3 grudnia 2011

Objawy syndromu mieszczucha na wsi

Popadłam w stan zamyślenia bez myśli. Porównując się co jakiś czas ze znajomymi, którzy żyją życiem cywilizowanym (którym i ja kiedyś żyłam) konstatuję, że bez-myśl-ność (czyli nie noszenie myśli w sobie i na sobie) najbliższa jest warstwie chłopskiej oraz stanom wegetacyjnym przyrody, roślin i zwierząt, zjawisk pogody też. Takie cudo, jeśli się w nim jest i żyje na co dzień wydaje się być subiektywnie oczywistą oczywistością, ale porównanie, np. na spotkaniu towarzyskim z przedstawicielami cywilizacji, zaczyna burzyć ową szczęsną bezmyśl i prowokować ją do jakichś dziwnych poruszeń wewnętrznych. I nawet wnioski przychodzą, nieważne, że bezmyślne!
Przeczytałam na jakimś wyrwanym z "Wysokich obcasów" skrawku artykułu nie wiadomo czyjego autorstwa, zanim ów skrawek wrzuciłam jako podpałkę (zresztą kiepską z racji kredowanego papieru) pod płytę, aby obiad ugotować, że była sobie taka postać artystki, pozującej za młodu do zdjęć oraz malarsko rozwiniętej, która w wieku 47 lat wyszła za mąż i zajęła się już tylko prowadzeniem domu i hodowaniem baranów, zarzuciwszy wszelkie artystyczne zajęcia. Doszła na starość do takiego wyzwolenia od cywilizowanych konwencji, że zamiast w kapeluszu pozowała do zdjęć, jeśli już ktoś się uparł jej takie zrobić, w potarganych włosach z liściem rabarbaru na głowie.
No, to ja już jestem w podobnym stadium rozwoju.
Całkowita abnegacja. I nawet więcej, bo nawet pozować i upozowywać się nie mam zamiaru.
Swoją drogą ciekawe jak wyglądał taki święty buddyjski Naropa, albo Milarepa w tych swoich himalajskich górach, gdy jaki doił albo zajadał pokrzywę bez łyżki ni widelca, noża czy pałeczek chińskich, albo nawet miseczki, siedząc skryty przed Kulturą i Cywilizacją Tybetańską w ciepłej jaskini. Z pewnością nie był to widok konwencjonalny ani kulturalny, ani standardowy w jakikolwiek przyzwoity sposób...
Tymczasem życie na brzegu wioski i lasu przymusza mnie co chwila do zachowywania jakichś konwencji, które - z coraz większym trudem i co najważniejsze, oporem wewnętrznym! - wymuszam na sobie, aby nie wydać się ludziom ze świata (ludziom z Człekopolis) prymitywną małpą, która uciekła z zoo i można ją palcem pokazywać jako zabawny okaz przyrodniczy.
Fakt, że się tym nadal przejmuję świadczy o tym, że nie osiągnęłam jeszcze stanu pełnego oświecenia. Lubo owo przejmowanie się jest coraz mniejsze i im starsza i brzydsza się robię, tym mi z tym lżej i szczęśliwsza jestem.
Kiedy pozostaję jednak w owym bezmyślnym stanie codziennym, ni to roślinnym, ni to zwierzęcym, ni to chłopskim, to kiedy cywilizacja mnie zaskoczy z miejsca mam objawienia. Jak walnięcie obuchem patrzenie prawdzie prosto w oczy narzuca mi się.
Stąd mogę napisać o syndromie mieszczucha na wsi, bo go widzę wyraźnie, jak przez mikroskop! I nie trzeba mi do tego statystyk, naukowych analiz, podpierania się autorytetami mgr-prof, bo dla mnie to oczywiste, co widzę.
No, tak, przy okazji, obiecałam kiedyś (tutaj), że opiszę objawy tego syndromu. I może taki moment nadszedł?
Oto objawy, czytajta ludzie cywilizowani. Ma je, niestety większość mieszkańców stref miejskich, a zwłaszcza wielkomiejskich i przejawia od razu po przyjeździe na wieś, w celach rekreacyjnych oczywiście np. podczas długiego łykendu czy urlopu... Jednakowość tych symptomów jest zastanawiająca, ostatecznie zasmucająca. I ich nieświadomość także.

