Zaplanowany tydzień skurczył się do dwóch dni. Trafił się Kościk w potrzebie i został wykorzystany do pomocy. Wczoraj przez cztery godziny z Anią wyczyścili wszystkie boksy, czyli całą oborę. Nasmażyłam placków ziemniaczanych i przy nich zakończył się kolejny gnojny dzień. My obie bawiłybyśmy się w wywózkę tyle dni, ile jest boksów, albo i więcej. Pozostaje jeszcze kurnik do oczyszczenia, ale to jest pikuś.
Co do kur, Usia rzuciła wczoraj swoją drugą w tym roku gromadkę podrośniętych kurcząt, siedem sztuk. W sumie wyprowadziła ich 22. Większa część z nich, i innych lęgów (ogólnie było ich u nas w tym roku 6) sprzedała się chętnym nabywcom, zatem dla nas pozostaje niezbyt wiele nowych kokoszek na przyszły sezon. Okazuje się bowiem, że sporo jest wśród młodzieży kogutków, które w trakcie zimy trzeba będzie, w miarę ich wielkości pozjadać, aby reszta drobiowego stada nie głodowała. I aby jakiś mir w kurniku zachować.
Robi się jakby zimniej w nocy, na dzisiaj zapowiadane są przymrozki do 2 stopni i chyba trzeba będzie przeprosić się z c.o. Bo i umyć się wtedy będzie jakoś poręczniej w ogrzanej łazience. Na razie mamy warunki dla odpornych. Choć z kranu ciepła woda leci, bo akurat twarożek na płycie zrobiła-żem, to ogólnie chłodkiem po gołych plecach zawsze wtedy trochę wysmaga.
U mnie od tygodnia picokuchania daje ciepło...
OdpowiedzUsuńU nas zaczyjanją się dopiero warunki dla odpornych, później będzie... dla bardziej odpornych ;-))) Ścianówka aż się marzy, albo przynajmniej kostki słomy dokoła blaszaka! No nic, przeżyjemy jakoś tę ostatnią zimę...bez pieca ;)))
OdpowiedzUsuń