24 grudnia 2012

Wigilijny oportunizm

No, tak, przyczyną innej, niż odczuwalna, tudzież uśredniona temperatury zewnętrznej okazał się ostateczny oportunizm naszego termometru, oprawionego w ucieszną sylwetkę bałwanka w kominiarskim kapeluszu. Padł. Dotąd udawało mu się przez lat może trzy wróżyć poziom ciepła i zimna z dokładnością do 2-3 stopni tylko, więc uznałam, że się nadaje do użytku (inne psuły się po jednej zimie albo lecie).
Ale nadeszło ocieplenie, w nocy wiało z południa z takim impetem, że dawno tak mi uszy nie zmarzły jak tej nocy. Bo zazwyczaj, jak idzie na odwilż, a już zwłaszcza, gdy jest przy tym wiatr, żadne uszczelnienie chaty nie daje temu rady. Ciepło ucieka, do chaty wdziera się chłód i wilgotność, powodująca, że piece "jak gdyby nie grzeją". I fakt, było zupełnie cieplutko przy minus 25, teraz nie mogłam się rozgrzać nawet pod kołdrą z owczej wełny.
Dajemy więc sobie spokój z mierzeniem tej wartości. Ostatecznie obrażone na chiński szajs termometrowy, dostępny w sklepach. Szkoda tych paru złotych, lepiej na przykład piwo sobie kupić.

Dalej zaś w ciągu dnia stanęła choinka, przytargana z wyrębu jeszcze przy zwózce świerczyny. Jednak lampki przestały świecić (winien chiński szajs) i nie ma się czym pochwalić na zdjęciu. Nie dorównuje dowcipem prostych ozdób, jakimi przyozdobił swoje drzewko Agronauta.  Zresztą tkwi zamknięta szczelnie w trzecim pokoju, aby ochronić bombki i całe drzewko przed szalonymi podskokami pirata Kluseczki. Jako jedyne w domu dziecko cieszy się wszystkim niebywale i wszędzie go pełno w ten świąteczny czas.

I wreszcie: Jezus Maria, dawno tego nie było, może nigdy? Po raz pierwszy zasiadłam głodna do wigilii! Czyżby się coś w duszy narodu zmieniało? I zaczął oszczędzać na jedzeniu?
I z tego głodu zjadłam pełen talerz czerwonego barszczu do pierogów z kapustą i grzybami, a na drugie śledzia w oleju. Na trzecie były pierniczki domowe, ale sobie odpuściłam, słodycze to nie jest moja specjalność. I popitka z soku jabłkowego. Ot. Chwacit.
Żeby godnie dzionek zakończyć zajęłam się tłumaczeniem Cudownych Wróżb i omawianiem łacińskich cytatów z pewnym bardzo sympatycznym łacinnikiem, który zaoferował mi się z pomocą przy ich rozkminianiu.
Gadać ze zwierzętami nie będę, bo zapewne nie dotrwam do północy. Kurczak, jako jedyny skory do pogaduszek właśnie dziś rano, po odejściu mroźnego frontu, został - oportunistycznie - zaniesiony do kurnika, w bardzo dobrym stanie, mniej humorze, bo się stęsknił sam w ciasnym pudle za dziobatymi braćmi i siostrami. Niech sobie pogdacze i poćwierka do woli wśród swoich.

7 komentarzy:

  1. Moje zwierzęta zawsze mówią... dziś rano po obrządku musieliśmy pojechać do miasta po ostatnie zakupy, pyski wychyliły się z boksów i tęskno za nami popatrzały, więc im powiedziałam, że jakby to było w Polsce to nigdzie bym nie szła, co najwyżej do kuchni.

    U nas wieje potwornie, wogóle to już wyglądało rano jak początek trzech dni ciemności bo do jakiejś 8.20 wogóle się nie rozwidniało...

    Sny ciekawe miałam, i nazwa wioski mi się przyśniła... Jak w mordę strzelił, na J...
    wysłałam maila)

    najlepszego!
    A.

    OdpowiedzUsuń
  2. U mnie ciepło plus 3 a ,że napaliłam w piecokuchni ze względu na wieczerze/normalnie używam maszynki 2 płytkowej/to się teraz piekę.Co do skromniejszych świąt to jestem za.Już w tym roku zmniejszyłam ilość potraw a w przyszłym zmniejszę jeszcze bardziej.Pozdrawiam i pogodnych spokojnych świąt życzę.Agata

    OdpowiedzUsuń
  3. Radosnego Świętowania; pozdrawiam serdecznie.

    OdpowiedzUsuń
  4. śniegu ogrom chociaż dzisiaj zerowa temperatura ...
    radosnego świętowania życzę

    OdpowiedzUsuń
  5. Właściwie zjadłam na Wigilię parę uszek i kluski z makiem - i dziękuję wystarczyło ) A nastrój miałam całkiem wigilijny o dziwo :)))...

    OdpowiedzUsuń
  6. pomyślności w Nowym Roku życzę i z zainteresowaniem śledzę bloga, Klaudia

    www.sielskieklimaty.blogspot.com
    www.canvasandpebbles.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń