22 lipca 2013

U źródła

Było kilka dni festiwalowych, które w tym roku przebiegły dla nas spokojniej, niż do tej pory bywało. Nadmiar pracy, jak dotychczas, uzupełnili za to goście.
Miałyśmy zatem na podwórku camping pewnej rodziny z Radomskiego, dwoje bardzo sympatycznych dzieciaków i rodzice, których poznałyśmy już w zeszłym roku na festiwalu, jako miłośników mojego bloga. Mieszkają w małej miejscowości, uprawiają swoją małą działeczkę, hodują kury i przyrządzają własne wędliny i przetwory, zafascynowani samowystarczalnością.



A na poddaszu stacjonował mistrz ceramiki Jerzy ze swą drugą połówką, Liwią. Co prawda z nimi widziałam się głównie w czas koncertów, rankiem i w nocy, gdy zjeżdżali z imprezy, bo mieli na niej swoje całodzienne stoisko. Ale najważniejsze informacje z życia sobie przekazaliśmy i okazało się, że jesteśmy już chyba szczerze zaprzyjaźnieni. W tej czułej dziedzinie jednak trzeba trochę się pospotykać i pogadać o tym i owym, aby coś takiego rzeczywiście zaiskrzyło.
Nasi goście rozpoczęli już szczęśliwie budowę domu na swoim nowym siedlisku pod Ełkiem, w typie słoma i glina. Jerzy jest całkiem zakręcony budową. A co do wolontariuszy, zjadających więcej, niż warta jest ich darmowa praca żeśmy się razem pośmiali, mając podobne spostrzeżenia.

Zdjęć z festiwalu nie daję żadnych, bo zwyczajnie ich nie robiłam. Powiem tylko, że Źródło zabiło trzy razy. Tylko trzy, albo aż trzy. Pierwszy raz w piątek na występie Czeremszyny, świeżo z Francji wróconej, która dała z siebie bardzo dużo swojskiego blasku. Aż mi się czakry odblokowały i nieomal tańczyłam. Drugi raz w sobotę podczas występu angielskiego Transglobal Underground wraz z Albańczykami z Fanfara Tirana. I po raz trzeci w niedzielę, gdy już tylko źródełko psiknęło kilka razy przy dźwiękach ukraińskiej grupy Hulajhorod i białoruskim śpiewie Apostazji Nahajkiewiczowej, śpiewających przy polskiej grupie R.U.T.A. Jednak punkowa wersja dawnych pieśni buntowniczych chłopów pańszczyźnianych słabo nam przypadła do gustu i gdyby nie owi cudowni i magiczni ruscy śpiewacy, żadna kropla źródlana by się nie wylała. Moim skromnym zdaniem, oczywiście.

Dzisiaj wszyscy goście rozjechali się w swoje kierunki. Oto jeden z nich.



Przedtem jednak Jerzy, w zamian za wymianę barterową, dał Ani lekcję toczenia na kole garncarskim.


W chatce dziadka.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz