31 stycznia 2024

Krótka trzustka

Śniegi już oczywiście schodzą, bo po wczesnej zimie przyszło wczesne przedwiośnie. Ponoć iluzyjne, ale jak na razie internetowe meteo niczym nie straszy. Spełniła się przepowiednia znajomego masarza, który patrosząc tuszkę zauważył jeszcze wczesną jesienią: "Krótka trzustka, krótka zima". Warto zapamiętać, bo to wtajemniczenie jeszcze etruskich haruspików, wróżących z wnętrzności zwierząt ofiarnych. 

Kozom też się wiosna przypomniała, a jakże.
Zaczęły się wykoty. Matkom nabrzmiały cyce.

Jak na razie wsio myszouchy. Po puszkinowskim tacie. Czyli rasa bezucha (bezuszna), jakby ktoś nie zrozumiał. Już wychodzą na spacery.


Powyżej Kafcia z mlekiem, jak na razie jedyna ze zwykłymi uszami, po mamie.


A to jej brat bliźniak. Czarny Książę.

21 stycznia 2024

Zimowanie

Śnieży dalej, z doskoku, ale tych doskoków było już tyle, że straciłam rachubę. W obejściu mamy teraz małą Szwajcarię, góry i wąwozy między nimi, po których codziennie trzeba przejechać szuflą, zwiększając szczyty, aby nie stracić kontroli nad sytuacją. W niektórych newralgicznych miejscach wczoraj musiałam odkuć już iście skamieniałą zmarzlinę szpadlem, aby móc dostać się do nich w potrzebie.

Nadmiar ciężkiego śniegu zawalił okrycie pod starą cieplicą, z którego korzystał drób.


Kaczusie jakoś sobie jednak radzą w odśnieżonych rejonach, drepcząc po śniegu, wypuszczane z kurnika wtedy, gdy nie ma zbytniego mrozu albo zawiei. To nader odporny narodek.

Ponadto Anna rozbiegana, ma wiele pracy, pomysłów, potrzeb i planów tu i tam. Organizuje sobie i dzieciom różne zajęcia na ferie, co wymaga zakupów, wyjazdów i uzgodnień. Ja siedzę cierpliwie, jak ten żółw w skorupie, na miejscu i co najwyżej kontaktuję się ze światem przez internet. Muszę przyznać, że miałam ostatnio coś w rodzaju ataku depresji i wycofania się w głąb, (całkiem jak autyk), którą na tyle znam, że od razu podjęłam kroki zapobiegawcze. Zamiast rozmyślać i karmić straszliwego głoda zabieram się za czytanie książek. Wróciła mi czytelnicza pasja i nieraz spędzam nad książką kilka godzin, bardziej w nocy niż w dzień, w chwilach częstej i zwyczajnej w późniejszym wieku bezsenności. Podstawowe witaminy ważne w zimie, gimnastyka na powietrzu, odśnieżanie jako ćwiczenie fizyki ciała, nauka (tym razem zasad indyjskiej astrologii). Żadnych horrorów, kryminałów, tragedii w filmach czy mediach, poza tymi, które zwyczajne życie dookoła mnie niesie. Nie są spektakularne, ale jest co wiedzieć.
Dzisiaj dręcząca mnie w ostatnich latach planeta Pluton, zawieszona jakby specjalnie dla mnie na końcówce znaku Koziorożca, weszła wreszcie prawie na dobre (bo zawróci w niego jeszcze na krótko 1 września tego roku, by całkiem wejść 20 listopada tr.) do następnego znaku Wodnika i od rana czuję dziwną ulgę i zwyżkę nastroju. Może nie będzie tak źle. Na inaugurację owego epokowego wejścia na całe 40 lat następnych znajomy astrolog podrzucił mi film do obejrzenia. Japońską anime, "Ghost in the Schell" czyli "Duch w pancerzu". Takie wskazanie ducha czasów, które nadchodzą. 

