26 grudnia 2011

Świąteczne ciepło

Po wczorajszym odprężaniu się świątecznym w gronie prawosławnej Starszyzny (była sałatka jarzynowa, barszcz po-wigiliny z pierogami, pieczeń koźlęca z warzywami, chleb razowy i wędlina swojej roboty, tudzież piernik na dokładkę, zapijane jarzębiakiem-kompletnie-nieszkodliwym) - dzisiaj wzięłyśmy się do roboty. Ja do tłumaczenia i analizowania pewnego almanachu Nostradamusa (łoj, chyba udało mi się coś ważnego ustalić), a Ania nowe zasłony w dwóch oknach gościnnego pokoju zawiesiła, przedtem karnisze mocując. Do tego pomalowała ciemną bejcą blaty drewniane do kącika kuchennego.
Ciepło na dworze takie się porobiło, że nawet kozy z przyjemnością pasą się w lesie. Gdy jest zamarznięta ziemia nie chcą wychodzić z obory. Są teraz ciężkie i niezgrabne, boją się pośliźnięcia. Palę przez 2 godziny w c.o. i robi się taki ukrop, że trzeba otwór na poddasze otwierać i w krótkim rękawku chodzić. Te 2 godziny grzania i ścianówka na noc starczają na całą dobę.
Kicia w czas świątecznego nowiu księżyca dostała rui. Kocury w ogóle niezainteresowane, choć dziewczyna wychodzi z siebie. O 4 rano wylądowała za drzwiami na tarasie, bo nie dawała spać.

3 komentarze:

  1. Oj, jak piszesz o Nostradamusie, to mnie skręca z ciekawości! Szkoda, że zazwyczaj nie rozwijasz tematu. Ja nie mam dostępu do takich rzeczy. Poza tym, aby próbować zrozumieć Nostradamusa potrzeba też chyba trochę z nim zestrojenia energetycznego, a to nie każdemu jest dane. Dlatego jeśli gdzieś Ci się coś wyrwie więcej, to chłonę z ciekawością. Pozdrawiam i delikatnie się napraszam o więcej :-)

    OdpowiedzUsuń
  2. Oj, Riannon, poszperaj po moich ciekawych linkach z boku tego bloga, na pewno coś znajdziesz dla siebie... także o Górach Izerskich. ;-) Pozdrawiam, Ewa S.

    OdpowiedzUsuń