Fakt, że mój wpis niedawny o objawach SMnW bije rekordy oglądalności zastanowił mnie wobec innego faktu, że nikt z komentujących go nie zrozumiał właściwie jego treści i przesłania. Być może dlatego, że autorka kiepsko włada narzędziem literackim i nie utrafiła nim w sedno sprawy. Może tak.
A przecież powtarzam to przesłanie dość często od początku bloga i mówię o nim przy byle filozoficznej okazji.
Zastanawiam się czemu tak trudno zobaczyć problem moimi oczami. A tak łatwo reagować własnymi idiosynkrazjami, urazami i przypisywać je intencjom autorskim (na pewno, według nich złośliwym i satyrycznym).
Ludziska utożsamiają się z tym w czym tkwią nieomal od zawsze i w większości nie odróżniają już Cywilizacji od Ziemi, przyrody, świata w postaci pierwotnie harmonijnej i nieskażonej. Myślą, że istota sprawy, o której piszę, jest w podziale na Miasto i Wieś oraz w różnicach mentalności, wychowania itp. No, i w przepychaniu się różnych poglądów na te cywilizacyjne kwestie, bo przecież także i Wieś jest tworem cywilizacji i ma swoją kulturę, jak by nie było.
Nie, ja opisuję proces od-kulturowienia i odwracania się od współczesnej cywilizacji, reprezentowanej w swym max-natężeniu przez Metropolię, coraz bardziej przypominającą rosnącą w górę wieżę Babel.
Proces powolny, stopniowy, który nie doszedł jeszcze końca, a powoli obiera psychikę z tego, co nabyte w Człekopolis (w sztucznie stworzonym świecie tylko dla ludzi) i otwiera oczy na świat planety, świat ogromny, a już w większości zapomniany, świat gleby, roślin i zwierząt, współ-mieszkańców Ziemi.
Nie tych roślin i zwierząt, pejzaży i zachodów słońca na krańcach świata i innych kontynentach, dalekich wyspach i w egzotycznych krainach, oglądanych z zachwytem na ekranie tv czy komputera, ale tych tu z wokół siebie, codziennych, bliskich i dotykalnych!
Zatem, jeśli próbuję (nieudolnie, jak widać z efektów) opisać ów proces docierania do Źródeł Bytu, któremu się poddałam, muszę również zdać relację z tego jak widać z tej perspektywy mieszkańców Metropolii, Babelan. A widok jest smutny oraz dręczący w zbliżeniu. Muszę powiedzieć, że narzuca mi się obraz kogoś nieświadomie chorego, prędko dziwaczejącego, odczłowieczającego się w sposób poza-świadomy, na bazie owczego pędu i rosnącej izolacji Cywilizacji od Planety. Dlatego w opisie używam nazwy Syndromu.
Coraz więcej jest jego ofiar. Ofiar, które nie mają pojęcia, że są chore, bo niezrównoważone. I nie jest to już - jak dawniej - kwestia różnic pomiędzy wyższymi i niższymi klasami społecznymi, czy miastem a wsią, ignorancją a wykształceniem, a pomiędzy Ludzką świadomością i jej brakiem.
Co się dzieje z ludźmi, którym zabiera się tę świadomość, na tyle ukradkowo i niepostrzeżenie, że wcale nie wiedzą, że czegoś im brakuje?
Zamieniają się w cyborgi, uzależnione od diet, elektryczności, hydraulicznych instalacji, fal telewizyjnych, internetu, medialnych wiadomości, patrzących poprzez oko kamery i aparatu fotograficznego na świat, wsłuchujące się w radio i muzyczkę z płyt i kaset zamiast w szum lasu i ciszę prawdziwej Pełni. Napędzane sztucznym jedzeniem, farmakologicznymi wynalazkami i kolorowymi obrazkami z mediów, z pomocą których utrzymują swe serce na stałym poziomie zafałszowanej ekscytacji. Na łonie natury, w rzadkich chwilach wytchnienia od gonitwy po miejskich brukach, najchętniej upijające się przy ognisku tak, aby zapomnieć choć na chwilę o skrytym gdzieś głęboko niepokoju. Lęku. Poczuciu bezsensu.
Przesadzam?
No, dobra. Jestem gościem z przyszłości i wiem do czego to wszystko zmierza. Bo niestety zmierza. Choć może kogoś jednego czy drugiego moje przesadne gadanie i widzenie ludzi pozbawianych obecnie duszy bez swej woli nawet, zastanowi. I każe poszukać prawdziwego świata, który jeszcze istnieje i wciąż jeszcze czeka na Ludzką uwagę. Bóg stworzył człowieka na gospodarza planety, uczynił go koroną stworzenia. Co to za korona, która pozwala się zamknąć w murach i oddzielić od rzeczywistości bańką wirtualnej i cyfrowej iluzji?
"Ten się drapie, kogo swędzi" ,jak mawiał nieoceniony Pan Zagłoba. :D
OdpowiedzUsuńSądzę, że prawda o Istocie Rzeczy jest zdecydowanie niewerbalna, ponieważ słowa są nie tylko arbitralnymi, ale właśnie bardzo idiosynkratycznymi symbolami.
Ergo Prawda jest nieprzekazywalna. Przekazywalne są tylko nasze interpretacje Prawdy. :D
Pozdrawiam serdecznie
Radek
wiesz, co jest fajne? to, że nie wklejasz nachalnie tkliwych zdjęć i sentymentalnych krajobrazów/ tudzież przepisów na kresowe babeczki spoczywające na szemranej porcelanie ;))
OdpowiedzUsuńmam już dość tego typu blogów-klonów. mysleć jest pięknie!!! ale co zrobić, że żyjemy w kulturze obrazkowej na tylu poziomach...
zainfekowani jesteśmy wszyscy! Ty też. masz w ręku/ głowie lekarstwa- przyjmuj i dziel się. nigdy nie wiesz na jaka ziemie padnie ziarno...
...a jak już wypiją pomyje to będą szukać wody ze strumienia...
Pozdrawiam.
Dziękuję.
OdpowiedzUsuńLudzie w naturze czują się zagubieni. Są sztuczni bo świat stanął na głowie. To co normalne i naturalne budzi lęk. Gdy patrzę na mieszczuchów nachodzą mnie takie myśli jak autorkę.
OdpowiedzUsuńHej Ewo,
OdpowiedzUsuńrozbawiłaś mnie bardzo tym artykułem o mieszczuchach. Fajnie napisany. Z punktem drugim nie całkiem się zgodzę, bo w Grodzie Kraka jak nie patrzysz pod nogi to zęby niechybnie wybijesz, potknąwszy się na płytce chodnikowej. Lub wpadłszy w psią kupkę o miękkiej konsystencji (nie wiem czemu tyle psów ma rozwolnienie), przejedziesz na drugą stronę ulicy, wcale tego nie planując.
Z moich obserwacji wynika, że najbardziej w swoim mniemaniu, miejskie zachowanie prezentują mieszczuchy w pierwszym lub drugim pokoleniu. Jest bardzo zabawnym, gdy odwiedza Cię pańcia z miasta, na obcasach i kiedy wreszcie się wyluzuje, to jej się wymknie niechcący, że krowę doić to ona może nauczyć, bo jej mama....
Mnie bardziej przeraża, że jak czekam na Zosię, gdy ta baletuje raz w tygodniu, to na kilkanaście siedzących osób o dużej rozbieżności wieku, ja jestem jedyną, która czyta. Przy okazji wytrząsania siana z książki, które obficie sypie mi się z czapki (bo przed chwilą karmiłam konie) łypie na nich i zastanawiam się co oni robią. Siedzą bez ruchu....może właśnie przeprowadzają skomplikowane obliczenia matematyczne. Myślą nad nowym wynalazkiem. Obawiam się, że nie.
Może podział na tych z miasta i na tych ze wsi jest zbyt prosty, stereotypowy.
Muszę Ci Ewo przyznać, że zmusiłaś mnie do myślenia i to o godzinie, o której zwykle padam już po wiejskim dniu. Czyli z kurami spać chodzę, tyle tylko, że ich jeszcze nie mam.
A temat ogłupiania przez telewizję i inne media, to dopiero rzeka.
Może u siebie coś o tym napiszę. Pozdrawiam, Ł
Wczytałam się dzisiaj w Twoje posty i muszę napisać, że nie ze wszystkim się zgadzam. Owszem - znam paniusie, które w klapeczkach z koralikami i szyfonach przyjeżdżały do nas. Ale wystarczyła jedna przeprawa od kładeczki drogą gminną, by zaopatrzyły się w kalosze... Ale czy "powrót do natury" musi wiązać się z negacją zdobyczy cywilizacyjnych - no nie wiem. Można wsłuchiwać się w odgłosy natury i kontemplować wicie wichru, ale czyż nie jest pięknie posłuchać dobrej muzyki. Takiej, jaką lubimy? Czy nie warto włączyć czasem tv, żeby obejrzeć interesujący film i odwiedzić "inne światy", czy musi dziwić fascynacja ogniem u ludzi, którzy żywego ognia na co dzień nie mają? Wydaje mi się, że zachwyt nad pięknem i chęć uchwycenia go na migawce też nie jest niczym zdrożnym. Piszesz, że jesteśmy uzależnieni od elektryczności, hydrauliki, internetu, aparatu fotograficznego, telefonu - tak. Bo w takich czasach przyszło nam żyć. Czy naprawdę chciałabyś cofnąć się w czasie, oświetlać dom pochodniami i świecami, myć się w balii wodą przyniesioną we własnych rękach ze studni lub strumienia? Bo ja niekoniecznie. Bez internetu na wsi nie miałabym pracy, bez telefonu - nie miałabym zleceń, bez samochodu ( też wytwór cywilizacji ) dotarcie do innych zabudowań zajęłoby mi godzinę ( no - chyba, że mielibyśmy konie i powóz ).Ale ja myślę, że chodziło Ci bardziej o to, że w miastach ludzie bardziej się izolują wbrew pozorom. I jak już dołączą do bezlitosnego wyścigu zatracają gdzieś poczucie wolności.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Asia ( uzależniona od elektryczności, prysznica, internetu, telefonu i ukochanej muzyki w domu " na środku niczego ".
Przeczytałam o Syndromie i się ucieszyłam, że i w mieście da się prowadzić wiejskie zycie. O ile zachowa się uważność i skupienie.
OdpowiedzUsuńMam wrażenie, że coraz bardziej mi się udaje. ;)
Dziękuję, cudzinka, chyba jednak jakoś mi się udało przekazać myśl... ;-)Ale czy się da, nie wiem... zbyt wielka zasłona przed żywiołami, jak dla mnie. Jednak próbować można. ES
OdpowiedzUsuńdziękuję, Ewo i cudzinko.
OdpowiedzUsuńw miescie: ziemia - tak, powietrze - tak, ogień - nie, woda - tak, przestrzeń - mało. przy czem ziemia, powietrze i woda skażone, zanieczyszczone...
Mnie brakuje Natury. Gromadzę ją i uczłowieczam -> mnóstwo roślin w doniczkach, ptaki w wolierze... a chciałabym to wszystko mieć na podwórzu, za oknem, w ogródku, na kwietniku w sadzie. I móc usiąść, przejść obok i patrzeć, jak płynie życie w odwiecznym kole pór roku. Mogę popatrzeć na klony i topole rosnące przy kamienicy. Na kawki i gawrony podkarmiające jeszcze młode z tegorocznego lęgu, obserwować kłócące się o ziarno wróble, mazurki i dzwońce okupujące karmnik zaokienny. I to wszystko. Na więcej nie mam czasu... nowa praca zabiera mi całe dnie, które spędzam niemal jak w bunkrze, bo okna wysoko, zobaczyć można tylko szarość nieba.
OdpowiedzUsuńEch, po cichutku zazdroszczę życia tak blisko Natury. Gdybym tylko mogła się wynieść gdzieś w leśne ostępy lub w jakąś głuszę... np. w Bieszczady...