Udało się złapać pana elektryka, który zamontował wreszcie nowy sterownik. Przyznam, że niewiele to zmieniło w naszej codzienności. Tyle, że nie muszę już kontrolować temperatury pieca, aby nie przekroczyła normy, bo pompa rozgania nadwyżkę ciepła po kaloryferach. Z tego wynikła rozmowa i konkluzja, że trzeba poważnie pomyśleć o generatorze prądu i alternatywnych rozwiązaniach, bo zakład państwowy jest coraz bardziej zaniedbany, ilość pracowników zmniejszyła się więcej niż o połowę, nie ma komu pracować i nie ma nowych chętnych do pracy, infrastruktura coraz starsza, maszyny się psują i stoją nienaprawione, a wypożycza się w razie potrzeby sprzęt od prywatnych właścicieli. Ci nawet słupy wymieniają. Ile to może potrwać?

Opieszałość służby odśnieżającej również jest godna zastanowienia pod tym kątem. Nasza boczna droga nigdy nie była rozpieszczana, jest w ostatniej kolejności, ale w obecnych wciąż odnawiających się dośnieżeniach nic się nie pojawia z pomocą. Ciężki sprzęt leśny robi od czasu do czasu koleiny, które pogłębiają się tak, że samochód z niższym zawieszeniem może nie przejechać. W razie jednak spotkania pędzącego wozu z naprzeciwka z trudem albo niemożliwością jest zjechanie na pobocze bez niebezpieczeństwa utknięcia albo zderzenia. Czasem jedzie się i 20-30 km na godzinę. Z drugiej strony, są to warunki, do których starzy wiejscy Podlasiacy są przywykli i cierpliwie czekają wiosny, po prostu. Dawniej wyciągano sanie i zaprzęgano konia, który to widok był mi znany jeszcze w czasie, gdy tu zamieszkałam, teraz sanie może i są tu i ówdzie w stodole zaparkowane, ale koni brak. Czasem nieliczni hodowcy urządzają tam i siam kulig, ale to już cała impreza rozrywkowa, a nie zwyczajna potrzeba zajechania do gminy, sklepu czy kościoła, jak bywało zimową porą.

Ale nie ma co narzekać. Prąd po ostatniej dobowej awarii jest, choć wczoraj w trakcie powiewów wiatru "migał", czyli nie złamało się żadne drzewo na poważnie. Na razie. Baterie i telefony ponabijane. W razie. Nowe książki na czytnik ściągnięte. Jest czym palić i grzać się. Lodówka i piwniczka pełna, czekać tylko wykotów. Kaczki i gęś zaczęły się nieść, kury nie przestały. To ważne. Pora wyskoczyć na taras ptaszkom leśnym słoninki podrzucić!

12 stycznia 2024

Ku odwilży...


Podjazd odśnieżony i otwarty, dzień słoneczny, acz jeszcze mroźny. Śnieg chrzęści pod nogami, dłonie przymarzają do klamki zewnętrznej, gdy są choćby lekko wilgotne.


Drób nasłonecznia się w cieplicy, łapki grzejąc. Trzeba przyznać, że kury się starają, mimo ich małej ilości, zawsze jakaś coś zniesie, codziennie zbieram zatem jedno, dwa, albo trzy jaja. 

Ponoć idzie odwilż. Anna mydło domowe warzy.

9 stycznia 2024

Kłopoty zimowe


Oczywiście zaraz po poprzednim tu wpisie na temat ciepłej zimy, zawiało, napadało i teraz mrozi ekstremalnie, tzn. bardzo średnie jak na Polskę to ekstremum, bo do ok. 18 stopni na minusie w nocy. Już zresztą po dwóch takich nockach zaczyna się ocieplenie.
Nie obyło się bez całodobowej awarii prądu, w wyniku oblodzenia łączy na dużym obszarze. Przetrwanie było łatwe, wspieramy się lampkami na doładowywane baterie, a ogrzewanie jest klasyczne i nie wymaga energii. Z braku czynnego komputera po prostu w ruch poszły książki i czytniki w długi ciemny wieczór.
Drogi śliskie i oblodzone, wymagają wielkiej uważności, o czym przekonało się onegdaj kilku chwackich stróżów zagrody granicznej, lądując zespołowo w rowie, a potem w szpitalu. No, cóż, mieszkańcy dawno się martwią o swój los, zwłaszcza po sławnym rozjechaniu przez nich królów puszczy na drodze, i tu nauczka spadła z nieba. Zbyt duża prędkość na zakręcie, brak ostrożności, zarozumiałość młodzieży w mundurze na dzikim terenie rodem z regionów zawsze odśnieżanych i jest placek. Naprawdę, przed wyjazdem z garażu trzeba modlitwę słać do nieba o to, aby nie spotkać pędzących nie wiadomo po co i do czego (ponoć trwa spokój w wiadomej materii) przedstawicieli porządku i nie musieć zjechać z kolein na drodze do rowu, aby dać się wyminąć! 

