Piękna październikowa pogoda skłania do prac na dworze. Stawiamy płot w miejscu brakującym w ogrodzeniu, za altaną, wzdłuż drogi szutrowej. Anna docięła odpowiedniej długości żerdzie świerkowe, a ja wykopałam dołek.
- Wiesz co, ty się świetnie nadajesz do kopania dołków. Ogrodzenie ogrodu leśnego same zrobimy, zobaczysz! - stwierdziła Anna.
W dołek wstawiłyśmy słupek dębowy i umocniłyśmy go. Żerdzie zostały przybite, w liczbie czterech. Brakuje jeszcze dwóch do zamknięcia parkanu.
- To znamienne, że się teraz tak odgradzamy. To symboliczne - wzięło Annę na filozofowanie - To jest jak zaznaczenie czegoś ważnego, postawienie granic i progów innym na wiosce. Tak to czuję i stawiam płot, ot co!
Na przykręcenie sztachet, już z dawien dawna pomalowanych, nie starczyło już ani czasu ani siły baterii we wkrętarce, która notorycznie pada po kilku wkrętach. Robota została na jutro.
Wpadł też Kościk, który niedawno wyszedł z zawiasów, odkarmiony, wypoczęty, spokojny, rzadko pijący, jak na razie.
- Do pracy byś przyszedł - zaproponowałam.
- Czemu nie? Przyjdę - odpowiedział - Ale na razie grzyby zbieram. Wysyp jest.
I tak tu mamy z wszelkimi pomocnikami. Zresztą z czym tu konkurować. Dniówka ciężkiej pracy z obiadem leci za połowę tego, co można zyskać wędrując po lesie kilka godzin. Autochtoni znają tzw. "miejsca grzybowe" i nie chodzą w ciemno. Kościk nazbierał dzisiaj skrzynkę grzybów.
- Na oko będzie jakieś 15 kilogramów.
Wciąż bawimy się w przetwarzanie opieniek. Kolejna dawka dzisiaj, jutro następna, odmierzana największym garnkiem, do którego się mieszczą do zagotowania. W skupie ich nie chcą, co najwyżej jacyś handlarze prywatni, sprzedający je w Warszawie, skupują, ale trzeba wiedzieć kto, kiedy i ile chce.
Pogody zdecydowanie zazdroszczę. Grzęznę w błocie.
OdpowiedzUsuńU mnie dziś był deszcz a jutro może pójdę na grzyby...
OdpowiedzUsuńI to jest życie!!!! a nie jakieś tam pierdu pierdu...Kobitki "do tańca i do różańca"...
OdpowiedzUsuńpozdrawiam życząc dalszej owocnej pracy