A zdarzyło się... marchewkowe pole. Prawdziwe, całe w marchewkach! Kombinat rolny dwie czy trzy wioski dalej, który je obsiał i zebrał kombajnem zostawił resztki dla chętnych. Chętni skrzyknęli się, a jakże. Także i Anna dostała cynk i któregoś niedawnego dnia wyjechała po porannym obrządku naszą francuską paką na warzywobranie. Kilka godzin później przywiozła tyle, ile zdołała własnoręcznie zebrać z tego, co zostało po maszynie w bruzdach, i ile się zmieściło w samochodzie. Oraz trochę naci, która dostała się od razu kozom i drobiowi. Zjadły ze smakiem.
Następnego dnia stanęłyśmy obie do kolejnej parogodzinnej pracy. Trzeba było marchew przebrać i posegregować do skrzynek. Trudno mi powiedzieć ile ich było. Dużo. Marchew będąca w całości trafiła do ziemianki, ta naruszona, spękana i połamana do sieni, skąd na bieżąco pobieramy ją do jedzenia. Krojona pędzi do kozich brzuchów dwa razy dziennie, ponadto Anna reaktywowała sokowirówkę i tak oto codziennie wypijamy po dużym kubku świeżego soku marchwiowego. Ja z dodatkiem soku z cytryny (jabłko wolę pogryźć osobno). Zresztą kombinat zebrał warzywa krótko przed przymrozkami, umiejętnie wyczekując chwili, gdy są najsłodsze. I to jest prawda, są słodkie i nie potrzebują dosmaczania owocami. Tym sposobem przeszłyśmy naturalnie na dietę z wysoką ilością błonnika, co ma swoje duże zalety zdrowotne.
W takim razie śpiewamy sobie zgodnie:
Marchewkowe pole rośnie wokół mnie
W
marchewkowym polu, jak warzywo tkwię
Głową na dół, zakopany
niczym struś
Chcesz mnie spotkać, głowę obok w ziemię
wpuść!
Mało tego... przyszedł cynk, że zostało trochę buraków po kombajnie. Dwa dni Anna biła się ze sobą, aż nie wytrzymała i pojechała. I znów skrzynek przybyło... na kuchni pitraszę zupę burakową i buraki do sałatki z chrzanem, do marchewki doszedł mocniejszy czerwony kolorek, a Anna szykuje zakwas.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz