30 września 2012

Fermentacyjne wnioski

No, wreszcie udało się znaleźć kogoś, kto naprawił zalegające tak długo awarie w domu. Zlew odetkany, bateria wymieniona, rezerwuar również wreszcie działa, takoż stoi brodzik w łazience na górze. Nie obyło się bez przygód, nagłych wypadków, którym trzeba było szybko zaradzić, aby w ogóle woda w domu mogła polecieć w kranie. Poleciała i leci, i nie cieknie.
Dzisiaj z tej radości, że kuchnia normalnie funkcjonuje, zajęłam się zlewaniem wina porzeczkowego do butelek. To moje pierwsze wino owocowe od wielu lat, ale - przyznaję - mam pewną wprawę z domu rodzinnego, gdy corocznie przerabiałam na wino czarne i czerwone porzeczki w 25-litrowym gąsiorze (stąd wytworzenie 25 litrów pysznego octu winnego nie jest mi obce....). Tym razem to tylko 5-litrowy gąsiorek, pierwszy, na próbę nastawiony, z porzeczek od sąsiadki. Właściwie nie z porzeczek, co z zalewu wodą wytłoków porzeczkowych z sokownika plus jakiś litr soku porzeczkowego i drugie tyle jabłkowego. Potraktowałam rzecz mocno olewczo i eksperymentalnie. I wcale nie mając w tym nic wspólnego z eksperymentami Koniarza z Boskiej Woli! Ot, charakter chwili wywołał ten sam efekt u oddalonych od siebie i nie komunikujących się zbyt często ludzi.
Tymczasem wcale nie wdała się zaraza octowa, a nastaw na skórce z jabłka, zamiast na matce z drożdży winnych kupowanych w sklepie, okazał się bardzo, ale to bardzo interesująco skuteczny w praktyce.
Obserwacja rurki fermentacyjnej od kilku dni dała wniosek, że fermentacja jest wreszcie zakończona (w tym czasie pan Jacek zdaje się przerobił już dwa nastawy, ja swój jeden po prostu dwa razy dosładzałam). Pierwsze pociągnięcie przez rurkę odkryło smak. Hm, cierpkawo-gorzkawy... Wiem dlaczego... Wytłoki porzeczkowe z sokownika były nie tylko z owoców, ale i z gałązek, zatem daje się odczuć wyraźnie smak kory i drewna. Dosłodziłam efekt. Goryczka zaczęła się równoważyć. Dodałam też przy okazji wody, bo treść winna mocno okazała się gęsta. W formie demi-sec winko może całkiem bardzo być. W każdym razie na pewno jest o niebo lepsze i zdrowsze (w końcu same witaminy, żadnej chemii) od sklepowych współczesnych "mamrotów", "wisienek", dawniej popularnie "jabcokami" zwanych. Do win winogronowych nie równam, bo nie ma po co. Owocowe mają swoją różnorodność i niesamowicie pociągające bogactwo, którym nie dorównają wina klasyczne. To są dwa różne światy. W tym jeden z owych światów jest jak bomba smaków, istna tęcza na niebie.
Oj, podoba mi się to, podoba.
Zlałam gąsiorek do butelek po winie z korkiem oraz wermutach zakręcanych (na długie stanie i tak takiej ilości się nie ma), pięć ich wyszło i ostał się spory pękaty kubek do wypicia. Podnoszący nastrój, nie powiem, fajnie i dostatecznie. Czego chcieć więcej od wina?
W opróżnionym gąsiorku zaraz powstał nowy nastaw, jabłkowo-winogronowo-porzeczkowy, głównie z soków z sokownika i owoców dawno temu scukrzonych na nalewkę. Na skórce z antonówki. Dziękuję utygan za podpowiedź, bo jest to podpowiedź genialna. I naprawdę godna rozpropagowania.
W takim razie Anna pchnięta ambicją również "zajrzała" do swojego cydra jabłkowego, półtoramiesięcznego już. Spróbunek, zaraz po winku porzeczkowo-gałązkowym odkrył, że jest to już właściwie wino jabłkowe, i jest ono całkiem inne w smaku, ale przez to i mimo to bardzo ciekawe i w szczególnym aromacie i przy swej mocy.
Inne nastawy są na innych kompozycjach owocowych (czeremcha, winogrona - tutejsze, przydomowe, nie ze sklepu, dzika róża, jabłka czerwone i żółte starych odmian), zatem czekają nas jeszcze spore przygody smakowe w przyszłości. Bo dopiero zaczynają chodzić i przerabiać cukier w dócha, zatem cieszą oko na blacie kuchennym, ściągając przy okazji stada muszek octówek, chętnych zepsuć to, co się zaczęło dopiero lęgnąć. Zepsuć lub tylko przekierować na inną stronę. Bowiem i baniaczki (5-litrowe na wodę) octowe są nastawione i dzieją się. Fermentując, kwasząc, ile się da.

5 komentarzy:

  1. nie mam zupełnie doświadczenia w robieniu win jak byłam dzieckiem pamiętam,że tata zrobił z porzeczek i kury się popiły bo zjadły wytłoki a sama robię tylko nalewki ale smacznego....

    OdpowiedzUsuń
  2. Ja w tym roku zaczynam przygodę z winem gronowym z winogron własnej uprawy. Winogrona przerobowe, szlachetne ściągnięte przez internet. W drugim roku uprawy zostawiłam po jednym, max dwa grona na krzew aby nie przeciążyć i tym sposobem bulgocze mi 5l nastawu. Profesjonalnie, w wiadrze. :-):-) Dopiero po 10 dniach wyciska się powstały i sfermentowany sok i wlewa do baniaczka.

    OdpowiedzUsuń
  3. Kiedys to by sie nazywalo "wino owocowe"... teraz to "organiczne wino owocowe"! ;-))
    pzdr.
    A.

    OdpowiedzUsuń
  4. Właśnie mam nastawione z porzeczek, wiśni i winogron:) :) Porzeczki przechodzą,po zlaniu, teraz cichą fermentację, wiśnia i winogrono buzuje,że hej. Po 6-tygodniach zleję i przez około 3 miesiące będzie trwałą cicha fermentacja. To moje pierwsze wina w życiu -zobaczymy co wyjdzie ... :)

    OdpowiedzUsuń
  5. No właśnie zaczęłam rozważać możliwość wykonania jakiegoś "jabcoka" ze względu na dużą ilość surowca do produkcji. Właśnie zlaliśmy wiśniowe do butelek i dymion pusty.

    OdpowiedzUsuń