Zajrzałam z Anną na działkę leśną. Szkoda, że nie wzięłam aparatu, bo byłoby co pokazać. Gęstwa leśna, niczym w amazońskiej puszczy, czy może raczej syberyjskiej tajdze, w której leżą pokotem jeden na drugim ścięte pnie świerków, sosen, brzóz, olch, pełno gałęzi wokół i bez ostrego narzędzia nijak nie wejdziesz w głąb. W sumie podoba mi się taka gospodarka leśna i takie prowadzenie lasu, jak w naszej gminie. W sąsiedniej obok, tj. nurzeckiej, żal wspaniałych lasów liściastych i mieszanych wciąż serce ściska i jest nieutulony, gdy tamtędy z rzadka przejeżdżamy. Tną na potęgę, chamsko, bez pardonu, skarby leśne, graby, dęby, klony, olchy, buki w systemie tzw. "gniazd", w miejsce których sadzą młodniaki, jednorodne i chorowite. Gniazd przybywa, lasów ubywa z roku na rok. Miejsce na Dąbrowie, gdzie mieszkałyśmy kilka lat, po 4 latach nieobecności jest już nie do poznania, taka pustynia.
Pojechałam z Anną tylko dlatego, że chciała piłą popracować, a samotna praca w lesie z piłą jest niebezpieczna na tyle, że podpisuje się specjalne oświadczenie w leśnictwie w tej sprawie. Kilka lat temu głośny był u nas wypadek, gdy jakiś mężczyzna czyścił swoją działkę, doświadczony w przecince, i zranił się piłą w udo. Nie miał telefonu, działka była daleko w lesie, nikogo wokół, i wykrwawił się na śmierć.
No, więc popracowałyśmy jakąś godzinkę. Anna poprzecinała pnie na mniejsze kawałki, co ułatwiło ich wyciągnięcie z gąszczu na drogę i wejście głębiej w las. Ja z kolei siekierką pozbawiałam owe pnie mniejszych gałązek, tylko raz sobie "kuku" zrobiłam w paluszek, ale co tam, już się zagoiło.
Działka jest rzut beretem od naszego siedliska, można rowerem dojechać w pięć minut.
Wróciłyśmy (samochodem tym razem) z dwoma świerkowymi czubami na pace, które dostały się kozom. Zajęły się nimi skwapliwie i z apetytem. Jesienne przysmaki.
Dalej, choć płot wciąż jeszcze nieskończony, trafiłyśmy na ugór, z narzędziem w kształcie świdra służącym do kopania dołków pod słupki (pożyczonym od życzliwego znajomego). Okorowałam trzy dębczaki, leżące już tam od wiosny, a Anna wywierciła dołki, wzdłuż rozciągniętego sznura. W ten sposób zaczęłyśmy kolejną ścianę ogrodzenia, od strony lasku brzozowego budować. Same, jak widać. Nie dlatego, że nas nie stać na pomocnika, czy wynajęcie fachowców, którzy by sami się tym zajęli. Ale dlatego, że za żadne skarby nie udaje nam się takowych ludzi w naszych podlaskich okolicach znaleźć! Albo teraz za grzybami latają, albo właśnie renty lub zapomogi odebrali z gminy. Niektórym się nie chce, zwyczajnie.
Ot, życie tutejsze.
Żeby jednak pocieszyć i nacieszyć oko jesiennymi klimatami, daję kilka dzisiejszych zdjęć, rosnących i dojrzewających zapasów na zimę. I nie tylko żywnościowych. I nie tylko na zimę, a na najbliższy tydzień zaledwie też. Jak poniżej prezentujący się nasz dzisiejszy wypiek z pieca chlebowego, żytni na zakwasie...
To zaś sery świeżo uwędzone, przysmaczek.
A poniżej fragmencik kuchni. Bateria winek, porzeczkowych, porzeczkowo-malinowych i winogronowych. Bulgoczą, dojrzewają w cieple. W otoczeniu serków żółtych, które właśnie z pielęgnacyjnej kąpieli wyszły i za niedługo zdatne już będą na ząb, na razie wracają do piwniczki. W butelce pet zeszłoroczny ocet jabłkowy się prezentuje, w dużej ilości zrobiony, który teraz używamy do sałatek i przetworów.
Na koniec daję, dla pochwalenia się, widok wyniku najnowszej fabrykacji mydła przez Annę. Już zastygłe, wyjęte z formy i pokrojone poszło w odstawkę na co najmniej miesiąc, bo też dojrzewa. Z dodatkiem mleka koziego, niezwykle łagodnego i przyjemnego dla skóry. Oraz płatków owsianych.
Chylę czoła przed Waszą pracowitością.......
OdpowiedzUsuńOczy się radują na te wszystkie zapasy i skarby!
Piwniczka zapełnia się pysznościami, w zimie będą w sam raz.
Ja w mieście namiastkę gospodarstwa poczyniam - chleb na zakwasie (w piekarniku) i słoików troszkę.....
Dobrych dni!
Ale dobra dziś u Was widzę ale na moje szczęście przeczytałam też o wypadkach z piłą i dobrze bo miałam zamiar kupić a mój mąż niestety jest hm dość ,,wypadkowy" że się tak wyrażę i już nie kupię bo ryzykować nie będę...
OdpowiedzUsuńPonieważ kobiety są z natury ostrożniejsze w obsłudze mechanizmów, będących w psychice męskiej "przedłużeniem penisa", to może sama naucz się obsługi piły, a mąż będzie cię asekurował? ;-))) ES
Usuńojjj poproszę przepis na mydło bo parę razy próbowałam i poszło do śmieci!!!
OdpowiedzUsuńPodziwiam Was już od dawna...Pracujecie ciężko i efektywnie :))...wszystko potraficie wykorzystać!...mydło( przynajmniej na wygląd) prima sort!
OdpowiedzUsuńWitam serdecznie, bardzo lubie czytac Wasz, czy Twoj Ewo blog. Pachnie skoszonym sianem , mokra sierscia zwierzat i zapachem jedzenia gotowanego na blasze...
OdpowiedzUsuńMydlo wyglada wspaniale ! Czy jest na blogu przepis na nie ? Czyzbym przeoczyla ? Pozdrawiam serdecznie
Jak Panie robią te mydła? Proszę o przepis. Czy można zakupić takowe u Was?
OdpowiedzUsuńPrzepisy na mydła, takie, owakie można łatwo znaleźć w internecie, na stronach, blogach, forach i You Tube, radzę po prostu poszukać. My się dopiero uczymy, także czytamy, porównujemy, dowiadujemy się, a każdy zestaw składników jest inny, także warunki zewnętrzne grają rolę, najlepiej jest się tego nauczyć od kogoś bezpośrednio. I nie zrażać się niepowodzeniami. Pozdrawiam, ES
OdpowiedzUsuń