3 listopada 2013

Domowa alchemia w niedzielne zaćmienie

No, i Anna doigrała się. Pewnie dlatego, że go pochwaliłam, Kościk zrobił woltę i nie przyszedł wczoraj do pracy, jak było umówione. Nie wiadomo dlaczego. Na Podlasiu nikt z niczego się nie tłumaczy, gdy nie musi. Ot, tak mu wypadło. A może po prostu obudził się rano i stwierdził, że pi...przy całą tę robotę, skoro na razie ma na piwo?
Anna szalała sama w lesie z siekierą, zbyt dużą i ciężką dla niej na kilka godzin obciosywania  gałęzi. Uparta jest i postanowiła mimo wszystko wyrobić się w zaplanowanym przez samą siebie terminie. Wróciła kwękająca i z godziny na godzinę było coraz gorzej. Lewa ręka (jest leworęczna) zaczęła jej cierpnąć, z czasem boleć. W nocy pojękując przekładała się z boku na bok, próbując daremnie znaleźć dla bolącej ręki najlepsze położenie. W końcu, po kilku godzinach nocnego wysiadywania przed komputerem i tabletce przeciwbólowej zasnęła o samym świcie...
Trudno, musiałam wstać i zrobić za nią poranny obrządek. Rano okazało się, że ma dłoń spuchniętą i ledwie porusza palcami.
Na szczęście kryzys minął i w ciągu dnia zaczęło stopniowo robić się lepiej, obrzęk powoli schodzi.
Na tyle się polepszyło, że po wieczornym obrządku wyciągnęła wszystkie potrzebne akcesoria oraz mleko z zamrażarki, najpierw kazała mi utrzeć mak w ceramicznym naczyniu aptekarskim, a potem ustawiła przy kuchence i garach, abym mieszała na ogniu stwardniałe oleje, palmowy i kokosowy oraz wosk pszczeli. Gdy zamieniły się w płyn wyniosła wszystko na taras i tam przeprowadziła kolejne alchemiczne czary. Ubrana w strój kosmiczny, kombinezon, okulary i rękawice ochronne, aby "żarliwy" wodorotlenek sodu nie prysnął przypadkiem na ciało wymieszała wszystko co i jak trzeba ze sobą w wysokim garnku, który wcześniej "wycyganiła" ode mnie, już na zawsze..
W ten sposób powstało kolejne mydło, z mlekiem kozim, makiem, woskiem i różnymi olejami naturalnymi. Zdecydowałyśmy się nie dodawać do naszych mydeł olejków eterycznych, mnie na przykład drażnią pachnące mydełka i od lat używałam zwykłego szarego mydła do mycia, z tego właśnie powodu. Pomimo to i tak mają przyjemny mleczny zapach, więc nie ma właściwie potrzeby dodatkowo go "upiększać".
Ostatnio Anna testuje na sobie mydełko autorstwa naszej nauczycielki mydlanej profesji, Niejakiej, z dodatkiem dziegciu bukowego. Ponieważ, jak to Koziorożcom się zdarza, ma z natury wrażliwą skórę, widzi pozytywny wpływ na zmniejszenie się piekących ją zadrażnień na twarzy od kurzu i potu. Ja natomiast wpadłam na myśl, po obejrzeniu pewnego filmu o syberyjskim traperze, że specyficzny, smolisty zapach dziegciu odstrasza komary, a więc kleszcze pewnie też. Zatem namówiłam Annę do przetestowania tej akurat właściwości w lesie (o komary już o tej porze raczej bardzo trudno). Okazuje się, że - CHYBA TO DZIAŁA! Od kiedy myje się tym mydełkiem przed wyjazdem do lasu, nie przyniosła na sobie żadnego kleszcza do domu (co zdarzało jej się notorycznie po niemal każdym spacerze w lesie).

A poza tym zaczęło siąpić po południu, a wieczorem lać, i zrobiło się ogólnie dużo cieplej na dworze, jak zwykle w nów księżycowy, niż było przez ostatnie kilka rześkich, acz pogodnych i słonecznych dni.

8 komentarzy:

  1. Wszystko co naturalne, jest najlepsze!
    Anka niech uważa żeby się nie przerobiła, bo łatwo o to jak się ambicjonalnie podchodzi do sprawy...
    pzdr
    A.

    OdpowiedzUsuń
  2. Ewa, jestes skarbnica wiedzy wszelakiej. Ja na razie przerabiam wszystko "na sucho".
    Mozna prosic o podlinkowanie tego filmu o syb. traperze i info, gdzie zdobyc ten dziegdziec? bukowy... :-)
    Ja zawsze duzo wedruje z psami i przynosze kleszcze, nie boje sie za bardzo, ale lepiej sie zabezpieczac.
    Na wiosne zjezdzam juz, jak ten dlugi czas szybko minal, tak szybko mija zycie, szczegolnie w pozniejszym wieku
    pozdrawiam,
    Maria

    OdpowiedzUsuń
  3. Ja tez pytam. Buki mam, kleszcze mam - jak sie robi dziegiec?

    OdpowiedzUsuń
  4. A w internecie nie ma? Produkuje się go tu i ówdzie, więc można kupić, nawet przez internet. Nie tylko ruscy się w tym specjalizują, oni robią najczęściej brzozowy i sosnowy bodajże, ale i w Polsce są takie miejsca. Dziegieć stosuje się w weterynarii, do smarowania kopyt po zabiegach i do wabienia dzików i saren (właśnie bukowy ma takie właściwości). W smolarza jeszcze się nie bawiłam, ale myślę, że to kwestia czasu. ;-)))) ES

    OdpowiedzUsuń
  5. Film "Szczęśliwi ludzie" w wersji rosyjskiej jest pod adresem:
    http://www.youtube.com/watch?v=aVOQWGg89tA , to druga część, Lato. Wytwarzanie dziegciu brzozowego jest od 25 do 27 minuty filmu.
    Pozdrawiam, ES

    OdpowiedzUsuń
  6. coś mi się widzi , że i ja za mydła się wezmę...

    OdpowiedzUsuń
  7. Weszłam na ten film, potem wiosna, zima, jesień a potem znowu drugi raz już w kolejności od wiosny do zimy. Zeszła mi dniówka, do północy. Wpisałam do ulubionych.
    Dziękuję za inspirację.

    OdpowiedzUsuń