Pogodne dnie kwietniowe są intensywne. Wiele się dzieje. Oprócz pracy także. Poznałyśmy na przykład dwie Podlasianki, jedną świeżo upieczoną, szyjąco-dłubiąco-rysującą, może w przyszłości tkającą, drugą przodkami osadzoną, znawczynię ogrodnictwa także permakulturowego, które praktykuje od 15 lat na północnym Podlasiu. Olę i Krysię. To żeśmy sobie pogadały i poopowiadały, całkiem chwilami mądrze, a na koniec pożegnało nas zaćmienie Księżyca na nocnym już niebie.
Ponadto trwa praca oczywiście.
Okazało się, że nijak nie zdołamy zdążyć z siewem owsa, który planowałyśmy. Nie dało się znaleźć chętnego podjąć się tego zadania na teraz. A stary Mikołaj podrapał się w głowę i stwierdził:
- Ja tam nic mówić nie chcę, ani się wtrącać. Ale mnie się widzi, że wam najlepiej będzie tego roku ugór zaprowadzić. Bo ziemia źle zorana jest, trzeba ją dobrze skultywować pod siew, późno już, tyle razy siany owies, że ziemi najlepiej będzie odpocząć. Nie opłaca się siać, bo i niewiele urośnie, a koszty będą większe niż zyski.
Ucieszyłam się z tej decyzji Anny, głównej rolniczki. Na polu, które postaramy się stalerzować, o ile Big Johnny zdoła układ kierowniczy w traktorze wymienić, samoistnie wyrośnie trawa i stworzy pastwisko dla kóz. Odpadnie wypasanie je codzienne latem i kontrolowanie, aby w szkodę nie weszły. My się zaś zajmiemy na spokojnie koniecznymi pracami do wykonania, które są niezwłoczne tak naprawdę. Natomiast za zaoszczędzone na orce, siewie i żniwach pieniądze kupimy paszę dla stada bez problemu.
Poniżej dzisiejsze zdjęcia. Jak widać wciąż wiosna w tyle, jeśli chodzi o zieloność trawy. Na Podlasiu rusza ona zawsze z początkiem maja, więc to nie dziwne. Wyłaniają się już jednak z godziny na godzinę liście brzóz i czeremchy, kwitną zawilce. Poniżej rząd pomalowanych przeze mnie ostatnio grabów w koziej zagrodzie.
W zagrodzie kozy wytrzymują dość krótko, najlepiej najgorętsze godziny południa, gdyż mają tam cień i więcej chłodu. Potem, wypuszczone na popas ciągną, gdzie je instynkt poniesie. Na razie, jak widać, szukają zieleni, którą znajdują w lesie. I na Górze.
Albo na przyległościach zamarłych siedlisk na naszej wiosce, w pobliżu naszego obejścia. Ot, i Gwiazda.
Ot, i dzieciarnia. Zajadająca zielone igliwie sosny, przyciągniętej z obrabianej przez nas leśnej działki.
Koźlęta. Idą, idą na swoje...
I ku pamięci: dzisiaj posadziłyśmy indyczkę na 17 jajach (zniosła wszystkich 19).
Zbudowałam kolejne grządki i obsiałam. Także nasionami trawy dużą część obejścia, pozbawionego darni z powodu prac budowlanych. Deszcz wiosenny podlał wszystko pięknie. Maluję także obróbki drewniane, które mają ozdobić chatkę dziadka.
Plodozmian to podstawa. Dobrze jest lucerna, albo koniczyna obsiac.
OdpowiedzUsuńpzdr
A.
Proponuję łubin...albo gorczycę, ściągają dużo azotu do gleby wzbogacając ją tym samym :)
OdpowiedzUsuńu mnie dzisiaj w końcu się trawa zazieleniła ... za sprawą deszczu, który pada od wczoraj ...
OdpowiedzUsuńU nas na Dolnym Śląsku jakby zieleniej. Dlaczego malujecie grabom pnie na biało? Żeby kozy nie ruszały? Czyżby to była Krysia C.? Sławna z TV u "Mai w ogrodzie"? Pozdrawiam - Agnieszka
OdpowiedzUsuńZgadłaś, ze względu na kozy. Już i tak trochę je nadgryzły, muszę malować co najmniej 2 razy w ciągu sezonu, ale w sumie pomaga, jeśli tylko kozy się nie nudzą zbyt długo w zagrodzie.
UsuńI owszem, K.C. ;-) Na niebie zaś był układ promujący przydomowe ogrody naprzeciw kryzysu i biedy społecznej. Hm, ciekawe.
Pozdrawiam, ES
I adresik do jednego z programów z Krysią. Można popatrzeć, jak na pólnocnym Podlasiu można ogród wersalski prowadzić. I permakulturowy też.
Usuńhttp://tvnmeteo.tvn24.pl/magazyny/maja-w-ogrodzie,13,1,2,700723,0.html
Ten komentarz został usunięty przez administratora bloga.
UsuńPrywaty nie lubię i zawsze usuwam. I nie przepraszam. ES
UsuńOk. To ja przepraszam.
UsuńWitaj,ale tu pięknie i ciekawie,Zostaję na dłużej,jeśli pozwolisz to rozgoszczę się u Ciebie.W wolnej chwili zapraszam do Dobrych Czasów.Pozdrawiam Jola
OdpowiedzUsuń