Całodniowa zawieja śnieżna wymusiła na nas już dwukrotnie odśnieżanie. Choćby drogi od garażu do bramy (dalej stara się gminny spychacz), i dojścia do piwniczki. Która w taki czas właśnie okazuje swoją moc i przydatność. Wyciągam z niej rozmaite zapasy, weki, soki, kapustę, ziemniaki, warzywa, a także, gdy mocniej przymrozi - piasek do kocich kuwet, zgromadzony wcześniej w kilku zbiornikach.
W lżejszy czas od mrozu, taki jak dzisiaj, udaje mi się jeszcze ukopać szpadlem piasku, po odgarnięciu warstwy śniegu i jesiennych liści. Staram się oszczędzać zapasy. W końcu "zima się jeszcze nie zaczęła", jak nam przypomniał Miro onegdaj.
No, więc na zewnątrz wieje i pada, nasza chata, jak i oboro-kurnik przypominają eskimoskie igloo, z zewnątrz góra śniegu, wewnątrz ciepło i zacisznie. Oto nasze kocury, dwaj bracia jedynacy, Jasiek syn z pierwszego małżeństwa Łatka i pirat Kluseczka z drugiego. Grzeją się zgodnie na parapecie, pod którym kaloryfer ogrzewa im stópki i ogonki.
Taki codzienny widok ostatnio generuje w nas tym większy smutek i zastanowienie. Nad tym, jak się to życie dziwnie plecie. A to z powodu tragicznego wydarzenia, którego doświadczył nasz sąsiad zza lasu ponad tydzień temu. Mianowicie spłonęła mu jego chata, a w niej - pod jego nieobecność - zamknięte trzy psy. Z którymi u nas nierzadko bywał.
Nie wnikam w przyczyny. Mieszkając na Podlasiu, w krainie drewnianego budownictwa zdążyłam się oswoić i uczulić na wypadki pożarów, zwłaszcza starych domów, zimą. Zwłaszcza takich ze starymi nieprzeczyszczonymi kominami i nieremontowanymi piecami, albo parciejącymi przewodami elektrycznymi, pamiętającymi czasy Gomułki i Gierka co najwyżej. Dlatego nie sugeruję się negatywnie przekonaniem naszego sąsiada o tym, że został podpalony przez nieznanych sprawców. Aby taki sąd wydawać od razu trzeba mieć niezbity dowód, albo... być z wielkiego miasta.
Dowiedziałam się o wypadku kilka dni później, jak wszyscy, z... fejsbóka. Z krótkiej wiadomości, jaką sąsiad zza lasa puścił w Polskę. Choć był już wieczór i istne lodowisko na zaśnieżonej drodze między-gminnej i leśnej, wyruszyłyśmy natychmiast samochodem sprawdzić, jak się sprawy mają naprawdę. Tak to brzmiało nieprawdopodobnie. Jak złośliwy żart. Po drodze zatrzymali nas pogranicznicy. Śnieg zawiał tablicę i nasze lokalne numery, a oni trzepią teraz wożących towar przedświąteczny, wiadomo jaki. Zapytani o pożar w sąsiedniej wsi, nic nie wiedzieli, nie słyszeli. Inna gmina i już przepływ informacji nie działa, jak widać. Trafiłyśmy pod znaną nam chatę, w miałkim świetle oddalonej latarni prezentowała się nijako, dach zawalony co najmniej w połowie, czerń zgliszcz i opalonych ścian. Wokół ciemno. Także w oknach domów sąsiednich. Postałyśmy i zawróciłyśmy, wstrząśnięte.
Wypadek sąsiada zza lasu, za pośrednictwem internetu, wstrząsnął wielką ilością jego znajomych i nieznajomych mu ludzi. Którzy zorganizowali się i ślą mu aktywnie pomoc. Ja jednak widzę to lokalnie. I tak jakoś lokalnie mi głupio. I ...nijako. Zwłaszcza, że wciąż nie można się do sąsiada zza lasu zwyczajnie dodzwonić.
A wiatr duje i śnieg zawiewa...
nic tylko współczuć sąsiadowi...aż mi się jeszcze zimniej zrobiło...
