24 listopada 2013

Szare komórki pracują!

Z zapowiedzi zimy pewnie wyjdą nici. W dzień zaniosło się, owszem ciężkimi i ciemnymi chmurami, ale przyniosły mżawkę i deszczyk, jest mglisto i ciepło. Nawet Kicia spędziła zeszłą noc na dworze, co zresztą było spowodowane obrażeniem się. Choć z naszego punktu widzenia powinno być odwrotnie, czyli to my powinnyśmy czuć się obrażone na nią. Poprzedniej nocy bowiem ułożyła się do snu w kartonie przy kuchni, pozwoliłam jej tam zostać (zazwyczaj śpi ze mną w zamkniętym pokoju, dlaczego, to cała opowieść o jej przypadku i traumie) i w rezultacie zrobiła to, co zawsze wtedy, zsikała się, ale z tą różnicą, że nie na podłodze (usunęłam kuwetę z domu, aby ją nauczyć jednak wychodzenia), a do miski Laby! W sumie można uważać to za jakąś tam kocią kulturę, ale wiem, że z jej strony było to zaznaczenie terenu wobec psa, którego niezbyt lubi. No, więc wczorajszego wieczoru powędrowała jak zwykle wieczorem za drzwi, w celach profilaktycznych (diabli wiedzą, czy się wtedy załatwia, czasem tak, czasem nie, gdy nie utrafię w moment), i już nie wróciła. Choć uczciwie ją wołałam, a nawet w nocy wstawałam w tym celu. Wróciła dopiero rankiem, i to wcale nie najpierwszym. Ot, honorna i harda istotka!
Aliści właśnie pada, więc obraza majestatu zniknęła. Kicia wysiaduje na moich kolanach, gdy to piszę, przy ciepłym jeszcze kaloryferze i dba o swoją dobrą relację na tę noc, hehe.
Tyle mojego.

Poza tym znowu zaliczyłam wpadkę z kawą tzw. prawdziwą. To prawda, że nie kupujemy nigdy drogiej kawy, czy ziarnistej do zmielenia, która byłaby najpewniejsza, jeśli chodzi o zawartość glutenu, ale fakty wciąż mnie zaskakują. Ja mogę nawet zrozumieć, że mielona "Kawa palona" z Biedronki jest sfałszowana kawą zbożową, ale także paloną, zatem nazwa z grubsza się zgadza i nie ma czego wymagać od producenta.   Natomiast, gdy już tak samo reaguję na kawę Tchibo, która ma w rozpisce zawartość węglowodanów i tłuszczy nie wiadomo jakiego pochodzenia na opakowaniu, i na kawę Kronung, która jest droższa, i bez owej rozpiski, to zaczynam popadać w smutek i niewiarę w ludzkość. Kiedy zatem zaliczyłam kolejne dolegliwości po owym rarytasie kawowym (tym razem całonocny ćmiący ból w jelicie cienkim, który nie pozwolił mi zasnąć i dał czas na przemyślenia), ledwie wstałam przed świtem, (jak nigdy), z łóżka, oznajmiłam Annie:
- My mamy jeszcze w domu Maczu Pikczu?
- Co takiego???
- No, wiesz, to coś, co podarował nam Jerzy i ty próbowałaś nauczyć się pić. Jak to się nazywa, Sierra Madre?
- Ach, mówisz o Yerba Mate?
- Tak!
- Tak. Gdzieś jest.
- Poszukaj z łaski swojej, przechodzę na picie tego świństwa. Myślę, że jej jeszcze nie fałszują zbożówką i mi nie zaszkodzi.
Po dokładnym przeglądzie kredensu i szuflad znalazła się prawie cała paczka Yerby i nawet drewniane naczyńko z bombillą, które sobie sprawiłyśmy w daremnym zamiarze wejścia w ten zbożny nałóg.
W internecie przeczytałam jak parzyć, zaparzyłam, i z lubością (wstręt wyrzuciłam za okno zdecydowanym gestem) wypiłam jedno i drugie parzenie w czasie dnia. Uff, wreszcie jakaś baza dla przyzwyczajenia się!

Kilka dni temu zaś wzięłam się za tłumaczenie łacińskich wersów z przepowiedni Nostradamusa i całkiem mnie to bawi. Nie jest to niemożliwe. Zaliczyłam naukę łaciny przez rok w pierwszej klasie liceum, teraz zaś mamy internet. Świetny słownik łacińsko-francuski pod ręką plus omówienie gramatyki łacińskiej po polsku, i hm, daje się. Jak na razie przynajmniej, nieźle. I do tego właśnie popijanie yerby przez rurkę całkiem mi pasuje.

