22 grudnia 2018

Gyros domowy prawie po grecku

Dawno nie pisałam. Od czasu, gdy gospodarstwo zimuje życie codzienne stało się monotonne i skupione wokół ciepłego pieca. Trudno znaleźć w tym temat, którego bym już nie poruszała na tym blogu w ubiegłe zimy. Wreszcie dzisiaj coś się znalazło. Witajcie!
Mając tak wiele czasu dla siebie zajęłam się rozwijaniem swoich hobby. Piszę horoskopy chętnym poznać swój indywidualny charakter i trochę los, uczę się astrologii pytaniowej, to mocno pasjonująca mnie dziedzina, analizuję swoje sny i pracuję ze śnieniem (tak, że nie nudzę się nawet w nocy), ponadto podciągam się w sztuce kucharskiej. I właśnie to ostatnie natchnęło mnie do dzisiejszego wpisu.

Zdecydowałam się przyrządzić po raz pierwszy w życiu gyrosa prawie po grecku, w wersji zimowej, mocno własnej. W tym celu najpierw przestudiowałam kilka filmików jutubowych, na których każdy z prezenterów przyrządzał tę potrawę po swojemu, zapewniając, że ta właśnie jest najoryginalniejsza z oryginalnych. I zgromadziłam dane, co i jak robić.
Na to, jak w końcu rzecz całą wykonałam wpłynęły zasoby przyprawowe i lodówki. Zrezygnowałam z sosu tzatziki ponieważ zimą nie jadam świeżych ogórków (choć kusiło mnie spróbować z kwaszonym) ani pomidorów, a także z powodu wahań temperatur dziennych i nocnych jogurt przestał się dobrze warzyć, więc go nie nastawiam. Tę część gyrosowego wtajemniczenia zostawiam sobie na czas letniego sezonu, gdy jogurt jest u nas codziennością.

Zamiast chlebka pita wybrałam tortille, te same, których nauczyłam się z książki kucharskiej. Nie mogę jeść mąki pszennej, jednak tortille są całkowicie dopuszczalnym zastępnikiem pity. Mięso wzięłam koźlęce, z łopatki, wychodząc z założenia, że to jest bardziej Grekom podobne, niż kurczak z fermy (którego też nie jadam). Zamiast sosu tzaziki użyłam zwykłej kapusty podsmażanej (nie cierpię pekińskiej) i keczupu domowego swojej roboty. A oto, co z tego wyszło:



Gyros prawie po grecku, wersja zimowa

Składniki:
Ok. 0,4-0,5 kg mięsa koźlęcego z łopatki
Łyżka octu jabłkowego
2 łyżki kwaśnego mleka (jogurtu)
1 cebulka
2 ząbki czosnku
Łyżeczka zmielonej gałki muszkatołowej
Łyżka czerwonej papryki słodkiej
Łyżeczka kurkumy
Łyżeczka kminu rzymskiego
Szczypta tymianku (oryginalnie powinno być oregano, ale nie miałam na podorędziu)

Składniki i sposób przyrządzania tortilli znajduje się tutaj;

Ponadto do farszu:
Cienko pokrojona kapusta zwykła w ilości zapełniającej patelnię
Szczypta soli
Szczypta pieprzu czarnego mielonego
Kapka pomidorowego koncentratu
Keczup domowy
1 cebula pokrojona w cienkie płatki

Przyrządzenie:
Mięso kroimy na bardzo cienkie i nieduże płatki, wcześniej usuwając błony. Marynujemy je z octem jabłkowym, dwiema łyżkami jogurtu (ja użyłam mleka kwaśnego, bo tylko to było w domu, potrawa się nie pogniewała), papryką, kminem rzymskim, gałką muszkatołową, kurkumą i oregano (lub tymiankiem albo zielem prowansalskim), dokładamy drobno posiekaną cebulę i zmiażdżone 2 ząbki czosnku i tak pozostawiamy. Najlepiej zrobić to na kilka godzin przed przystąpieniem do kucharzenia.

Następnie zajmujemy się usmażeniem tortilli. Z podanej na tym blogu ilości składników wychodzi 10 placków ze średniej patelni. Staramy się je lepiej usmażyć po jednej stronie, drugą pozostawiamy bladą (do czasu).

Mięso wstawiamy w nakrytym naczyniu żaroodpornym do rozgrzanego piekarnika w temperaturze 165 stopni na pół godziny. Czas pieczenia jest zależny oczywiście od rodzaju mięsa, którego używamy. Po tym czasie odkrywamy naczynie i pieczemy drugie pół (albo nieco więcej) godziny w temperaturze 200 stopni. Powinno się zrumienić na wierzchu i odparować cały sok, no, i nabrać stosownej miękkości, zatem jest to sprawa zależna od rodzaju mięsa, wieku zwierzęcia i własnych upodobań. W każdym razie warto zaglądać i próbować, czy już doszło.
Kiedy mięso się piecze, a tortille już zostały usmażone bierzemy się za kapustkę. Cienko poszatkowana, leciutko posolona i popieprzona idzie na patelnię z łyżką smalcu. Podsmażona i podduszona lekko, pod koniec z dodatkiem kapki koncentratu pomidorowego i oregano (ja dodałam w to miejsce majeranku, ponieważ kapusta lubi takie zioła, nie wzdyma po zjedzeniu) posłuży do wypełnienia farszu placków.

Gdy wszystko jest już gotowe bierzemy się za nadziewanie gyrosów. Kładziemy każdy placek lepiej usmażoną stroną do środka, wykładamy na niego łyżkę-dwie mięsa, potem na nie idzie duszona kapusta, kilka plasterków cebuli i łyżka keczupu domowego. Zawijamy w sposób, którego wam niestety, nie oddam w opisie. Podejrzałam go na jednym z filmików, gdzie prezenter rodem z Kaukazu popisywał się właśnie zawijaniem farszu w tortille.W każdym razie wychodzi z tego paczuszka z zawiniętymi wszystkimi bokami tak, że farsz nie ma prawa wypłynąć.
Takie zawijaski wkładamy na patelnię i przysmażamy do zrumienienia placków z każdej strony.
I gotowe!

Podawać na talerzu, z dodatkiem jakiejś kiszonki lub kwaszonki (to już będzie po polsku), a ponieważ potrawa wychodzi całkiem ostra użyłam do popicia kwaśnego mleka koziego. Zamiast tzatziki.

Po spróbowaniu jestem podekscytowana swoją nową umiejętnością. I obiecuję sobie przyrządzić na wiosnę wersję wiosenną, potem letnią, ze stosownym sosem jogurtowym. A także - jak przystało - użyć do tego grilla, zamiast patelni.

Z potrawą, która z racji długiego przyrządzania wypadła w porze mocno poobiedniej nie pokłóci się lampka wina. Nie jestem snobką, ani nie udaję Greka na tej mojej podlaskiej wioseczce. Ot, winko aroniowe, właśnie świeżo zlane do drugiego dojrzewania fajnie się skomponowało.