Jestem zwykłym człowiekiem. Choć moje życie od początku standardowe nie było, ani nie jest do tej pory. Bo być nie mogło. Z racji genów i wrodzonej nadwrażliwości. Z nad-wrażliwością przeważnie łączy się nieporadność życiowa. Gdyż człowiek jest osaczony i niekiedy zapędzony w kozi róg siłą tego, co odbiera ze świata, płynące od innych konkretnych osób, ale i od zbiorowości, w której jest zanurzony. I większość energii, (którą inni, nie posiadający owej wrażliwości w nadmiarze, zużywają na parcie do przodu i budowanie sobie związków, statusu, kariery i całej tej otoczki, która sprawia, że na stare lata starotryczeją z gracją dobrze zakonserwowanej maszyny, albo dziecinnieją otoczeni rodziną, czekającą na spadek) idzie na przetrwanie tego notorycznego, szalonego, bolesnego bombardowania niewidzialnymi bodźcami skądinąd. Żyje się wtedy najmniejszym kosztem i na najniższym poziomie materialnej równowagi, byle nie upaść w rynsztok i nie wypaść na śmietnik. No, są tacy nad-wrażliwcy, którzy i tam wpadają, ale ja do nich nie należę. Jakoś udawało mi się przetrwać w trudnych czasach, poruszając się po najmniejszej linii oporu. A to pewnie ze względu na skorpioniastość mojego horoskopu i cech charakteru tym samym.
Tu przy okazji bąknę, że pan Jacek z Boskiej Woli urodził się w dniu, gdy słońce przebywa w znaku Skorpiona prawie dokładnie na tym samym stopniu, co mój punkt Ascendentu, czyli pora wschodu słonecznego w dniu moich narodzin. Co to znaczy?
Ano to, że czasem jednocześnie coś podobnego nam przychodzi do głowy, że używamy podobnego języka (zdania wielokrotnie złożone, łacińska składnia, historyczne naleciałości) i u obojga nas ważna jest, a nawet dominująca - cecha przetrwania kłopotów i trudności. Skorpion nie buduje nowego, tylko buszuje w światach już istniejących, skostniałych i często butwiejących, skazanych na śmierć, aby ukręcić z nich coś dla siebie. Dlatego, jeśli już czasem jest przy większej kasie, to ma ją z kredytu, ubezpieczenia, dotacji, darowizn, opieki państwowej, gry w ruletkę, zbójnictwa, łapówek albo spadku. Skorpion słoneczny co prawda z taką kasą rzadko zaczyna błyszczeć, chyba, że zainwestuje w mętne i nielegalne interesy, za to ma instynkt unikania spłaty i balansowania na linie nad czeluścią bankructwa całymi latami. Aż do następnego zastrzyku złota ze skorpionowego źródła.
Ja jestem słonecznym Koziorożcem, zatem te cechy są jedynie elementem innej całości, jednak muszę sobie przyznać pewien podświadomy talent w utrzymywaniu równowagi na różnym poziomie egzystencji, raczej niskiego lotu. Paręnaście lat zarabiałam w jakichś urzędach, dostając na rękę najniższą z możliwych pensji. Jednak stanowiska okazywały się na tyle atrakcyjne w czasach kryzysu komuny, że zawsze miałam niezwykłe i zawsze podziemne możliwości dorobienia. Nigdy nie brakło mi dobrego jedzenia, mięsa, masła, cukru, wódki, w czasach kartkowych, albo i innych trudnych do zdobycia towarów, bo się wtedy wymieniało między sobą "przysługami:", jak teraz "usługami". Albo mogłam jeździć po całej Polsce za darmo. I jeździłam, a co. Zwiedzając, odwiedzając i zwiększając wiedzę. Potem byłam trochę bezrobotna (w najlepszych czasach kuroniówki), na najniższej stawce, (zawsze najniższa, to moja norma) potem byłam rencistką najniżej płatnej grupy ze względu na bardzo słaby wzrok, do chwili, gdy się odgórne dyrektywy zmieniły i nagle lekarze stwierdzili, że mogę jak najbardziej pracować (skoro napisałam książkę!) i nic mi nie jest, choć wzrok się pogorszył, a nie poprawił. A potem dostałam bardzo niewielki, najniższy spadek z możliwych w moich okolicznościach. I wykonałam woltę życiową. Która też nie odbyła się szybko, tylko trwała kilka ładnych lat idąc po najniższych kosztach oczywiście.
