Małe gospodarstwo na pograniczu wschodnim, przyjazne środowisku i dobrym ludziom, wytrwałe. Na tym blogu można pobyć w nim i poznać jego życie, pracę, poczuć rytm czterech pór roku, a także trochę pofilozofować...
26 października 2013
Ogrodzenie
Jak nie było nikogo, to nie było, a jak się znalazł to od razu w dwóch osobach. Umówiony Iwan przyprowadził ze sobą Kościka, umówionego dużo wcześniej przed nim. I tym sposobem dokończyli ogrodzenie przyszłego ogrodu pod brzezinką, tj. wstawili wszystkie słupy, siatki jeszcze nie ma, i pociągnęli jeden bok ogrodzenia przyszłego koziego pastwiska. Mamy je zamiar urządzić na dotychczasowym polu owsiano-żytnim, które wyjałowiło się mocno od ciągłych upraw i domaga się odpoczynku. My też się domagamy, bo pilnowanie kóz kilka godzin dziennie przez całą wiosnę, lato i jesień przekroczyło już punkt krytyczny naszej cierpliwości. A zrobiły się teraz bardzo upierdliwe. Biegają za resztkami zielonego z uporem i złośliwością głodomorów. Głównie po łąkach naszych sąsiadów, gdzie trafiają bez pudła w miejsca zakazane. Zasób słupów skończył się, teraz trzeba zdobyć wielką ilość dalszych. Chłopaki zjedli obiad i odeszli, a przed nami teraz eksploatacja działki leśnej...
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Pole odpocznie a kozy je dodatkowo ponawożą ;-))
OdpowiedzUsuńI tak to robią, razem z kurami. Piasek wiele potrzebuje. ;-) Posiejemy trawę, zobaczymy jak będzie i jak to się sprawdzi w przyszłym roku. ES
UsuńA może coś z motylkowatych, żeby wiązało azot z powietrza i w ten sposób użyźniało dodatkowo glebę? powinny być dostępne mieszanki traw ze zwykłą koniczyną choćby...
Usuńpraca posuwa się do przodu a to cieszy...
OdpowiedzUsuńzazdroszczę tego ogrodzenia, u nas miało być stawiane na wiosnę, słupy jeszcze zeszłej jesieni robiliśmy, na wiosnę dorabialiśmy kolejne, niestety nie daliśmy rady w tym roku w natłoku remontowych problemów. a u nas nikt (pomocnik) za talerz zupy pracować nie przyjdzie, mało tego mamy takich sąsiadów żyjących li i jedynie z mops-u i ci nawet za stawkę wyższą niż ja mam w szkole nie chcą do pracy przyjść :-) takie czasy....tacy ludzie...
OdpowiedzUsuńEj, no, nie pracowali za talerz zupy, tylko za kasę, obiad był bonusem zwyczajowym w naszej okolicy. Problemy, o których piszesz są i u nas, pewnie, jak w całej Polsce, gdzie ludzie przywykli do biedowania i lenistwa na koszt zbiorowości, nas wszystkich, którzy pracujemy i jednak zarabiamy na siebie. Temat, którego władza boi się tknąć, a może nie boi, tylko jest jej to na rękę. Nieważne. Kiedyś dawno temu byłam dość długo bezrobotna, złożyłam więc podanie do gminy o wsparcie przy zakupie węgla na zimę. Odmówili oczywiście. Za to wszystkie rodziny patologiczne takie zasiłki dostawały i dostają latami bez problemu. Dodać należy również emerytów z rodzin urzędników gminnych i ich dobrych znajomych też. Tak to wygląda.
OdpowiedzUsuń;-) Pozdrawiam,ES
nam w zeszłym roku, kiedy byliśmy w koszmarnej sytuacji (oboje długo bez pracy z kredytem do spłacania) też odmówiono zasiłku celowego na zakup węgla (a w domu chodziliśmy w kilku swetrach i kurtkach). powodem odmowy była rzecz kuriozalna - posiadaliśmy 2 łóżka i to wg Pani z GOPSu jest wyznacznikiem dobrobytu :-)). Na szczęście mąż niedługo znalazł pracę, jednak żal pozostał, bo dla kogoś kto nigdy o nic nie prosił, zawsze płacił wszystkie zusy i podatki, przełamanie się i samo pójście do GOPSu jest bardzo przykre, a co dopiero kiedy patrzysz na finansowaną patologię, a sam marzniesz i nie masz co do garnka włożyć. Tylko dzięki pomocy rodziny przetrwaliśmy tamten bardzo dla nas trudny okres. ale zeszłyśmy z tematu pozytywnego ;-), trzeba myśleć o tym co dobre, a złe czasy przepędzić. pozdrawiam - zielononoga
UsuńTen komentarz został usunięty przez administratora bloga.
OdpowiedzUsuń