1. Hałasowanie, gadatliwość na potęgę, podniesiony ton głosu, teatralne gesty jak na scenie (tymczasem tu tylko drzewa rosną i kury grzebią niedaleko w ziemi, co najwyżej pies się tym przejmie, bo myśli, że mu coś rzucą i będzie zabawa albo może, że zaatakują i będzie walka), rubaszny śmiech na pół wsi. Spowodowane lękiem przed ciszą i brakiem osłon miejskich murów!
2. Niepatrzenie pod nogi z przyzwyczajenia do chodzenia po brukach miejskich. I tym samym częste ślizganie się z głupią miną po odchodach ptasich i ssaczych.
3. Nadwrażliwość na zapachy i smrody (zwłaszcza to drugie). Co przejawia się na twarzy i w wyrazie oczu, nigdy w rozmowie... I po krótkim czasie okazuje się wstrętem, strachem, skrywanym starannie obrzydzeniem. Nawet wobec kury, która może nagle podbiec i podziobać panią w gołe nogi, albo może wskoczyć pod spódnicę? Z tego jak się zawsze okazuje: alergie, alergie, alergie. Na wszystko co żywe i martwe. I nieczyste.
4. Wystawianie się na żer krwiopijczym owadom, których w mieście zwyczajnie brak i nie ma problemu (poza gdzieniegdzie karaluchami i pluskwami).
5. Noszenie modnych krótkich i lekkich ciuszków niezależnie od pogody i okoliczności (czyli w środku lasu, w czas wylęgu komarów i kleszczy czy boomu na muchy, bąki i gzy, spacerowanie na wiejskiej piaskowej drodze po deszczu np. w wypastowanych pantofelkach).
6. Chęć palenia ognisk wszędzie i o każdej porze (spowodowana niedoborem żywiołu Ognia w życiu codziennym).
7. Prysznicowanie się 2 razy dziennie niezależnie od potrzeby, okoliczności i warunków.
8. Spanie do południa, gadanie o abstrakcjach, filozofiach, telewizjach i miejskich bzdurach do 3 nad ranem. Kompletne niezgranie rytmów z przyrodą.
9. Cykanie zdjęć zjawiskom całkowicie nudnym i codziennym, jako tym, które są cudowne, niebywałe i niesamowite (np. mgła nad polem, kogut na płocie, jedząca koza).
10. Gadanie przez komórkę w środku lasu i pisanie SMS-ów na okrągło. Kompletne dziwactwo pośród przyrody. Już na drugi dzień odruchowe szukanie ekranu, na którym by można oko zawiesić i naćpać się narkotyku. Albo gorączkowe dopominanie się łącza internetowego, w tym samym celu. Na trzeci dzień powrót do cywilizacji ze źle ukrywaną ulgą.
11. Natychmiastowe nudzenie się zaraz po zadaniu jakiegokolwiek pytania. Nie starcza już uwagi i siły na wysłuchanie odpowiedzi ze zrozumieniem.
12. Ślinotok i oczopląs czyli mega-apetyt na widok pieczonego udźca, kiełbasy, a nawet zwykłej zalewajki ze skwarkami i to nawet u wegetarian lub ludzi narzekających na nadmiar jadła, tłuszczu, deklarujących dietę 5 czy 10 przemian oraz oczywiście na widok 55-procentowego samogonu w butelce. Na drugi dzień rozkapryszenie dietetyczne i stała obstrukcja rodem z miasta cudownym sposobem znikają, aby wrócić natychmiast w dzień wyjazdu.
13. Dbałość o stan uzębienia i biały uśmiech po każdym jedzeniu (zwłaszcza mięsa, które włazi między). Do tego stopnia, że się jeść nie da. Wizerunek zawsze i wszędzie górą. Nawet w środku lasu.
14. Uczłowieczanie zwierząt. Kompletna nieznajomość ich reakcji i narażanie się na atak.
15. Powierzchowność, powierzchowność, powierzchowność. Oglądactwo i podglądactwo. Zwiedzanie świata. Bycie na zewnątrz wszystkiego, jak w kinie, reagowanie na zjawiska wiejskie tak jakby się działy na ekranie telewizora. Zdegustowanie szarością i brudem rzeczywistości i poszukiwanie ostrych barw, kształtów i kolorów, znanych podświadomości z miejskich plakatów i bilbordów. "O, to jest ładne! Tu mógłbym mieszkać". Płytkość. Sztuczność. Nieprawdziwość. Schematy z miasta w ocenianiu ludzi ze wsi. Trendyzm. Małpio-standardowe gesty. Buzi buzi. Och och, ach, ach. Nie wprost.