Po co to wszystko wspominam?
Nastroił mnie do tego wstępny tegoroczny bilans. I robi się z tego jakieś podsumowanie grubszej kategorii.
Bo muszę z innej mańki powiedzieć, że ostatnie kilka lat, bardzo ciężkich, z racji przeprowadzek kilku, i osiedlania się, budowy, remontów, pracy codziennej od rana do nocy, aby sprostać wymaganiom chwili, bardzo mnie zmęczyło. Zaczęłam już szczerze wątpić, że cokolwiek się zmienia na lepsze. Wpadłam w jakąś dziurę kręcenia się ciągle w kółko codziennego kieratu, z klapkami na oczach, z niemożnością wychylenia głowy w świat, z którego w końcu przyszłam (tj. słodkiego lenistwa, to co, że biednego, gdy zawsze był czas na czytanie, kontakty z ludźmi, inspiracje, naukę, przemyślenia, medytacje, pisanie, tworzenie) i którego jakoś wciąż mi teraz brakuje.
Nie jestem Skorpionem. I samo przetrwanie jako takie mnie nie rajcuje. Energie znaku Koziorożca budują, konstruują, wyznaczają szersze od pojedynczego ja cele, planują i wykonują projekty. Systematycznie, krok po kroczku, w czasie tak długim, że tylko Skorpionowi udałoby się go pewnie przetrwać.
I teraz wrócę do wniosków z początku tego wpisu.
Bilansując na zero tegoroczne wysiłki uzmysłowiłam sobie, że osiedlenie się na wsi, praca rolnika, gospodarzenie, rozgospodarowywanie się, ma przed sobą jakąś perspektywę w moim życiu. Inną na szczęście, niż się bałam, że ma. Że jest postęp i rozwój, tylko inny od tego, jaki nawet ja sobie założyłam, tworząc wstępny, intuicyjny plan przyszłości.
Bo, okazuje się, że wpadłam w powoli nabierający rozpędu wir naturalnych energii, gdzie pieniądz - zawsze sytuujący mnie na najniższym szczeblu - jest jedynie elementem, a nie celem, a właściwie może zacząć nawet zanikać, gdyby pojawiła się taka konieczność. Chodzi o żywą na co dzień harmonię rzeczy i istot, o wtopienie się w rytm życia-śmierci na Ziemi, zgranie się z pulsem planety. Tej naszej ostoi, która wydaje się umierać pod naporem ogłupionych i zgłupiałych mrowisk ludzkich, zaprogramowanych na zdobywanie pieniądza, pieniądza, pieniądza, aby przeżyć, przeżyć, przeżyć, do pierwszego, i następnego pierwszego, i kolejnego następnego...
Pracuję, okazuje się, nie dla pieniędzy, ale żeby przetrwać i umożliwić trwanie, a nawet rozwój innym, nie tylko ludziom, których dokarmiam produktami gospodarstwa i owocami mojej codziennej pracy, ale i zwierzętom, żyjącym w obejściu. Karmię je, a przy okazji ziemię, na której mieszkam, one mnie, i trwanie trwa, i jak na razie nie zanika. Póki tylko istnieje płodność stad i gleby, i lasu... Czego daj nam Panie Boże zawsze.
Okazuje się, że kiedy trafisz na właściwą ścieżkę, wszystko zaczyna się układac jak nigdy dotąd. Ja doświadczam tego od pewnego czasu.
OdpowiedzUsuńOdnośnie prac i tzw kariery, ja zawsze myślałam że jestem jakimś dziwacznym wybrykiem natury, ale jak się okazuje, ja tylko nie poddałam się tzw systemowi.
Ale o tym to na dłuższą pogadankę.
pzdr
A.
widzisz... mi jako zodiakalnej Rybie... hm... pieniądz służy tylko po to by przetrwać... tak mam całe życie i tak chyba zostanie do końca... kocham Matkę naturę i dochodzę do wniosku, że kiedyśniejsze/dawne wymienianie się czegoś na coś było bardziej inspirujące niż zakupy w molochach...
