21 maja 2016

Lęgi

Wychodzimy szczęśliwie z okresu zimnej Zośki, a raczej zimnych zosiek, bo zimne przenikliwe wiatry w dzień, zimne deszcze, zachmurzenie, nawet grad, no, i niska temperatura nocą trwały coś około tygodnia. Nie było przymrozków, roślinność ogródkowa przetrwała zatem bez problemów, choć zapewne spowolniła swój wzrost.

Sad jabłoniowy przekwitł, ale zdążył się załapać na dwa czy trzy dni dobrej pogody, podczas której pszczoły i bąki nie próżnowały.
Sadzonki i kwiaty przyjęły się.

Kurczaki poszły na swoje, pięknie rosną, opierzyły się i zamieszkały w odgrodzonej części kurnika. W ich miejsce jednak stanęło kolejne pudło i lampa kwoka dalej świeci. Zaczęły kluć się indyczęta. Te już narodzone i wyschnięte pod matką wybieramy spod jej skrzydeł i na dzień idą pod lampę, gdzie są dokarmiane i pojone, a indyczka (no, w rzeczy samej jest ich trzy sztuki) w tym czasie spokojnie dosiaduje resztę jaj. Na noc wracają pod skrzydła. Jest ich około czterdziestu, procent wylęgalności prawie sto! Wszystkie zdrowe i silne, z apetytem na życie.

Dziś powstała jeszcze mała grządka przy stodółce, na sadzonki pomidorów. Głównie zbudowana z gnoju i kompostu.

15 maja 2016

Lody domowe

Rozwijamy najnowsze hobby. Anna kupiła maszynkę do lodów. Co kilka dni przygotowuję porcję zagęszczonego mleka koziego (znaczy odparowane na kuchni i potem schłodzone przez noc w lodówce). Rano łączę je z porcją najnowszego, także schłodzonego gęstego jogurtu domowego, dodaję trochę cukru (wcale nie musi być to cukier puder, ani w takich porcjach, jak głoszą przepisy! wystarczy mi połowa tej słodkości) i różne dodatki smakowe. Które praktykujemy za każdym razem inaczej. Dodatek cukru pudru z laseczką wanilii daje lody waniliowe. Wczoraj powstały zaś lody jagodowe, z jagód zeszłorocznych przygotowanych klasycznym sposobem w słoiku (zasypane cukrem i spasteryzowane). Maszynka się sprawdza. Mniam!

14 maja 2016

Wysiadywanie

Po trzech dniach naburmuszania się niebo wreszcie siknęło ulewą, wczoraj dzisiaj tak, że rośliny dostały nowy potrzebny zastrzyk życiowy. Kurczęta zamiast w ogródku wylądowały w nowym kurniku, pod dachem, gdzie odwiedzałam je co godzinę, aby jedzeniem sypnąć.

Usiadła z nagła jedna kwoka. Dzisiaj nasadzona na 15 jajach kurzych. Do wysiadywania gotuje się też ostatnia, najstarsza, czwarta (a raczej pierwsza) indyczka.

12 maja 2016

Przygody codzienne

Dni pogodne, acz z majowymi ulewami prawie co dzień, choć od trzech dni pada jedynie w sąsiednich wsiach i na Białorusi, zapraszają najpierw do pracy na dworze, a potem na taras, aby odpocząć. Przez kilka dni z rzędu sadziłyśmy z zapałem w obu ogrodach drzewka, krzewy i kwiaty. Ogród permakulturowy, daleki od nawodnienia i możliwości podlewania go w razie suszy, z bardzo kiepską leśną glebą wymaga wciąż dodatkowego wysiłku przy każdym nasadzeniu. W ruch poszła taczka, widły i wieloletni kompost, gromadzony od początku zamieszkania w zagrodzie, został poważnie naruszony, aby posłużyć roślinom za pokarm. Na koniec każda sadzonka dostała opatulinkę ze słomy, aby osłonić ją od chwastów, wilgoć utrzymać i podtrzymać dokarmianie w sezonie. Posadzone trzy lata temu porzeczki, w zeszłym roku mocno nadwyrężone suszą i brakiem naszej opieki, odbijają z zapałem i wiele z nich, mimo, że niewysokie, zakwitło i ma po kilka gron zalążków owoców na sobie. Te, co uschły zostały teraz wymienione na nowe, białe, czerwone i czarne. Doszły też maliny, oraz pigwa, dereń, jagody kamczackie, wiśnie kaukaskie, śliwy węgierki, agrest w dwóch kolorach, forsycja i jaśminowiec. Wszystko trzeba było obficie zaopatrzyć na starcie w nowe życie. Oby im się udało!