Na tym skończę, choć pewnie nie wyczerpałam wszelkich objawów. Nie zakładam liścia rabarbaru na głowę, tylko... och, czas najwyższy, biorę w dłoń stare tępe nożyczki, wręczam je Piętaszce i każę się podstrzyc, wedle przypadkowego gustu patrzącej. Mnie to po nic. A krótkie włosy to oszczędność szamponu i wody, bo rzadziej je trzeba myć.

16 komentarzy:

  1. Trochę się nie zgodzę z Twoimi przemyśleniami. Sam byłem mieszczuchem na wsiach wiele lat, obecnie mieszkam co prawda w W-wie, ale też na terenach do niedawna wiejskich (sąsiad ma nawet kury, gęsi etc.).
    Co do pkt. 5, to właśnie rdzenni mieszkańcy wsi ubierają się jak choinka, gdy idą do wiejskiego sklepu parę metrów. Wyjście w dresie lub w roboczych ciuchach jest możliwe tylko dla osiedleńca z miasta. Najważniejsze jest dla nich aby pokazać się przed sąsiadami.
    Czasami takie myślenie przyjmuje żenującą formę, gdy chłop kupuje np. luksusową cupetę, by jeździć nią do KRUS-u i do kościoła. :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Heh! Wiesz, co? Jeśli kiedyś złapię się na tym, ze przestanie mnie zadziwiać i zachwycać "mgła nad polem", "kogut na płocie" czy "jedząca koza" to będę bardzo nieszczęśliwy.
    Pora będzie sobie trumnę strugać. :D
    Pzdr.

    OdpowiedzUsuń
  3. Czemu w Twojej wypowiedzi jest tyle jadu i pogardy?

    OdpowiedzUsuń
  4. A Ty nie jesteś mieszczuchem na wsi?? Kocham wieś, zachwyca mnie wszystko na co miejscowi nawet nie zwracają uwagi i dziękuje za tę wrażliwość Bogu. WQstaję o świcie, cięzko pracuję,szanuję ludzi, którzy żyją tu od pokoleń, uczę się od nich i nie uważam, żeby codzienna kąpiel była domeną wyłacznie mieszczuchów. Biorę mleczko z gospodarstwa, w którym gospodyni jest bardzo czystą kobietą i myślę, że takich sporo wokół. Makijażu nie robię sobie tu na codzień a moja sąsiadka bez makijażu nie wyjdzie do jedynego we wsi sklepiku. Chyba więc nie do końca jest tak jak napisałaś. Choć rzeczywiście wielu tzw uciekinierów z miasta, nieświadomie ciągnie to miasto za sobą na wieś i to już jest uciążliwe.

