takim cudem, że żadnych farmaceutyków nie używałam, ponieważ dolegliwość była pod obserwacją i żaden lekarz nic nie przepisał, oprócz badań podstawowych, zdjęcia rentgenowskiego i badania krwi, tylko babcine sposoby zadziałały.
Ale mniejsza o mniejszość, jeśli udało mi się z niej wyjść zdrowo, prawda?
Tym niemniej tym, którzy są ciekawi i chcą pouczestniczyć zapodaję tutaj filmiki robione podczas festiwalu różną ręką. Można się zaaklimatyzować, proszę bardzo.

XX Festiwal Z Wiejskiego Podwórza, dzień 1, część 1 - trochę naszych tubylczych klimatów w przemówieniu pana wójta. Jak to Jaskółka z Wróblem rękę sobie podawali.

XX Festiwal Z wiejskiego Podwórza, dzień 1, część 2 - konferencja, nalot kamerą na nasz dom kultury.

XX Festiwal z Wiejskiego Podwórza, dzień 1, część 3 - koncert nadchodzi, wraz z pewnym arabskim egzotycznym wątkiem, który rozwinął się podczas koncertu Czeremszyny. Nasz stragan nie załapał się, ale niektórzy znajomi i owszem.

XX Festiwal, dzień 1, część 4 - stragany, koncert Todara, czyli Żmiciera Wajciuszkiewicza z Wajciuszek. Tu muszę się pochwalić, że po koncercie całkiem niespodziewanie miałam okazję uścisnąć go serdecznie i pochwalić za miłe chwile muzyczne, których zawsze od lat mi dostarcza.

XX Festiwal, dzień 1, część 5 - koncert zespołu DAAB, wielu osobom przypomniały się młode lata, mnie też, bo zdarzało mi się wędrować po Polsce autostopem na różne koncerty bluesowe i rockowe, ich także.

XX Festiwal, dzień 1, część 6 - wieńczący dzień koncert Czeremszyny urozmaicony występem Marokańczyków.

Inne rejestracje dam w innym wpisie, bo trochę chyba jest do oglądania!
Po koncercie Czeremszyny był powrót w pielesze domowe i jeszcze z godzinę, mimo późnej pory, sączyliśmy z przyjaciółmi-gośćmi znakomite czerwone wino z przydomowej winiarni Jana-Słowaka. Następnie padłam, czując się zaatakowana temperaturą, wzrastającą z głębi organizmu w błyskawicznym tempie...

10 sierpnia 2015

Ślad węża

Z jednej strony hiszpańskie upały na Podlasiu dają się znieść, jeśli po prostu człowiek skryje się w zaciszu domu, ma co pić, i czym się od czasu do czasu polać, i nie musi nic robić. Bo nie ma do tego żadnej siły ani motywacji. Sery podpuszczkowe wariują, nie ma na to żadnej rady (oprócz klimatyzacji, na którą mnie nie stać), zatem przeszłam na kwaszenie mleka i robienie twarogów. Nadmiar mrożę, gdy temperatura spadnie powstaną z nich serniki i bułeczki z serem. W takim razie jest czas na lenistwo. I sjestę poobiednią. Do jedynych obowiązków należy dolewanie wody zwierzakom, a znika w pojemnikach bardzo szybko.

Także las się ruszył ku wodzie. Widać, że przyroda jest zdumiona śródziemnomorskim klimatem.
Pojawiają się w chłodzie poranka na przykład ogromne chrząszcze, typu jelonka, szukające odrobiny wilgoci.
Pod kranem zewnętrznym spotkałam dzisiaj ropuchę szarą. Musiałam ją trochę namawiać, aby się schowała w garażu przed drobiem, który miał właśnie wyjść z kurnika.
A przed domem natknęłam się na dziwny podłużny ślad.
Wiódł przez całe obejście, wzdłuż wszystkich budynków, widać starannie obejrzanych, zakręcając kilka razy, w tym tuż koło wiaderka z wodą dla gęsi, zostawionego na noc pod śliwą i kończył się gdzieś w lesie.
- Co za zwariowany rowerzysta! - zawołałam zdziwiona.
Ale to nie był ślad roweru.

Kto wie, może odwiedził nas dzisiaj w nocy ktoś taki?

Gniewosz plamisty

5 sierpnia 2015

Przygoda w lesie


W poniedziałek wpadły koło południa panie z agencji rolnej, sprawdzić stan koziego stada w zgodzie z księgą. Bierzemy dopłaty, są kontrole. Już się zaczynał upał. Kozy (w nieustająco trwającej rui) szalały już od wczesnych godzin rannych na dużym pastwisku. Anna gwizdnęła i zawołała. Stado natychmiast z końca pola przybiegło pod ogrodzenie przy drodze i dało się odliczyć.
- Och, jak to dobrze, że nie musimy za nimi biegać - westchnęła z ulgą jedna z urzędniczek.

