23 października 2013

Grzech łakomstwa i nieuwagi

W pracach naszych polowych nastąpiło niezapowiedziane opóźnienie. Przez wzgląd na zatrucie żołądkowe, jakiego nabawiła się Anna przez łakomstwo. Zjadła bowiem dwie świeżutkie, jeszcze ciepłe bułeczki z pieca wyjęte i zagryzła jabłkiem, popełniając grzech łakomstwa wbrew rozsądkowi. W efekcie spędziła dwie noce i dzień pomiędzy nimi w łóżku, wśród jęków i narzekań. Wyłykała natychmiast wszystkie krople żołądkowe jakie były w domu, tzn. nie do dna, ale wszelki rodzaj spróbowała. I nalewkę na orzechu, i krople miętowe, i Amol, i ziółka też wszelakie. Nic nie jadła cały dzień, w końcu przed wieczorem przypomniało mi się nagle-wtem.
- Już wiem! Zostawiłaś na ugorze jeden dołek wywiercony, nie zakopany! Tyle razy mówię: nie może być żadnego dołu ani dołka zostawionego. Zaraz kłopot się zdarza!
Anna nawet śmiać się ze mnie, jak zawsze, nie miała siły. Jęknęła tylko:
- Idź szybko! Wstaw słupek, poradzisz sobie.
Poszłam, a jakże. Słupek dociągnęłam własnoręcznie do dołka, wstawiłam, wypionowałam i umocniłam ziemią. Kiedy wróciłam Anna już była na nogach i wkręcała dawno temu zakupiony haczyk w drzwi, które koty w nocy same otwierają do pokoju.
- Wiesz, jakby mi się lepiej zrobiło... Już mnie tak nie mdli.
Niemniej, zaraz wylądowała w łóżku, acz już z laptopem na kolanach. Zerwała się zaś jeszcze przed świtem i ogłosiła, że jedzie do powiatu, w Agencji pilne sprawy załatwić, i mam wstać rano, aby kozy wydoić.
- Przeszło ci już?
- Może nie do końca jeszcze, ale jestem głodna.
Po południu zaciągnęła mnie znowu na ugór i śpiewająco skończyłyśmy cały jeden bok ogrodzenia, wkopując 10 słupów. W towarzystwie szczęśliwych kóz, indyków i stada kur, które przybiegły za nami aż do brzezinki (zazwyczaj same tak daleko się nie zapuszczają, z lęku przed drapieżnikami) i pasły się pilnie na kępach odrastającej nieco zielonej trawy.

2 komentarze:

  1. A ja od zawsze jem drożdżowe ciasto jeszcze gorące. Najbardziej takie lubię. Pamiętam, jak Babcia przestrzegała zawsze, żeby nie jeść, bo "skrętu kiszek" można dostać. Ale to była taka tradycyjna przestroga, bo jakby się na świeżo upieczony chleb ta chmara dziecisków rzuciła, to trzeba by co drugi dzień piec. A ja tak po troszku podskubywałam, że skręt kiszek nie nastąpił to żrem na całego. Dziś upiekłam placek drożdżowy z jabłkami i kruszonką oraz bułkę słodką z cynamonem i kruszonka na wierzchu. Próbować musiałam, jak tylko z pieca wyszło. AAle dołków wykopanych nie miałam...

    OdpowiedzUsuń
  2. Co do chleba, zwłaszcza na zakwasie, jest nieco inaczej. Bywa. Jedna zasada: nie popijać zimnym napojem, ani wodą, gryźć powoli i przełykać ostrożnie. Co do zatrucia aninego dodać trzeba niesprzyjający układ planet wtedy. ;-) ES

    OdpowiedzUsuń