Skłonny do ogłupienia Mieszczuch, przestraszony wizją nieuleczalnych chorób i śmierci, które niosą ze sobą różne produkty żywnościowe, miota się od diety bezglutenowej, wegetarianizmu i weganizmu po dietę paleo czy Kwaśniewskiego itp. Odstawia margarynę, mąkę, chleb, jajka, cukier, sól, mleko, smalec, kartofle, mięso wieprzowe, mięso czerwone, teraz już wieść niesie, że umiera się też po białym. Nie mówiąc o alkoholu takim-śmakim. Szkodzi też czarna kawa i czarna herbata, jak i coca-cola.
Swoją drogą nie przestaję zachodzić w głowę, czym żywią się owi ludzie. Niewielkie obserwacje zaś, które mam, każą mi myśleć, że aby mogli przeżyć z tymi wszystkimi wyrzeczeniami muszą zachować w swoich głowach jakiś procent nieświadomości, ignorancji w stosunku do tego, co jedzą i tym właśnie się dożywiają. Niektórzy zatem piją mleko i jedzą dużo sera, zamiast mięsa, które jest be, niektórzy zajadają się w jego miejsce kopami jaj, nieważne, że z ferm kurzych pozyskanych, niektórzy zagłuszają ciągły głód w organizmie tabliczkami czekolady (wedlowskiej, a jakże!) i innym słodkim badziewiem, choć programowo słodzą wszystko stewią i miodem. Znam też jaroszów żywiących się zupkami błyskawicznymi i chińskimi, makaronem i rybami z puszek. Ale i tak większość owych śmiałków przecierających nowe szlaki dla ludzkości, na moje oko jest niedożywiona, co widać często nie tylko po zbyt wielkim wychudzeniu, ale i szarej cerze, łamliwych włosach, błyszczących oczach, albo innych objawach, jak nerwowość, alergie skórne, odpluwanie flegmy czy ciągłe pochrząkiwanie. I dodatkowo ogólna słabość i prędkie męczenie się. Czego w Mieście siedząc przy komputerze albo za kierownicą nie uświadamia się sobie zbyt szybko.
Z tych wszystkich walk na argumenty interesuje mnie głównie dyskusja odnośnie szkodliwości bądź zdrowotności picia mleka. Bo praktyczne doświadczenie jakieś już mam. Także zwykłe obserwacje życiowe i rozsądne wnioski z nich wyciągane też. Ostatnio przeczytałam, że naukowcy dowiedli po przebadaniu grupy 100 tys. osób, że picie mleka przyśpiesza śmierć. Naszła mnie oczywiście oczywista zdziwiona myśl: Jeśli tak jest rzeczywiście, to na Boga, jak to się stało, że nasi przodkowie nie wymarli tysiące lat temu i w ogóle my się narodziliśmy?
Picie świeżego mleka w
starszym wieku to oczywiście szkodliwa sprawa. Choć czy śmiertelnie, sprzeczałabym się. Dorośli ludzie nie mają odpowiedniego enzymu, który ścina białko z mleka w żołądku, ot i przyczyna. Pomijam kwestie alergików, bo to osobna przypadłość. Jakoś tak ostatnio dziwnie coraz częstsza, dlatego przyczyna zapewne nie leży w samym mleku, a gdzie indziej.
Na mojej wiosce żyją
jeszcze starzy weterani, w przedziale 80-90 lat, rolnicy, którzy nigdy nie zaprzestali
spożywać mleka. Co prawda nie liczą stu tysięcy, ale gdyby tak wziąć wszystkie wioski na Podlasiu na pewno by się stosowna grupa takich okazów znalazła. Byłaby to świetna grupa badawcza dla kontr-lobbystów poglądu o szkodliwości mleka jako takiego.
Bowiem ci staruszkowie robią to od dziecka, mając dostęp do mleka dzięki własnej
krowie w oborze. Takiej, która jest ich przyjaciółką i pasie się cały ciepły
sezon na łące. Wiem, że jadają codziennie gotowane zupy mleczne na
śniadanie, poza tym mleko kwaszą i zmieniają w twarożek, pozyskują śmietanę, kręcą z niej masło. Mają różne przypadłości, jak to
staruszkowie, ale jeszcze sami koło siebie wszystko robią i mieszkają
samodzielnie, bez dzieci ani wnuków. Wnioskuję zatem, że jeden z punktów ustalonych przez naukowców, wytykających przyczyny szkodliwości picia mleka, pasteryzowanie, może być najważniejszy, plus jeszcze inne
rzeczy, które dzieją się w mleczarniach, a które dziwnie rzadko w podobnych artykułach są wymieniane
(dodawanie antybiotyków i chemii, aby mleko uzdatnić smakowo) są główną
przyczyną owej szkodliwości. Dodać trzeba też wyższe wydelikacenie nowych
pokoleń, karmionych konserwantami i szczepionych namiętnie od niemowlęcia. Bo tego wszystkiego nie robią, ani nie mają "moi" starzy mlekopije z dziada pradziada.
