3 lipca 2013

Sienny czas

Sienny czas jeszcze się nie skończył, trwa, teraz z okazji pogody i kolejnej łąki ze skoszoną trawą, którą z wolna ściągamy. Na razie na pace. Chłopaki na wiosce wszyscy wysztywnieni, "nie wiedzą, kiedy będą w stanie pomóc"... mają fazę, jednym słowem.
Moje dni płyną tak samo, pracy po pachy. Od porannego udoju do wieczornego. Karmienie, karmienie, pilnowanie, karmienie, i pojenie. Naprawdę można się zmęczyć. I gdy nawet wieczorem, czy w trakcie dnia trafi się jakiś człowiek czy ludzie do pogadania, to przeważnie milczę. Zapadam w siebie, bo mi się już nawet cieszyć i bawić nie chce.
To też musi jakaś faza u mnie. Bo coś się we mnie zmienia, tylko jeszcze nie wiem co. W pojmowaniu świata, życia, siebie, wszystkiego.

W oborze zagnieździły się latoś - po raz pierwszy - jaskółki i wychowują czeredkę piskląt. Przyjemność patrzeć. Nawet, gdy zaaferowani skrzydlaci rodzice atakują z powietrza, niczym samoloty bojowe, wypoczywające na podwórzu kocury, które przestraszone uciekają w różne zakamarki.

Rozpracowałyśmy używanie grilla. Znalazł się sposób prosty i tani, i szybki, kompletnie zwyczajny, bez potrzeby stosowania snobistycznych akcesoriów.

Zjawił się też pan elektryk i teraz poddasze ma już wreszcie właściwe oświetlenie, w łazience, w kąciku kuchennym, nową lampę. Niestety, hydraulik jedynie stwierdził, że śruba za mała, brak kolanek i pompka do rezerwuaru niewłaściwa, trzeba wymienić w sklepie, zatem sprawy hydrauliczne jeszcze przed nami.

1 komentarz:

  1. Miałam parkę jaskółek pod okapem domu i bardzo mnie cieszyła ich obecność. Co rok wychowywały młode. Niestety dzieci od sąsiadów przegoniły je kamieniami...Szkoda bo to szczęście dla domu...

    OdpowiedzUsuń