Być może to zielsko uruchomiło mi lepiej komórki mózgowe (w każdym razie po kawie były strasznie przymulone, i nie tylko mózgowe), bo po południu zrobiłam wstępne podliczenia rozliczeń, tegorocznych kosztów i zysków z gospodarstwa. I, muszę przyznać, jest kapkę (kapeczkę lepiej), niż w zeszłym roku. Hodowle pokryły koszty swego utrzymania (uprawa pola i łąki, zakup pasz, wynajem pracowników) oraz KRUS, podatki, pozyskanie drewna, elektryczność, a nawet zakup kilku narzędzi. Dotacja unijna pokryje zaś koszt ogrodzenia. Naszym zyskiem jest żywność, świeża, zdrowa, pewna, ogrzany dom i prąd w kontakcie. Cały rok jaja, mięso, mleko, sery i twarogi, oraz warzywa i owoce.
Nie jest więc źle, nie spadamy, a leciutko, leciutko wznosimy się nawet. To dodaje zapału do pracy, rozwijania jednak gospodarstwa i zaplecza. Ma to sens.

11 komentarzy:

  1. Z ta kawa to jestem w szoku...
    z herbat duzo kofeiny ma tez herbata biala.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dobrze wiedzieć. Może kiedyś ją sobie sprawię, choć już paragwajskie zielsko zaspokaja moje pragnienie także i na wszelkie zioła i herbaty wszech stron i kolorów. ;-))) ES

      Usuń
  2. Zapraszam do siebie po wyróżnienie choć wiem, że nie macie zbyt dużo czasu na zabawy...

    1.Kot czy pies i dlaczego.
    2.Miasto czy wieś i dlaczego
    3.Telewizja czy komputer
    4.Książka papierowa czy e-book
    5.Lato czy zima
    6.Potrawy normalne czy wegetariańskie
    7.Zapach wanilii czy cytryny
    8.Kolory ziemi czy pastele
    9.Lasy czy łąki
    10.Góry czy morze
    11.Obieżyświat czy domowa istota

    Nominacja do Liebster Award jest otrzymywana od innego blogera w ramach uznania za „dobrze wykonaną robotę”. Jest przyznawana dla blogów jeszcze nie rozpropagowanych na tyle, na ile zasługują, czyli o mniejszej liczbie obserwatorów niżbyśmy chcieli, więc daje możliwość ich rozpowszechnienia. Po odebraniu nagrody należy odpowiedzieć na 11 pytań otrzymanych od osoby, która Cię nominowała. Następnie Ty nominujesz 11 osób (informujesz ich o tym) oraz zadajesz im 11 pytań. Nie wolno nominować bloga, który Cię nominował.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Agatko, bardzo dziękuję za wyróżnienie, ale z zasady nie biorę udziału w żadnych łańcuszkach szczęścia, więc na tym zakończę dalszy wątek. ;-))) Pozdrawiam serdecznie, ES

      Usuń
  3. Podziwiam Wasza pracowitosc i gospodarska zaradnosc!

    OdpowiedzUsuń
  4. Z tą kawą to kara za sięganie po obce towary ;-) Trzeba kupować kawę ASTRA z poznańskiej palarni - bardzo łaskawa dla żołądka i jelit. I bardzo dobra. (Oczywiście to moje prywatne zdania, ale kawę z czystym sumieniem polecam).
    A tych własnych produktów spożywczych nieustannie zazdroszczę. Niech Wam będą na zdrowie!
    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  5. Dzięki za podpowiedź, ale tej kawy nie widuję w sklepach podlaskich. Poza tym koniec, mam już dość eksperymentowania na swoim organizmie. Rzucam sięganie po rzeczy nie warte ryzyka, jakie ponoszę. Zostaję przy maczu pikczu, kropka. ;-))) ES

    OdpowiedzUsuń
  6. Ewo! Jeśli masz jakiekolwiek problemy z jelitami, to kawę odradzam-bardzo podrażnia. Pisałaś wcześniej, że jesteś uczulona na gluten. W związku z tym odrzuć wszystkie zboża go posiadające. Przejdź na kaszę gryczaną i jaglaną jedynie. Ponieważ jesteś mięsożercą(ja zresztą też), a mięso zakwasza organizm, pij herbatkę odkwaszającą o następującym składzie:
    1 łyżka majeranku (lub torebka)
    1 łyżka mięty (lub torebka)
    1 łyżka pokrzywy
    kilka ziaren ziela angielskiego
    2-4 goździki
    wszystko zaparzyć w litrowym dzbanku :))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. pomyliłam pierwszą pozycję (starość)... to ma być RUMIANEK a nie majeranek :))))

      Usuń
    2. Dzięki za przepis, zapisałam sobie, może kiedyś trzeba będzie zastosować, choć mam nadzieję, że nie. Kiedy nic mi się w moją bezglutenową dietę nie wdziera podstępem PH mam w normie. ;-) Pozdrawiam serdecznie ES

      Usuń
  7. Tyle produktów na półkach w sklepach oszukanych :/ Kiedyś czytałam, że markowa firma przypraw, do pierzu mielonego korę z drzew mieloną dodawała. Teraz mam dobry, kamienny, lekko chropowaty (taki lepszy moim zdaniem od tych idealnie gładkich) moździerz. I zgniatam w nim tłuczkiem pieprz, jak i ziarna kawy. Ładnie się mieli i mam świeżo zmielony produkt. Nawet kawa nie musi być tak całkiem na pył zmielona, dobrze smakuje i drobinki z mielenia opadają na dno szklanki. Smak nie w porównaniu z tą kupną już zmieloną w opakowaniu :)

    OdpowiedzUsuń