25 listopada 2013

Gorąca dereniówka

Dzisiaj wreszcie, kiedy zaczęło niemożebnie piździć, przyszedł czas na przycinanie świerkowych żerdzi, ponad miesiąc temu przez nas wysegregowanych, na traku. Udało się nawet zmobilizować Kościka do pomocy, żerdzie pojechały, zostały przecięte i przycięte, zależnie od grubości, i wróciły tym samym transportem. Wylądowały już na polu, gdzie powstaje ogrodzenie przyszłego permakulturowego ogrodu. A obok niego drugie ogrodzenie pastwiska dla kóz. Będzie go ponad hektar. Zatem trzeba będzie dużo więcej takich żerdzi. Jest jeszcze jedna taka kupa zebrana na drugiej leśnej działce, ale sprawy będą kontynuowane wiosną.
Anna z Kościkiem wychłodzili się, wiele godzin pracując na powietrzu. Dlatego po ciepłym obiedzie, gorącej herbacie w ciepłym domku przy rozgrzanych kaloryferach, oraz gorącym prysznicu przyszedł czas na wypróbowanie nalewki, dawno temu nastawionej. W ruch poszła dereniówka, już prawie półroczna. No, no. Lubię wytrawne smaki, zdecydowanie bardziej od słodkich. Obok podlaskich hitów ziołowych: bukwicówki, pigwówki i żurawinówki może to być moja ulubiona nalewka.
Wraz z zachodem słońca wiatr nieco przycichł. Nie, żaden śnieg nie spadł na Podlasiu, ani nie wygląda na to, że spadnie. Choć mają na kilka dni nastać przymrozki.

1 komentarz:

  1. Ja się dziś raczyłam nalewką z kwiatów bzu bo u mnie śnieg leży i zimno jest...

    OdpowiedzUsuń