    OdpowiedzUsuń
  5. Muszę mieć maleńką kreskę na oku, codziennie, tak dla siebie, bo wydaje mi się, że jestem jak wypłukana ryba, zwierząt nie traktuję li tylko wyłącznie jako pokarmu, do gara, lubię je obserwować, z mieszkańcami żyję w dobrej komitywie i nic mnie nie dziwi, do sklepu zajeżdżam w roboczych ogrodniczkach, co ich nie dziwi, a mgły, góry, nieba nade mną zachwycają mnie zawsze i nieodmiennie, a jeśli rzeczywiście już nie będą, to pozostaje wyjście jak u Go i Rado, modrzew rośnie, pozdrawiam.
    I myślę, że chciałaś wywołać dyskusję, wcale nie jest tak, masz swoje piękne miejsce pod dębem, grzejesz wodę na kąpiółkę, widzisz świat wokół, czytam Cię długo.

    OdpowiedzUsuń
  6. No to odetchnęłam z ulgą, bo już myślałam, że ze mna coś nie tak ;) Pozdrawiam ciepło :)

    OdpowiedzUsuń
  7. aklat, co do jadu to rzeczywiście bywam nieco jadowita, ale tylko bywam, jak mi się przeleje. to cecha skorpionów, a ja żem urodzona w godzinie skorpiona. ;-) zawsze można zlekceważyć uwagi i olać gadanie kogoś bez liścia rabarbaru na głowie, po co się stresować niepotrzebnie?
    Go i Rado, wybaczcie Poetce beztalencie. Napisała to tak, aby czytelnik unaocznił sobie jak dalece świat się wywrócił i zmechaniczniał w świadomości rasy ludzkiej, że normalne to dla niej jest teraz smog, huk, mur, brud, kamień, szkło im asfalt, a nie las, pole, i zwierzęta takie jakie są. Swoją drogą zdjęć jak widać na tym blogu robię mało, a to dlatego, że kradną piękno i życie, i świadomość w zaczarowany diabelsko sposób.
    Co do dyskusji, to kiepska jestem w przerzucaniu się poglądami, tak mi się porobiło na Wsi. Po prostu opisuję to co widzę i czuję.
    Pozdrawiam wszystkich poruszonych tak czy inaczej
    Ewa S.

    OdpowiedzUsuń
  8. Od urodzenia mieszkam w mieście. Najpierw wojewódzkim, teraz powiatowym. Mam tendencję do pomniejszania skupiska, w którym mieszkam, więc może w przyszłości przeprowadzę się na wieś i zajmę się prostymi, bezmyślnymi pracami w polu, sadzie i ogrodzie?
    Wieś znam z wakacji, ferii i świąt. I nie znaczy to tylko wypoczywanie na łonie natury. Żniwa, sianokosy, wykopki, opieka nad zwierzakami gospodarskimi i towarzyszące temu zapachy nie przerażały mnie i nadal nie przerażają. Może w pierwszym uderzeniu zmarszczę nos. Potem już przychodzi przyzwyczajenie. Po leśnych i wiejskich drogach biegałam od małego. Z długimi przerwami na chodniki i bruk, i asfalt, ale nie utraciłam umiejętności poruszania się pomiędzy "minami". Przy tym i w mieście psy - z przeproszeniem - srają na chodniki i też trzeba uważać, żeby się nie poślizgnąć.
    Mnie wciąż zachwyca wschód i zachód słońca nad dachami domów i kamienic, mgła ścieląca się na ulicach (zwłaszcza wieczorem ma magiczny wręcz wygląd), kocham koty wygrzewające się w słońcu na belce, konie pasące się spokojnie na łące, czy ogryzające liście krzewów kozy, grzebiące w gnoju kury, taplające się w bajorze kaczki. I kij z tym, ze dzięki temu są brudne, tracą swoje kolory piór czy sierści. Po prostu są. I pozwalają na siebie patrzeć i robić sobie zdjęcia hurtowo.
    A że ludzie z obszarów wiejskich są inni od miastowych? I dobrze. Inaczej byłoby okrutnie nudno. Przy tym z dzieciakami ze wsi łatwiej mi było nawiązać nić porozumienia i świetnie się bawić, niż z miejskimi. Mieszczuchy są spaczone i rozpieszczone już, niestety.
    A internet i komputer? Tak, jestem od tego uzależniona. Ale tylko w miejscach, gdzie dostęp do obu rzeczy jest realny. Na turniejach (np. na polach Grunwaldu) całą technikę zostawiam daleko w domu. Mam inne rzeczy do robienia i jest mi to zupełnie zbędne. I kiedy zaczynam się nudzić :P