Obserwuję również starsze osoby, mieszkające w miasteczku, które nauczyły się pić mleko tak jak rolnik w dzieciństwie (bo np. urodziły się na wiosce i dużo później przeprowadziły się w cywilizowane warunki), a teraz kupują je codziennie w sklepie, bo nie potrafią przestać. Otóż starsze kobiety gromadnie zapadają na osteoporozę. Na odwapnienie jednak chorują teraz krowy hodowlane, genetycznie modyfikowane, które bożego świata w oborze nie widzą, stoją cały rok w zamknięciu i idą na rzeź w wieku dla krowy młodzieńczym. Czy to tylko przypadek? Nie było tego w czasach ich młodości. Nie było takiej choroby w mojej. Gdy w szkołach rozdawano szklankę mleka dla każdego ucznia. I jakoś to wstrętne trucie przeżyliśmy.
Tak na marginesie, serwatka, jogurty, kefiry i twarogi z mleka
niepasteryzowanego to najlepsze lekarstwo na żołądek (znam kobietę, która
dzięki piciu serwatki uciekła spod noża chirurgowi) i na jelita w wielu
przypadkach. Sama własnie się o tym przekonuję, bo wychodzę dzięki nim z ostrej
biegunki i utraty ochrony bakteryjnej po leczeniu antybiotykowym. Jeśli jelita są zdrowe i chronione odpowiednimi bakteriami, uzupełnianymi najczęściej przez kwaszone mleko, to idzie za tym także odporność na infekcje, grypy, anginy i biegunki. W Ameryce popularna jest ostatnio antynowotworowa dieta kiszonkowa, gdzie ważną rolę w codziennym żywieniu pełni naturalny twaróg robiony z surowego mleka. Którego w Stanach uświadczyć się teraz nie daje, bo zabroniona jest sprzedaż surowego mleka i klient-pacjent naraża się prawu, tak jak za czasów prohibicji miłośnik alkoholu. Nie mówiąc o pomocnym farmerze, który zrównany został w ten sposób z Al Capone.
Od lat nie
piję w ogóle świeżego mleka, zup mlecznych nie jem również, bo intuicyjnie czuję, że chwacit. Od wielkiego dzwonu latem mam apetyt na swojskie (bezglutenowe) musli z mlekiem, często jednak dodaję do niego jogurt albo kwaśne mleko, zamiast świeżego. Bo zsiadłe mleko i twaróg uwielbiam. Co wzbudza wyraźny popłoch w Mieszczuchach, zwłaszcza, gdy chcę ich takim kwaśnym mlekiem zwyczajnie poczęstować.
Zostało mi to po przodkach i w niczym nie mam zamiaru tego zmieniać. W moich czasach na wsiach i w małych miejscowościach piło się zsiadłe mleko do drugiego dania, tak jak kompot. Z ziemniakami, wiadomo, najsmaczniejsze jest. Robię to do dzisiaj. Oczywiście jedynie z koziego mleka, nie tylko dlatego, że takie mam, ale i dlatego, że najbardziej mi smakuje. Kozie ma zresztą dużo lepsze parametry i właściwości, niż mleko krowie. Co w podobnych badaniach i opiniach sponsorowanych nigdy nie jest objaśniane, ani wyszczególniane, a mleko wrzucane do jednego mlecznego kotła.
Podobnie dzieje się dosłownie z każdym innym produktem. Dlatego, myślę sobie, trzeba dla własnego dobra pamiętać, że za takimi wątpliwościami i powszechnymi zwątpieniami w zdrowotność tego czy owego zawsze stoją naukowcy i przemysł spożywczy, który ich sponsoruje. Biedni ludzie zaś, tracący zdrowy rozsądek, i nie mający dostępu do źródła zdrowego doświadczenia, ani zdrowych produktów, toteż opierający się przede wszystkim na opiniach owych uczonych źródeł, są ich królikami doświadczalnymi. Tego typu, że jeden diabeł wie, co w przyszłości jeszcze pokażą badania porównawcze na owych tysiącach konsumentów!
Zostało mi to po przodkach i w niczym nie mam zamiaru tego zmieniać. W moich czasach na wsiach i w małych miejscowościach piło się zsiadłe mleko do drugiego dania, tak jak kompot. Z ziemniakami, wiadomo, najsmaczniejsze jest. Robię to do dzisiaj. Oczywiście jedynie z koziego mleka, nie tylko dlatego, że takie mam, ale i dlatego, że najbardziej mi smakuje. Kozie ma zresztą dużo lepsze parametry i właściwości, niż mleko krowie. Co w podobnych badaniach i opiniach sponsorowanych nigdy nie jest objaśniane, ani wyszczególniane, a mleko wrzucane do jednego mlecznego kotła.
Podobnie dzieje się dosłownie z każdym innym produktem. Dlatego, myślę sobie, trzeba dla własnego dobra pamiętać, że za takimi wątpliwościami i powszechnymi zwątpieniami w zdrowotność tego czy owego zawsze stoją naukowcy i przemysł spożywczy, który ich sponsoruje. Biedni ludzie zaś, tracący zdrowy rozsądek, i nie mający dostępu do źródła zdrowego doświadczenia, ani zdrowych produktów, toteż opierający się przede wszystkim na opiniach owych uczonych źródeł, są ich królikami doświadczalnymi. Tego typu, że jeden diabeł wie, co w przyszłości jeszcze pokażą badania porównawcze na owych tysiącach konsumentów!