OdpowiedzUsuńTo chyba koniec roku prowokuje ludzi do podsumowań. Ja też tak mam. Coraz częściej jednak te roczne bilanse ustępują miejsca temu generalnemu, podsumowaniu całego życia. Wynika z tego sporo samokrytyki i wyrzutów, że czegoś się nie zrobiło albo zaniechało lub przegapiło jakąś życiową okazję. I nie zawsze uważam, że to upływające lata i mniej sił i sprawności to powodują. Chyba rzeczywiście to pieniądz jest największym narkotykiem współczesnego świata. Kariery, sława, pozycja społeczna i mniemanie, że liczy się tylko awans, wzrost, postęp i dodatni bilans. Jest na szczęście jednak sporo innych kryteriów do takiej oceny i te stawiają nas na zdecydowanie wygranych pozycjach. Można jeszcze zrobić bardzo dużo dla innych ludzi, zwierząt a także naszej Ziemi. Cieszyć się dobrymi dziećmi i ludźmi w swoim otoczeniu, którzy myślą podobnie jak my.
OdpowiedzUsuńja powiedzialabym że zbudowalaś perpetuum mobile ... :)
OdpowiedzUsuńMiasto w dzisiejszej formie jest wbrew naturze (ludzkiej i Boskiej). Nie daje nadziei, a bez pieniądza nie da się w nim przetrwać - wyłącznie konsumuje i niszczy. To ziemia daje przetrwanie, a przy okazji daje obcowanie z tym co na ziemi najistotniejsze. Myślę, że zaspokaja też wiele wyższych potrzeb. Myślę, że mając koło siebie przestrzeń i karmiącą przyrodę nie raz zdarzało Ci się dziękować nie tylko za plony, ale i za piękno tego świata. Tego w mieście nie zastąpi NIC. Wesołych Świąt!!!
OdpowiedzUsuńNigdy nie wierzyłam w znaki zodiaku, w podobieństwo ludzi wywodzących się spod jednej gwiazdy. Przyznam jednak, że jako zodiakalny koziorożec, czuję i myślę podobnie. Cieszę się, że nie jestem odmieńcem i że są jeszcze ludzie, którzy myślą podobnie. Pozdrawiam serdecznie i życzę spokojnych i dostatnich Świąt Bożego Narodzenia.
OdpowiedzUsuńCałkiem nieźle. Jeżeli w dzisiejszych czasach dajesz sobie radę, utrzymujesz się i wychodzi bilans zerowy - w takiej sytuacji - to chylę czoła. Naprawdę wielki szacun... Mój syn jest Koziorożcem, to ciekawy i skomplikowany osobowościowo znak. Ja jestem prostym barankiem...o ile rzeczywiście takim prostym...
OdpowiedzUsuńŻyjesz tak jak chcesz, robisz to co lubisz i radzisz sobie to bardzo dobrze i oby tak dalej.
OdpowiedzUsuńJa jako mieszanka panny ze skorpionem lubię pracować ale te zajęcia,które mi odpowiadają przynoszą mi tylko minimalne dochody.Całe życie więc żyłam raczej na niskim poziomie,choć pracę miałam ciekawą.Teraz zarobki mojego męża/też niewielkie ale jednak/pozwalają mi związać koniec z końcem i dodatkowo pomagać kotom. Potrzeby mamy
niewielkie i też trwamy z tym,że na obrzeżach miasta.
Ależ zazdroszczę Jackowi, że postawiłaś mu horoskop :-)
OdpowiedzUsuńDla naszych bardzo dalekich przodków fakt życia w zharmonizowanym wszechświecie, gdzie każda cząstka ma wpływ na drugą, a wszystko co obecne wokół, determinuje nasz los, był oczywisty. Dziś nie tylko utraciliśmy tę zdolność odczuwania i wpasowania się w ową harmonię wrzechświata, ale większość nawet w nią nie wierzy. Tak jakby fakt, że czegoś nie widać oznaczał, że tego nie ma.
Doświadczyłam wielu aktów "opieki wrzechświata" i fizycznej kreacji swoich, wydawałoby się, nierealnych marzeń, aby z pokorą pokłonić się i zadumać nad tą odwieczną pierwotną siłą...
Mam też swoje prywatne małe codzienne dowody na istnienie tego, co zatraciliśmy w pogoni za materialnym życiem. We wrześniu postawiłam sobie tarota (bardzo rzadko to robię). Mimo wszystko ze zdumieniem oberwuję, jak teraz znajduję się dokładnie w sytuacjach, które karty "opowiedziały mi" kilka miesięcy temu :-)
Witam serdecznie. Bardzo dziękuję za cudowną energię ujętą w słowach- właśnie harmonia Nieba i Ziemi, Duszy i Ciała dlatego TU jesteśmy. Dziękuję :)
OdpowiedzUsuń