4 lutego 2011

Drzwi czasu

Wstałam, a jakże, nawet wpół do ósmej, bez normalnego na co dzień kwękania.
Przyjechali, a jakże, nieco po ósmej. Pracowali spokojnie, nawet obiadu nie chcieli, choć ugotowałam gar krupniku na żeberkach.
Wyjęli starą, mocno nadwyrężoną futrynę z podwójnymi drzwiami, powiększyli piłą spalinową otwór na drugie podwójne drzwi, wycięli ostatni wysoki próg w chacie, jaki pozostał z jej pierwotnego wystroju (można go obejrzeć we wpisie z 19 grudnia ub.r.), wstawili nową futrynę z progiem o połowę niższym, umocowali ją i obrobili kawałek ściany wokół drewnianą szalówką.


Umocowali także drugi dębowy próg, u wejścia do kuchni, już dawniej przygotowany i założyli parapet i listwy obramujące wokół kuchennego okna.
Pozostaje zatem jeszcze do zrobienia przeciwpożarowa obróbka komina kołnierzem z waty mineralnej, blachy i gipsokartonu oraz przykręcenie płyt na suficie. Co do tej pracy umówiliśmy się na telefon, bo wciąż dostawca nie wie, kiedy będzie miał okazję coś więcej wieźć w nasz rejon (wtedy transport jest u niego gratisowy).
Na koniec panowie wnieśli z tarasu nasz stuletni kredens, który wozimy ze sobą jeszcze z mieszkania w stolicy, kupiony dawno temu na Kole. Nieco rozmiękł od wilgoci i wymaga nowego nawoskowania, zatem umyłam go dokładnie i schnie teraz w cieple wnętrza.
Wszystkie prace, jak widać toczą się intensywnie i jednocześnie wolno, na spokojnie, bez poganiania.

W sumie jestem zadowolona ze zmiany drzwi. Poprzednie są jeszcze całkowicie ok i prawdopodobnie posłużą nam do zbudowania pawlacza na poddaszu. Były jednak za niskie (165 cm, jak dla krasnala) i wąskie, aby je zostawić na dawnym miejscu. Tylko wysoki próg sprawiał, że wyglądały na w miarę wysokie. My przechodziłyśmy bez problemu, ale zdarzają się wysokie osoby, które musiały głowę w nich pochylać.
Pan Śnieżko z Mielnika, mój mistrz od historii regionu podlaskiego i wcielony prawdziwy "duch miejsca" twierdzi, że niskie drzwi, zwłaszcza wejściowe w starych podlaskich chatach, nie tylko chłopskich, ale i szlachty zaściankowej, której tu niegdyś pełno mieszkało (i mieszka do tej pory w niektórych wsiach) wstawiane były specjalnie po to, aby wchodzący zawsze musiał pokłonić się domowi i złożyć szacunek gospodarzowi i świętym obrazom, które w nim wisiały.

Do naszej chaty udało nam się "trafić" (tj. najść, jak mówią miejscowi) czworo drewnianych solidnych drzwi na pewnej wiosce daleko od szosy położonej. U chłopa, który starą spróchniałą chatę po dziadkach miał zamiar rozebrać i spalić w piecu.
Jest to zwyczajny los drewnianych chat na wsi i nie ma co wzdychać. Wzdychanie pojawia się z innego powodu, że nie ma już młodych, którzy by sobie nową chatę stawiali, w stylu miejscowym, dlatego całe przepiękne wsie na Podlasiu murszeją, zapadają się w siebie i giną bezpowrotnie. Kiedyś proces wymiany starego na nowe był zrównoważony i żadnej tragedii nie było, że ktoś starym domem, nawet pięknie dawno temu ozdobionym, zimą się ogrzewa.
No, więc my z nim od razu w handel. On, a jakże, chętny bardzo.
- Bierzcie co chcecie, mnie to na nic. Ile już stąd różnych klamotów ludzie pobrali! Tylko na butelkę dajcie, a może dwie, zobaczymy.
No, to jak było pozwolenie, to żeśmy zaszalały. Trzy pary dwuskrzydłowych drzwi i jedne wejściówki, rzeźbione, okiennice do 7 okien i ze 200 kafli z pieczki, którą na życzenie gospodarz łomem zechciał osobiście "rozjebaty".
Trochę się po tej robocie rozkaszlał, dlatego cenę podwyższył o jeden solidny papierek.

Kiedyśmy to wszystko do domu zwiozły i potem szukałyśmy brakujących jeszcze trojga drzwi pojedynczych do łazienki, kuchni i trzeciego pokoju to dopiero uzmysłowiłyśmy sobie wagę tej niesamowitej okazji, jaką los nam zesłał...


Dzięki niej, po dorobieniu futryny ze świetlikiem, do naszej chałupy wchodzi się poprzez stare ciężkie drzwi opatrzone kowalską autentyczną zapadką, z rzeźbioną gwiazdą po środku, motywem częstym w okolicy, jak się przekonałyśmy, jeżdżąc letnią porą po różnych wsiach.


Takie drzwi czasem u kogoś leżą jako platforma do dźwigania czegoś, albo stoją w komórce, bo żal wyrzucić, a to jedyna pamiątka po chałupie dziadków na przykład. Spróbujcie takie zamówić u stolarza teraz!
Dwoje dwuskrzydłowych natomiast prowadzi do jadalnego i do pokoju, z kuchni. Są jeszcze drzwiowe zapasy, bo nie wiadomo, co jeszcze zbudować przyjdzie nam do głów. ;-)

2 komentarze:

  1. Łał! Gratulujemy zdobyczy i czekamy na zdjęcia z niecierpliwością! Ładne drzwi to jeden z naszych "koników". Pozdrawiamy serdecznie.

    OdpowiedzUsuń
  2. Porządne, stare drzwi. Dobrze, że są tacy ludzie jak Wy, inaczej nic by nie zostało zachowane.

    OdpowiedzUsuń