Blisko południa ściągamy kozy z pastwiskowej patelni na kaczy dołek. Tam rosną wysokie chłodzące drzewa, klony, dęby, grusze, graby i brzozy. Dajemy im siano i wodę i tak spędzają najgorętszy czas, w cieniu. Na godzinę przed spędzeniem do obory Anna wypuszcza je jeszcze w pobliski las, aby pojadły liści i gałęzi z zarośli. 
Dzisiaj wypadły stadnie na dukt leśny przy drodze dojazdowej do wsi, przejęte krzakami czeremchy. Anna z psami szła przy nich, usiłując dopilnować jakiegoś porządku. Nagle Laba przebiegła przez przycupnięty na ziemi w trawie... rój dzikich pszczół. Widocznie w tym miejscu szukały ochłody. Pszczoły zaatakowały, Pasię i Labę, z kóz flegmatyczną Felę, rzuciły się też na Annę. Anna w jednej chwili zarządziła odwrót psom i sobie, zostawiając kozy własnemu instynktowi. Im w rzeczywistości nic się nie stało, choć łaziły blisko roju jeszcze jakiś czas. Pszczoły nie uznały ich za wrogów. Labie spuchł nos, a Anna doliczyła się na sobie pięć użądleń. Nie były jakieś znaczne, tylko w jednym miejscu utkwiło żądło. Trafiły w ręce, nogi i twarz. Przyłożyła sobie połówkę pomidora do opuchnięć, a Laba dostała rozpuszczone wapno.

4 sierpnia 2015

Teorie spiskowe w poczekalni u lekarza

I po tygodniu, spędzonym na ogół w łóżku lub jego okolicach wylądowałam dzisiaj znowu w poczekalni do lekarza chorób zakaźnych w hajnowskim szpitalu. Zapowiadany upał przygnał nas odpowiednio wcześniej, aby go uprzedzić, choć trochę. W kolejce przede mną siedziało osiem osób. 
Jakiś czas czekaliśmy na lekarkę, w końcu, gdy zaczęła przyjmować panowie się rozgadali. Pierwszy rozmowny jednak dość szybko został załatwiony, zapadła po nim na korytarzu wymowna cisza.
Jednak niezbyt długa. W zamian odezwał się nagle milczący dotąd poważny mężczyzna w średnim wieku, nawiązując do miejsca, w którym siedzimy i chorób, o których rozmawiamy lub mamy je jedynie na myśli.
Okazał się pasjonatem jakiegoś kanału TV, nie pamiętał jakiego, z którego można się dowiedzieć, że medycyna medycynie nierówna. Jest jedna dla bogatych i wiedzących i druga dla zwykłych ludzi. On podejrzewa, że z boreliozą też tak może być.
- Proszę pana, w Warszawie jest taka klinika, gdzie leczą antybiotykiem CAŁY ROK. A tutaj - pokazał wokół ręką - tylko dwa tygodnie.
Drugi pan wdał się w opowieść o swoich bolących stawach, które smaruje "maścią z internetu", która tak piecze, że nie idzie wytrzymać. Ale tylko, gdy posmaruje nią bolące miejsce trzy razy może obrać ziemniaki na obiad.
- No, tak. Tak to już jest - westchnął na koniec filozoficznie - Z boreliozą idzie się do grobu.
W końcu przyszła moja kolejka i weszłam do gabinetu. Lekarka poznała mnie. W zeszłym tygodniu dała mi skierowanie na obserwację szpitalną, z podejrzeniem odkleszczowego zapalenia mózgu. Nie zgodziłam się i, jak się teraz okazało, miałam rację.
Przejrzała moje wyniki badań. Wszystkie ujemne. 
- Jeszcze tylko KZM, już doktor bada, zaraz będziemy wiedzieć. Niech pani zaczeka na korytarzu.
Zaczekałam. Już tylko w towarzystwie starszego pana, który czekał na żonę. Grubiutki, dowcipny, z uśmiechem w oczach. Także rozmowny się okazał. I miał również swoją teorię spiskową.
- Upał dzisiaj, prawda? Ja tak sobie myślę, że to ci wszyscy Arabowie, którzy tak się pchają do Europy ten żar ze sobą niosą. Coraz więcej żaru...
Uśmiechnął się miło.
- Bo, proszę pomyśleć. W 39, pamiętam, zimy takie się zaczęły, że drzewa w lesie pękały od mrozu. Ruskie przysłali tych swoich czerwonoarmiejców z Syberii, te stały w śniegu po pas, rozchełstane i popijały z beczki czysty spirytus. Dla nich 40 stopni to normalne zimno, przyzwyczajone. Ale jak szli na zachód to mróz z nimi. Tak samo teraz jest i z Arabami. Z nimi idzie upał.

Lekarka zawołała mnie jeszcze raz. KZM wyszło też ujemnie. Jestem zdrowa. Śmiała się nieco zażenowana pomyłką. Dopadł mnie zwyczajny wirus grypy żołądkowej lub czegoś podobnego. Albo nowa skryta jeszcze mutacja na ten, lub przyszły rok. Po dziesięciu latach zdrowia mój organizm doznał szoku, wprowadzając w zdumienie lekarzy.