Posiane zostały też dynie różnych rodzajów, patisony, cukinie i fasolka. Pierwsze posiane roślinki kiełkują już szczęśliwie, także truskawki, te które przeżyły suszę dorodnieją w tym roku i pięknie kwitną.

Trwa też rżnięcie i porządkowanie zalegającego na podwórku drewna, aby przygotować miejsce pod nowy zbiór z lasu, który ma na dniach zjechać. Poprawianie ogrodzeń pastwiskowych i ogrodowych. Oraz codzienny wypas naszego bydełka, które z racji braku głównego pastwiska melinujemy tu i tam, na mniejszych wygrodzonych obszarach trawiastych, na ugorze i w sadzie. Poza tym trzeba z nimi chodzić po okolicznych łączkach i zakrzaczeniach. Czasem i kilka godzin dziennie, aby się najadły.

Poza tym kurczęta rosną w oczach, spędzają całe dnie w ogródku w drewnianej zagródce, po południu wypuszczane luzem, aby sobie mogły eksplorować świat, uczyć się go i polować na owady, co uwielbiają.

Z przyjemności relaksowych pozostaje nam grillowanie i tarasowanie wieczorne, razem z towarzyszącymi psami u stóp i kotami u głów. I licznymi ptasimi glosami w uszach.

Z wieści najnowszych: zakwitł jabłoniowy sad.

3 maja 2016

Majówkowe radości

Mimo kiepskich prognoz na długą majówkę jednak zrobiło się prawdziwie wiosennie. Wczoraj wyjrzało słońce, po obfitym deszczu i w jednej chwili rozchyliły się przygotowane na taką majową chwilę pąki kwiatów czeremchy rosnącej przy chacie. Rozsyłając wokół duszny, upajający zapach. Jedna śliwa przekwita, ale druga już drepcze w przedbiegach. A wraz z nią dwie stare grusze ulęgałki. Pszczoły i bąki mają co robić. A to cieszy gospodarskie oko.
Noce o wiele cieplejsze, wszystko ruszyło. Na Podlasiu wiosna rusza dokładnie razem z majem, nigdy wcześniej. I dzieje się to właściwie jednego dnia. Nigdy nie przestanę się tym cudem zadziwiać.
W ogrodzie wykiełkowała rzodkiewka i bób.

Zatem wzięło nas na majówkowe przyjemności. Mimo rzęsistego deszczu i burzy, która po południu zasadziła się znienacka. Co tam, gdy ma się grilla pod dachem altany! Napaliłam najpierw przyjemne ognisko z chrustu, nagromadzonego wcześniej z kozich przekąsek. A gdy góra popiołu się uzbierała, rzuciłam na nią trochę drzewnego węgla. Kiedy się rozżarzył na ruszcie wylądowało namacerowane wcześniej mięsko koźlęce. I jakieś Anine przysmaki glutenowe z serem, dla mnie niejadalne.
Do wtóru grzmiały grzmoty, niegroźne, bez piorunów i huk deszczu, walącego o dach. Kury uciekły pędem do kurnika, ale gęsiom było w to graj. Nawet je jakby na zaloty wzięło w strugach wody.

Mięsko pięknie się zgrillowało, ser rozpuścił, jak trzeba. Czego od życia chcieć więcej?
No, jest więcej. Bo ptaki, gdy tylko nie pada i nie grzmi, jak dziś, piękne koncerty uskuteczniają od rana i z wieczora. Co umila niezwykle obie pory dojenia. Siedząc w przerwach na ławeczce pod oborą gwiżdżę, niezdarnie usiłując naśladować siedzące na dębie naprzeciwko rosnącym rozmaite ptaszęta, o nazwach mi nieznanych. Nawet czasem odpowiadają i dajemy wspólny koncert. Albo kukam do kukułeczki na jaworze, lub w akacjach zasiadającej. Co prawda w tym wypadku Anna zamienia jedną literę w słowie kukać i puka się w czoło z uśmiechem patrząc na mnie, ale co mi tam. Wiosna! I to najważniejsze.