    A co do odstrzelania się jak szczur na otwarcie kanału - mieszczuchy, jak idą do kościoła robią taką samą rewię mody i urody i stanu posiadani, jak wioskowi. Nie zauważyłam żadnej różnicy lub osłabienia tej mentalności u obu grup. Także w gruncie rzeczy jesteśmy tacy sami ;)

    OdpowiedzUsuń
  9. czyli te Ludzie Miastowe, które na wioskę do Was przyjeżdżają, to Istoty Zmotoryzowane - w aucie nie trzeba się tak grubo ubierać; jak się wyjeżdża prosto z garażu, to nie ma ryzyka wdepnięcia z psie kupy.

    OdpowiedzUsuń
  10. "zajmę się prostymi, BEZMYŚLNYMI pracami w polu, sadzie i ogrodzie?"

    OdpowiedzUsuń
  11. Prace nie są bezmyślne, ale dzięki nim można osiągnąć ten boski stan harmonii z przyrodą, gdy ciało pracuje, a umysł faluje. ;-))) ES

    OdpowiedzUsuń
  12. Jeszcze mnie refleksja naszła w kwestii punktu 14. O uczłowieczaniu zwierząt. Mam sąsiadkę. Basia mieszka na wsi od urodzenia - tak jak i jej rodzice mieszkali. Ma dwie krowy, kury, kaczki. Trzy psy i jakieś pięć kotów ( obecnie, bo małym znalazłyśmy domy ). I jadąc ostatnio ze mną do miasta ( bo często ją podwożę ) zaczęła opowiadać o swoich zwierzętach. Że jednego z psów za nic z łańcucha nie spuści, bo w pole pójdzie. Bo lubi ( uczłowieczenie ), że kości mu kupuje, bo jak przyjedzie i nie kupi to się na nią z żalem patrzy ( uczłowieczenie ), że nie lubi słomy na podściółkę, tylko siano, bo bardziej miękkie ( uczłowieczenie ), że kaczki, którą od małego w domu wychowała za nic nie zabije, bo jakże to tak, po barbarzyńsku zabić coś, co się głaskało i z palców karmiło ( iście po miejsku )I tak myślę, że wszystko zależy od naszej wrażliwości. I nikt mi nie wmówi, że zwierzę nie przywiąże się do człowieka albo innego zwierza ( choć to przecież ludzka przypadłość ). Bo widzę, że jest inaczej. A konkluzja moich przemyśleń jest taka - są ludzie i ludziska. I na wsi i w mieście. Są mądrzy i głupcy - bez względu na to, gdzie mieszkają...