W domu zaś panuje przytulne ciepło. Choinka została już rozebrana, klasycznie, na Trzech Króli, został tylko Mikołajek, robiący za domowego skrzata. A na piecu bigos pyrkocze.

1 stycznia 2024

Ciepła zima


Jak pokazują powyższe i poniższe zdjęcia, robione wczoraj, czyli w dzień sylwestrowy, zima odeszła wraz z końcem roku i przyczaiła się za przebraniem jesieni. Temperatury oscylują plus minus blisko zera Celsjusza, nocą i za dnia, więc piece chodzą oszczędnie po kilka godzin w ciągu doby i dobrze jest. Kozy w taki ciepły czas wychodzą pod naszą kontrolą na przechadzkę i skubią co tam znajdą, gałązki zakrzaczeń, zielone igliwie sosen i jałowców oraz kępki traw. Są już mocno brzuchate. Bardzo spokojne i powolne.
Z brakiem mleka na razie poradziłyśmy sobie tak, że raz w tygodniu Anna przywozi kilka litrów świeżego mleka krowiego kupione na miejscowym targu. Od razu stawiam jeden litr w jogurtownicy, wymieszany z kilkoma łyżkami ulubionego jogurtu Activia (okazuje się być najsmaczniejszy i najefektywniejszy). I w ten sposób zdobywamy smaczny naturalny jogurt na codzienną przekąskę albo śniadanie. Mleko jest od zdrowej wiejskiej Mućki, kwaśnieje i wydziela śmietanę jak należy. Podkreślam sprawę, bo w rejonie gdzie są większe hodowle krów mlecznych można się naciąć na "mleko antybakteryjne", które zamiast kisnąć gnije. Krowy są przerasowione (nierzadko o chorych parametrach), specjalnie karmione antybiotykami, aby dawały mleko jałowe, które dopiero w mleczarni sztucznie się zakwasza co wola producenta sobie zażyczy. 
Pozostała z dostawy reszta idzie do zabielania porannej jaglanki czy owsianki, do kawy i na smaczek dla psów. Gdy braknie, wyciągam butelkę zamrożonego koziego  mleka i ono służy w międzyczasie do następnego zakupu.
Awaryjne mleko w kartonie czy nawet to w butelce robiące za naturalne, ze sklepu jest tak nam obu niesmaczne, że szło najwyżej dla psów, Anna dolewała je sobie do kawy, ale za każdym razem głośno wyrzekając.


Ptaszydła mają się dobrze. Gąska Pulcheria, mimo wdowieństwa i sporej już wiekowości, ma dobry humor. Zakolegowała się z kaczusią Kasią i resztą stadka kaczego, zarządza także sprawnie kilkoma kurami, które nam pozostały. Kury niosą się cały czas, choć niecodziennie, a Pulcia w ten prawie wiosenny czas zniosła mi już 4 wielkie gęsie jaja. Które skrzętnie zbieram, jako dotknięta alergią na kurze białko i stosuję do lanych klusek czy placków. 


Psiska pełnią swą podwórkową wartę pilnie obwąchując wszelkie ślady.

A indyki, już ładnie podrośnięte wyfruwają z rumorem ze swojej indyczarni i łapią ciepło i słońce w każdej suchej chwili dnia. Gdy zaczyna padać wracają pod dach. Jak się okazuje, jest wśród nich kilka indorów i trzeba będzie je pod wiosnę albo sprzedać albo ubić. Bo zgody w stadzie nie będzie, tylko rywalizacja o samice i krwawe, mordercze bitwy.