1 listopada 2013

Duszne święto

Jakieś święto podobno jest w Polsce... lubię Podlasie, bo można się łatwo wypisać z tego i owego i w innej bajce się znaleźć. Nie zmieniając kraju zamieszkania. Czasem próbuję sobie wyobrazić, jak to było u nas jeszcze choćby przed wojną, a i głębiej w czas też. Gdy ko-egzystowali ze sobą różnowiercy i umieli jakoś nie wchodzić sobie w drogę. Czy aby to nie Rzeczpospolita Polska była wzorem dla twórców Stanów Zjednoczonych? Tak jakoś mi się czasem zdaje...
Przed południem zaaplikowałam sobie lekturę wieści o trwającym konflikcie katolików z rodzimowiercami na górze Ślęży i lekki strach mnie obleciał. Wyobraźnię mam delikatną i lękliwą, dlatego łatwo mi przyszło przedstawić sobie nagonki zajadłych chrześcijan najpierw na bogu ducha winne kamienne, metalowe i drewniane idole, przedstawiające nasze słowiańskie stare wyobrażenia boskich sił, bałwanami nazwane przez szczujących starożytnych, potem, kto wie, na żywych ludzi, którzy im szacunek swój zaczęli oddawać, wedle prawa przodków swoich. Jakieś palenia, całopalenia, kamieniobicia, akty wandalizmu, brrr, brrr... Boże wielki, uchowaj!
Wzmocniło to we mnie strachliwe przeczucia o tym, jak ludziom łatwo się teraz wodę z mózgu robi, jak prosto się ich na siebie nawzajem szczuje, grając na emocjach i atawizmach. Wszystko dobre, co mimo wszystko epoka materializmu komunistycznego była wniosła przed laty w nasze monolitycznie już niestety katolickie społeczeństwo, gotowe jest runąć na pysk i ujawnić tkwiące w nas matoły, sterowane sznureczkami przez śmiejące się do rozpuku diabły, gdzieś zza węgła.
No, dobra, nie mam zamiaru zapisywać się do Rodzimowierczego Kościoła, ani nawet do żadnego obcego też. Nie jest mi potrzebna żadna instytucja do rozmów z Bogiem w sercu. Żadne pośrednictwo, nakazy, wskazówki, ani zakazy. Rytuały? Proszę bardzo. O ósmej zawsze obrządek kóz i drobiu, o zmierzchu drugi obrządek zwierząt, świątek-piątek. Na wiosnę cud narodzin i rozmnażania, na jesień ofiara krwawa. Siew, sianokosy i żniwa, zbiory owoców. Mało jeszcze? Kościół otacza mnie w postaci lasu, pól, rzek, nieba i ziemi, ptaków i ssaków, pór roku, zjawisk żywiołowych, tudzież sąsiadów i znajomych.
Jest jeszcze coś takiego jak głos duchów, przodków. I ja go czuję co roku o tej porze, zwłaszcza, że od kilku lat jakoś się wybrać w rodzinne strony, na groby rodzinne, nie mogę. Nie tylko dlatego, że rzeczywiście nie mogę, ale i dlatego, że jakoś... nie chcę, to trudno wyjaśnić.
Nawiązuję z nimi kontakt przez czas i przestrzeń, wizyta na konkretnym cmentarzu nie jest do tego wcale potrzebna. A jednak ciągnie mnie w takie miejsce, co roku bywamy zatem we Wszystkich Świętych na różnych okolicznych cmentarzach, cmentarzykach i palimy lampkę na jakimś napotkanym przypadkiem opuszczonym grobie. W tym roku Anna zawiozła mnie do miasteczka i mocno mi to zaburzyło homeostazę.
Trzeba wiedzieć, kto nie wie, że na Podlasiu we Wszystkich Świętych dzień toczy się jak każdy inny dzień. Drwale w lesie tną drzewa, cieśle budują chaty, rolnicy kultywują pola i wykonują wszelkie potrzebne w gospodarstwie prace. Dlatego łatwo o azyl i znalezienie całkowicie odludnego cmentarza, gdzie można sobie spokojnie porozmawiać z duchami.
Ale tym razem było to miasteczko, z częścią mieszkańców katolickich, którzy, wiadomo... wyruszyli gromadnie, jak w każdym miasteczku polskim tego dnia, na cmentarz, ubrani w czarne marynarki, paltoty i futra. Bardzo mnie to zestresowało, i skupienia żadnego nie mogłam osiągnąć. Szybko przystanęłyśmy przy pierwszym grobowcu, na którym nie paliła się żadna świeca ani znicz, i zapaliłyśmy ogień, aby zmówić przy nim modlitwę. Gdzie tam! Zaraz jakaś paniusia miejscowa przystanęła i widząc obce twarze zajrzała na tablicę, żeby poznać nazwiska zmarłych, do których pewnikiem rodzina przyjechała. Po czym przeszyła nas ciekawskim okiem, na pewno chcąc zameldować to całej miejscowości!
Umknęłyśmy w te pędy, nie rozmówiwszy się z duchami wcale, i tyle. Choć zaraz śmiech mnie wziął na wspomnienie.
Obrządek kóz mnie uspokoił, mlekiem nakarmione psy i koty też. I na zakończenie świątecznego dnia dojrzały już ser żeśmy sobie wyciągnęły z piwniczki, a do niego buteleczkę wina jabłkowego i tak trwamy. W gościach u Pana Boga we własnej chałupie.

