15 kwietnia 2013

Wiosenne różności

Nad Biebrzą, Narwią czy innymi podlaskimi strugami grząsko i bagiennie się porobiło (sądząc ze zdjęć i napomknień różnych znajomych rozsianych po regionie), a na naszej wydmie pełen wiosenny komfort. Śnieg spłynął i spływa bezproblemowo, znikając nie wiadomo gdzie. Ledwie dla gęsi starcza jakaś kałuża na polnej drodze przy chacie.
Kury już mi rozgrzebują ogródek, do którego dostają się przez uszkodzoną przez śnieg spadający z dachu siatkę. Trzeba pomyśleć o jakiejś wysokiej plecionce z gałązek, aby załatać ubytek i drogę drobiowi zagrodzić. Zanim zabiorę się za szykowanie miejsc pod siew.
Tymczasem Anna ruszyła z nową siekierką w kolejny bój do lasu. Wzięła jeszcze zimą kolejną działkę do obrobienia. I dopiero teraz można ją zacząć czyścić. Wychodzimy ze sprawdzającego się w praktyce założenia, które podsunęli nam miejscowi, że drewno na kolejną zimę trza zaczynać gromadzić już ledwie śniegi stopnieją. Wtedy można zdążyć z cięciem, rąbaniem i suszeniem zapasów przez lato, i kolejnej zimy grzać się ze spokojną głową przy piecu. A nie martwić się, czy starczy, a jak nie starczy to skąd wziąć, a jak już jest zdobyte w najgorszy czas, to czy suche czy mokre...
Przyzwyczajenia ludu miejscowego, nawykłego do ciężkich i długich zim są nieocenione i lepiej ich nie lekceważyć. Sprawdzają się nam od początku.
Po południu zaś od trzech dni układamy panele na poddaszu. Nie dało się dłużej patrzeć na podłogę z płyty osb! Sama czynność jest prosta i łatwa nawet dla blondynek, ale poprzedza ją dokładne sprzątanie nagromadzonych na poddaszu pudeł, sprzętów, gratów. Część z nich wylądowała na dole, gracąc właśnie niedawno na nowo posprzątane i uporządkowane wnętrza, a część przesuwa się w miarę układania podłogi.
Oj, trudno jest mieszkać w domu, który się jednocześnie remontuje. Praktykujemy to niestety od początku i tylko powiem, że trzeba doliczyć do remontu jeszcze drugie tyle dodatkowych czynności i fizycznej pracy związanych z przesuwaniem mebli i klamotów.
Tym niemniej udało mi się wreszcie uwolnić swoje książki z pudeł, w których przeleżały kilka lat. Uwolnić i nareszcie odnaleźć niektóre niezbędniki, za którymi tęskniłam i których niedostępność blokowała mi różne intelektualne zajęcia. Uff, spoczęły na półce regału w jadalno-wypoczynkowym pokoiku książki astrologiczne wraz z efemerydami i tablicami astrologicznymi, przewodniki, atlasy i mapy, słowniki i podręczniki gramatyki kilku języków. Tudzież inne nieco rzadziej używane, ale nie mniej niezbędne, herbarze, genealogie, trochę historii i książek z epoki oświecenia, pisma święte różnych kultur i kontynentów, powieści z ulubionej epoki, albumy malarstwa, no, i kilka podstawowych "biblii" ufologii. Oprócz tego kilka pozycji kucharskich oczywiście. Uch. Trochę pozycji, już od lat nie czytanych i nie wykorzystywanych wylądowało w wielkim pudle. Mam zamiar je rozdać chętnym. Jest tam nieco tzw. ezoteryki, która dawno mnie nie kręci i różnych opowieści dziwnej treści. Czy dzięki temu kącikowi wypoczynkowo-intelektualnemu w moim życiu zagości więcej czasu na ów odpoczynek, nie mam pojęcia. Według filozofii feng-szuei tak powinno się stać.
Przed wieczorem wywołuje mnie na taras niekiedy charakterystyczny odgłos. Lecą klucze, zapewne dzikich gęsi. Dzisiaj prosto na wschód, na Białoruś i Rosję. Takoż uwalniającą się od śniegów i zimy.