OdpowiedzUsuńmasz rację, kto nie był na tym prawdziwym Podlasiu czyli bardziej wschodniej granicy to i nie wie w jakich to jeszcze domach ludzie mieszkają ...zawsze miałam ochotę dorwać jakiegoś mądrego z rządu z Warszawki i przywieźć tu bliżej wschodniej granicy ...coby zobaczył jak ludziska żyją...
u nas też gwiździ i okrutnie śniegiem wali ... ciężko przejść po drzewo a to zaledwie tylko kilka metrów od drzwi wejściowych ...
wolę solidne mrozisko od zamieci śnieżnej ...
trzymajcie się zdrowiutko
Sąsiadowi trzeba współczuć i może pomóc w ramach możliwości ale tak widocznie miało być .Jakaś wyższa siła zadziałała.
OdpowiedzUsuńMoje koty piasku w kuwetach za bardzo nie lubią tz. lubią go rozgrzebywać i wyrzucać poza kuwetę. Lepiej mi się sprawdzają kuwetki ze żwirkiem/nie bawią się nim/i z gazetami.
U mnie odwilż na całego.Śnieg znika błyskawicznie i po parapetach kapie woda.
Takie chwile przerażają. Pożar może zdarzy się wszędzie. Przyczyn wiele. Obrona własnego ego, każe nam szukać czynników zewnętrznych.Trudno się przyznać, że to przez nas coś się stało... Może i dobrze, że są takie mechanizmy. Inaczej osób z depresjami byłoby o wiele, wiele więcej. Inną sprawą jest pomoc innych ludzi uruchamiana w takiej sytuacji. Sama, jak przeczytałam o tej sytuacji, pomyślałam, że jakoś mogłabym pomóc - choćby symbolicznie...
OdpowiedzUsuńWasz sąsiad wiele ma za sobą, by móc podejrzewać celowe działanie, choć, jak piszesz stare chałupy też miewają swoje narowy. Oby się podźwignął, bo w życiu wiele go zła spotkało. Zima na pewno życia w takiej sytuacji życia nie ułatwia. Oby jak najmniej takich wypadków się działo.
OdpowiedzUsuńWieś to wieś. Nasze kocice załatwiają się na zewnątrz cały rok. Mamy, owszem, kuwejtę - rezerwowo, gdyby był taki mróz, że Krystynę wypadnie na dłużej na strychu zamknąć, gdy np. pojedziemy na zakupy. Aleśmy jej przez dwa lata ani razu nie napełnili...
OdpowiedzUsuńMoje niestety od kilku lat nie wychodzą zbyt ruchliwa droga.Szkoda dla nich .Koty chowane na swobodzie są bardziej szczęśliwe.
UsuńJak raz wczoraj przegoniłem lisa, który próbował się dobrać do Krystyny na progu naszej chatki. Różnie to więc z tym szczęściem wychodzących kotów bywa (a już Sylwestra teraz, zimą, jak ją na zewnątrz wystawić, bleczy gorzej kierdla owiec...). Tym niemniej, nie zamierzamy ulegać - trudno i darmo, każdy się musi poświęcić...
UsuńMoje kocury również załatwiają się na dworze cały rok. Niestety, Kicię ktoś nam podrzucił z miasta rodem, z trudem ostatnio przestała załatwiać się koło kuwety, i za sukces uważam, że zaczęła w niej... ;-) To wynik traumy, jaką przeżyła. Muszę ją wyrzucać, nigdy nie zawoła, a każde wystawienie na dwór to dla niej koniec świata i powrót lęku, że jest wyrzucona na amen z domu. Ale robi postępy, bywa, że nawet i na dworze się załatwi i kuweta wytrzymuje dwa-trzy dni, nie ruszana. Choć wolę nie chwalić dnia przed zachodem. No, i jest kociak, który jeszcze nie wytrzymuje całej nocy bez siku. I tyle. ;-)
UsuńPozdrawiam, Ewa
Nauczy się z czasem. Koty są inteligentne.miała szczęście,że na Ciebie trafiła,że ją przygarnęłaś.A koty na dworze mają dobrze są wolne,mogą szaleć,wspinać się po drzewach,polować,wygrzewać się na słońcu.A moje biedy w domu tylko się wygrzewają przy piecu i czasem pobawią się np.piłeczką.Czasem są nerwowe i awanturują się.
Usuń