16 komentarzy:

  1. Dzięki wielkie za śmiech który mnie ogarnął i zadumę. Niech ta gościna u Pana Boga we własnej chałupie trwa w radości, miłości i wierze. W Boski, codzienny i prosty porządek. Pozdrawiam serdecznie!

    OdpowiedzUsuń
  2. Czy Wy w gościach u Pana, czy Pan u Was...Trwajcie.

    OdpowiedzUsuń
  3. a byli Rodzimowiercy, czy inni Poganie za I RP? nie
    wolnośc wyznania dotyczyla glównie różnych odłamów chrześcijaństwa i to nie zawsze

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. no, starozakonni też byli odłamem chrześcijaństwa... ;-) i trochę muzułmanów też mieliśmy, trochę ich zostało jeszcze na Podlasiu, ale już Towarzystwo Ochrony Zwierząt się zleciało...

      Usuń
    2. wiesz, mam podlinkowanych moich okolicznych bloggerów, czytelników i ich środowisko na FB i powiem ci - że wielu z nas jest bardzo ciętych na punkcie 'ochrony zwierząt' czy nawet wegetarianizmu

      na blogspocie oprócz Racjonalnego Oszczędzania mam/ miałem też blog o minimalizmie i te wątki ochrony zwierząt się po prostu pokjawiają w środowosku

      coś do rytualnego uboju ludzie źle podchodzą

      Usuń
    3. Sam więc widzisz po sobie i innych jak łatwo jest skanalizować męską agresję i skierować ją w krzaki, a może nawet podjudzić do wojny religijnej. To charakter czasów, zjawisko będzie się nasilać. Mięsożercy z weganami wezmą się kiedyś za łby i krew się poleje.

      Usuń
    4. naprawdę nie trzeba wielkich różnic by ludzie skoczyli sobie nagle do gardeł

      przerobione :(

      Usuń
  4. cieszę się, że właśnie taką treść, tak ładnie (i dobitnie) opowiedzianą dziś mogłam u Ciebie przeczytać...

    OdpowiedzUsuń
  5. Dobrze jest przeczytać taki tekst, idę dziś na łąki i pagóry!

    OdpowiedzUsuń
  6. ....i taki tekst do przeczytania był mi dziś potrzebny..dziękuję:)

    OdpowiedzUsuń
  7. Dziękuje Ci za ten wpis bo już myślałam, żem zdurniała - tłumy na cmentarzu mnie drażnią,duszą i pachną obłudą.
    Nie jest sztuką lecieć z tłumem na cmentarz 1 listopada, a przez resztę roku zapomnieć o tych którzy odeszli ....
    A Boga spotykam na każdym kroku w codziennym życiu :)

    OdpowiedzUsuń
  8. Twój tekst ciekawy, ale czy nie masz rodzinnych grobów ?
    Czy nikt Ci nie umarł?
    Czy za nikim nie tęsknisz ?
    I jak sobie radzisz z tą tęsknotą i z tym cierniem w sercu ?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Piotrze, jaki cierń? Jaka tęsknota? Jak sobie radzę opisane jest w tekście, więcej uwagi.
      Jeśli za kimś zmarłym się tęskni, to raczej na bank nie jest to jego płyta nagrobna. Tak a propos. Te można znaleźć wszędzie. ES

      Usuń