    OdpowiedzUsuń
  13. Zaprowadziła mnie tu droga z Ogarzego Pogórza, gdzie rozwinęła się ciekawa dyskusja na temat tego postu. Mieszkam na wsi od pół roku, jednak zawsze byłam blisko wsi i nie do końca zgadzam się z tym co piszesz...
    Punkty 1-5, 7, 11: Chyba naprawdę dziwnych i nieżyciowych ludzi spotykasz, większość moich znajomych mieszka w miastach i żaden z nich do tych punktów nie pasuje.
    punkt 6: Palenie ogniska jest klimatyczne i nie ma się co dziwić, że sprawia przyjemność tym, którzy zwykle tego nie mają, a i tym, którzy mieszkają na wsi całe życie też sprawia przyjemność np. mieszkańcy naszej wsi wciąż zapraszają nas na ognisko.
    8. Gadanie do późna często jest bardzo inspirujące, szczególnie kiedy jest się na urlopie. Na pewno Ci ludzie z miasta, kiedy są w domu i chodzą na rano do pracy, to kładą się spać o normalnych godzinach, a po to mają wakacje, żeby robić co im się podoba np. palić nocami ogniska, bawić się i śpiewać.
    9. O pięknych, nostalgicznych widokach, jako o nudnych może pisać tylko ktoś niewrażliwy. Mnie zawsze zachwycać będzie piękno przyrody, między innymi właśnie po to aby je podziwiać przeprowadziłam się na wieś. Poza tym nie ma się co dziwić tym, którzy tego nie mają i nie widzą, że chcą zapisać piękno takiej chwili.
    10. Znów nie znam takich ludzi... A z internetu przecież sama korzystasz, więc nie tak zupełnie odcięłaś się cywilizacji.
    12.Ślinotok i oczopląs na widok dobrego jedzenia, czy to wiejskie, proste jedzenie, czy coś bardzo wyszukanego to ma chyba każdy, szczególnie jak jest głodny, a i nie każdy ma okazję jeść wiejskie jedzenie zbyt często, więc nie ma się co dziwić, że jest to frajda.
    13. o zęby trzeba dbać, choć przesada nie jest w niczym wskazana, ale jeśli ktoś ma się czuć niekomfortowo, to niech sobie dba i przesadnie, co nam to przeszkadza?
    14. Moje zwierzęta są członkami rodziny i zawsze nimi będą, uczłowieczam je regularnie, bo jest to miłe.
    15. Masz strasznego pecha, że na takich ludzi trafiasz, nie zostało Ci już chyba nic innego jak ograniczyć kontakty z ludźmi z miasta, proponuję Ci urlop w mojej wsi, tu nikt nie przyjeżdża na wakacje, woda jest tylko z jednej wiejskiej studni i to brudna i wciąż większość ludzi jeździ wozami i rowerami, bo na samochody ich nie stać, niestety większość z nich chce z tej wsi uciekać. Do lepszego - do miasta. Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  14. WWzgórze... nie wdaję się w żadne ciekawe i nieciekawe dyskusje tu czy tam. I szanuję twoje doświadczenie i widzenie świata. Musi być inne, bo jesteś kimś innym. Jak każdy z nas. Co do polemiki zatem z moim widzeniem (które z nich obu prawdziwsze, lepsze, słodsze, sprawiedliwsze, obiektywniejsze) mogę tylko rzec: zapoznaj się, proszę z pierwszą częścią wpisu, zanim wyciągniesz ostateczne wnioski. Stoi tam czarno na białym, że jest to widzenie osoby a-kulturalnej, odwracającej się od Miasta no, i coraz bardziej bezmyślnej, jak roślinność, zwierzęta i pogoda. Jeśli będziesz w stanie uruchomić w sobie ten poziom, czy też płaszczyznę świadomości to i pojmiesz resztę. Inaczej dyskusja nie ma wspólnej bazy wyjściowej. ;-) Pozdrawiam, ES

    OdpowiedzUsuń
  15. chyba przemawiająca przez Ciebie ironia nie jest potrzebna, a z wpisem się zapoznałam w całości i nie tylko z tym wpisem, co pozwoliło mi wyciągnąć właśnie powyższe wnioski.

    OdpowiedzUsuń
  16. Hm, przemawiająca ironia też się czasem przydaje. Jeśli nie tobie, to innym, bezkrytycznym. Ale i ciebie ruszyła, i wzruszyła do po-myślenia, więc spełniła swe literackie zadanie. Wierzę w to mocno. ;-) A niby dlaczego i z jakiej mańki pouczasz mnie co jest potrzebne, a co nie? tak nawiasem pytając? ES

    OdpowiedzUsuń