24 lutego 2011

Wykończeniówka

Zaniosło nas dzisiaj z wizytą do państwa P. Żeby podejrzeć, jak zaszpachlować samemu łączenia płyt gipsokartonowych. Przy okazji obejrzałyśmy niedawno narodzone koźlaki, w liczbie dwóch. Wykoty przypadły u nich akurat na powrót mrozów, więc pani P. założyła maleństwom... wełniane sweterki po swoich dzieciach, odciąwszy najpierw rękawki i zapinając swetry koziołkom na plecach. Wyglądają teraz obydwa jak drogowcy podczas prac remontowych. Ale, mimo zimna mają się dobrze i są dorodne.
Po powrocie, jak zawsze, tym bardziej mi dokuczył widok naszego domowego bałaganu. Oni jednak są od nas w przodzie z pracami wykończeniowymi, przynajmniej w obrębie kuchni i pokoju, czyli tam, gdzie spędzają najwięcej czasu. U nas wciąż wszystko na głowie, pudła, pudełka, kosze, stosy talerzy i słoików wpost na stole, bo nie ma gdzie ich wetknąć. A nad całością wiszą stare, brudne, drewniane sufity...
Po drodze wstąpiłyśmy do sklepu budowlanego, kupić ciemną bejcę do belek stropowych. Sprzedawca zmartwiony. Nic nie idzie. Nigdy, w żadnym roku istnienia sklepu nie miał aż tak martwego sezonu zimowego.
No, i po powrocie Ania wylądowała na poddaszu z zapałem do pracy. Pomalowała kilka jętek, a ja zrobiłam przy okazji poniższe zdjęcia. Akcesoriów poddaszowych.


Gadżeciarski fotel obciągnięty skórą, z narzuconą wyprawioną skórą z naszego koziołka. Na razie służy głównie do chwilowego odpoczynku.


I kilka słomianych naczyń, ręką Niny i Ani robionych, na najnowszym chodniku utkanym przez Anię na krosnach w domu kultury.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz