Pełnia spełnia i wypełnia to, co nów rozpoczął. Aż żem zajrzała właśnie w zapiski blogowe, żeby sobie przypomnieć co się na nowiu działo i pojąć to własciwie. Bo jak się ma rozrzucenie wtedy przyczepy gnoju na nowym poletku i oddanie starego woza do naprawy do tego, co zakwitło dzisiaj?
Ano mianowicie nieznajomi okoliczni przybysze zapytali mnie wprost, wyległą na ganek po dzwonku do drzwi, czy to prawda, że jestem siostrą pani HGW (po swojsku Szefową Bufetu zwanej), i że bywa u mnie w celu kosztowania koziego sera sam Premier DT...
Biorąc to pytanie za żart zapytałam, kto taką fantastyczną wieść rozpuszcza na mój skromny temat.
Tu padły pewne sugestie, które dopiero po pewnym czasie nasunęły mi pomysł, skąd owa bujda wyszła i jak się mogła rozwinąć w ten szaleńczo mitomański i bzdurny sposób. Niestety było już po ptokach, bo przybyli odeszli. A skierowałabym we właściwe progi, choć nie "siostry", tylko "brata" lubującego się w przesadnych opowieściach na własny temat.
Pan Jacek z Boskiej Woli opisał był kiedyś jak to ludziska wiejskie Niemcem go zrobiły, pilnującym posiadłości i koni jakiegoś niemieckiego właściciela. A on tylko o Bismarcku bodajże na swoim blogu wtedy się rozpisywał i szczerze wyznawał, że Kociewiak rodem.
No, to go przebiłam!
Przybyli odeszli z niedowierzającymi w me zaprzeczenia minami (no, tak, my wiemy, wiemy, o takich rzeczach lepiej nie rozpowiadać...), na odchodnym oglądając ciekawie obejście samej siostry pani Prezydentki i znajomej Premiera.
Ponieważ wiem, że ten blog ma również miejscowych Czytelników, to przy okazji tej anegdoty składam tutaj i teraz stanowcze dementi. Nie jestem siostrą pani Prezydent Warszawy, ani znajomą Premiera dostarczającą mu smakołyki (łoj, za wysokie progi na me domowe i amatorskie przetwory). Choć... he, parę ciekawszych rzeczy by się znalazło w drzewie genealogicznym rodu noszącego nazwisko mojego Taty od ponad udokumentowanych tysiąca lat. Ale tak naprawdę to nikt nie wie jaka była przeszłość mych Przodków, oprócz tego, że przywołał ich pan Sapkowski, pisarz, w pewnej swej sławnej historycznej trylogii. I od niego dowiedziałam się, że swego czasu były to lokalnie niezłe "sk...syny" (no, jakiś XII-XIII wiek) na pograniczu śląsko-czeskim. Ale to nie ma zgoła nic do rzeczy przecież...
Jest po prostu... fantastycznie.
Oto i siła plotki! Ewo, a czy jesteś pewna, że Twoje dementi pokona wieść gminną?:-)))
OdpowiedzUsuńzaprzecza a więc jest coś na rzeczy ;)
OdpowiedzUsuńEwo nie ma co się wstydzić rodziny z W-wy. :)
OdpowiedzUsuńA ja- mieszkanka pogranicza śląsko-czeskiego i zagorzała fanka Sapkowskiego, ciekawa jestem nazwiska Przodków :-)
OdpowiedzUsuńKtoś kiedys powiedział, że każde zainteresowanie jest lepsze od obojętności. Wygląda więc na to, że póki o Tobie mówią (bez względu na to co) to nie jest źle i cieszyć się należy :) U nas na wsi skłonności do nadinterpretacji są źródłem wielu ciekawych historyjek :)
OdpowiedzUsuńHmmm... Premier kupujący Wasze serki, to niezła reklama produktu hehehe :) Pozdrawiam
Riannon, jeśli masz profil na Fb, to powiedz mi czego mam szukać, wtedy zaproszę cię do znajomych. ;-) Pozdrawiam, ES
OdpowiedzUsuńJeśli chodzi o serek z miętą, to godzien stołów nawet królewskich , w życiu nie jadłam lepszego koziego sera.
OdpowiedzUsuńmp, ;-)
OdpowiedzUsuńTak, mam profil :-) Serdecznie zapraszam, jestem pod tym linkiem:
OdpowiedzUsuńhttp://www.facebook.com/aneta.tyl?ref=tn_tnmn