Z innych wydarzeń: zainaugurowałam najnowszy nasz zakup, szynkowar. Powstała pierwsza wędlina z mięsa kupionego w sklepie, indyczo-wieprzowego. Na próbę. W przyszłości postaramy się używać gospodarskich produktów, pewnych jakościowo i świeżych. Nie powiem, smaczna wyszła, zachęcając do eksperymentów. Powodem była nieudana degustacja jednej z kiełbas kupionych w sklepie, i to wcale nie najtańszej, po której uznałyśmy, że nie ma co ryzykować zdrowia i życia.

8 komentarzy:

  1. Jesli masz Szumana lub Klimuszke zbednego, to ja sie zapisuje ;)

    pzdr
    A.

    OdpowiedzUsuń
  2. a mnie jest szkoda książek wydawać bo czasem zainteresowanie może powrócić...tak,że trzymam wszystkie i marzę o bibliotece...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja sie zabralam za sprzedawanie ksiazek o treningu koni wyscigowych - bo juz do tego nie powroce, wiec ksiazki calkowicie zbedne. Dobrze jest od czasu do czasu zrobic remanent w swoim zyciu ;-)

      Usuń
  3. Też bym chciała już mieć skończony remont mieszkania, a tu się ciągnie wszystko, jak guma z majtek. Nawet nie skończyliśmy wszystkich pomieszczeń (raptem cztery), a tu już trzeba zaczynać wszystko od nowa, bo się zużyło, wybrudziło i w ogóle znudziło.
    Nasze książki tez leżą w piwnicy w kartonach. Nie ma do nich dostępu, nie ma gdzie ich ustawić. Mam tylko nadzieję, że myszy ich nie pogryzły...
    A mięsa sprzedawanego w sklepach nie mogę w ogóle jeść. Warzywa też mi szkodzą. Chyba mam zbyt wydelikacony żołądek, bo byłam od małego chowana na działkowych, ekologicznych warzywach i owocach i mięsie od rodziny ze wsi, więc również w pełni ekologiczne, bo drób ziarno i zielsko dostawał, świnki parowane kartofle z zieleniną, a krowy całymi dniami wylegiwały się na pastwisku. Ot, jak dobre żywienie przeszkadza w życiu codziennym mieszczucha ;)

    OdpowiedzUsuń
  4. Z racji wstrętu do wędlin sklepowych, i jeszcze braku możliwości wyrabiania własnych, praktycznie przestaliśmy wędliny jeść. Czasami kupię coś z rozpędu, a potem i tak nikt tego nie chce jeść. Rozsmakowaliśmy się w serkach, twarogu przyprawianym na milion sposobów i pastach wszelakich.
    Chleb już tylko pieczony w domu, podobnie jak wszelkiego rodzaju bułeczki słone i słodkie.
    Człowiek łatwo się do dobrego przyzwyczaja, a potem się dziwi temu, co jadł w przeszłości.
    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mnie sie takie haselko podoba, krazace po internecie: "Zywnosc ekologiczna - nasi dziadkowie nazywali ja po prostu zywnoscia"

      Usuń
    2. Jeszcze w siedemdziesiątych latach jedzenie smakowało jak jedzenie. Potem były gołe haki, a za chwilę unia ze swoimi normami na konserwanty, które naszym starym, "zacofanym" normom mogły "buty czyścić". Teraz producenci uważają, że jak jakaś substancja jest dozwolona, to można jej używać - bo ludzkie zdrowie się nie liczy. Liczy się zysk.

      Usuń
  5. My od ok. pół roku nie kupujemy żadnych wędlin, a to za sprawą cudownego wynalazku, który zakupiłem, a bez którego obejść się już teraz nie sposób. Mała wędzarnia elektryczna pozwala cieszyć się prawdziwymi smakami szynek, polędwic i kiełbas. Robimy nawet parówki - ale z nimi to trochę dużo roboty, ale czego człowiek nie zrobi dla dzieci :).
    Jajka też swoje - wymieniłem kury szlachetne(sułtany) na zwykłe nioski i przez całą zimę prawie 100% nieśności.
    Ale to za sprawą szklarenki w której spędzały sobie krótkie dni zimowe doświetlane żaróweczką :).
    Pozdrawiam serdecznie- do zobaczenie na kolejnym festiwalu (mam nadzieję ), może tym razem uda się nam odwiedzić najbardziej zjawiskowe gospodarstwo na Poldlasiu :). pozdrawiam ciepło Arek

    OdpowiedzUsuń